Gama komputerów rowerowych Garmina nie jest wprawdzie jeszcze tak zagmatwana, jak gama zegarków tej firmy, ale i tak można się w niej trochę pogubić. Na jaki model zwrócić uwagę, jeżeli mamy jasno określone potrzeby albo budżet?
Poniżej znajdziecie krótki opis wszystkich aktualnie dostępnych w sprzedaży modeli, którymi warto się zainteresować. Razem z informacjami o tym, dlaczego warto się nimi zainteresować – albo dlaczego w niektórych przypadkach warto ich unikać i poszukać czegoś innego.
Garmin Edge 130 Plus – 670 zł
Najtańszy w tej chwili komputer rowerowy w ofercie Garmina i z pozoru najmniej atrakcyjny – szczególnie patrząc na jego czarno-biały ekran. To jednak tylko pierwsze wrażenie.
W praktyce Edge 130 Plus jest naprawdę interesującym komputerem rowerowym, jeżeli naszym głównym zastosowaniem są treningi, a mapy i precyzyjna nawigacja nie są dla nas w ogóle istotne. Owszem, teoretycznie Edge 130 Plus oferuje opcję nawigacji po zapisanym kursie, ale bez podkładu mapowego w warunkach rowerowych zdecydowanie nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie.
W zamiast za tę niedogodność dostajemy opcję obsługi treningów – zarówno tych z zewnętrznych serwisów, jak i treningów Garmina, a także adaptacyjnych sugestii treningowych. Do tego dochodzi jeszcze m.in. obsługa mierników mocy, szacowanie pułapu tlenowego, ClimbPro, obsługa urządzeń z serii Varia (czyli przede wszystkim radaru wstecznego), kooperacja z trenażerami i naprawdę kompaktowa konstrukcja – całość ma zaledwie 41 x 63 x 16 mm oraz masę zaledwie 33 g.
Wady? Przy takich rozmiarach ekranu i jego ogólnej czarno-białości, można byłoby oczekiwać trochę więcej czasu w jednym ładowaniu niż 12 godzin.
Kiedy warto? Kiedy zależy nam głównie na treningu albo po prostu na jak najprostszym komputerze rowerowym, który bezproblemowo będzie się synchronizował z ekosystemem Garmina. Czyli na przykład wtedy, kiedy mamy już jakiś zegarek, ale nie lubimy z nim jeździć, a z drugiej strony nie chcemy wydawać fortuny na sprzęt, którego możemy używać tylko na rowerze.
Kiedy unikać? jeżeli chcemy coś, co wytrzyma naprawdę całodniowy przejazd, jeżeli potrzebujemy faktycznej nawigacji albo po prostu nie lubimy czarno-białych ekranów.
Garmin Edge 530 – 850 zł
Spory skok pod adekwatnie każdym możliwym względem – poza ceną. W tym przypadku akurat różnica jest niewielka i nie zdziwiłoby mnie, gdyby większość potencjalnych zakupów 130 Plus było zjadanych przez sprzedaż 830.
Co tutaj dostajemy? Większą obudowę, większy, kolorowy ekran, mapy (!), nawigację, a także dodatkowe funkcje oceny treningu, takie jak obciążenie, typ obciążenia/efekt treningu, aklimatyzacja temperaturowa i wysokościowa i do 20 godzin pracy na jednym ładowaniu oraz dynamikę jazdy (dodatkowe informacje przy dwustronnym pomiarze mocy). W dużym skrócie: poza wymiarami, masą (spokojnie, dalej jest malutki) i odrobinę wyższą ceną, Edge 530 wszystko robi zdecydowanie lepiej, a przynajmniej jest w stanie zaoferować więcej.
Wady? W kwestii nawigacji jesteśmy ograniczeni w stosunku do droższych urządzeń i np. kursy musimy tworzyć z poziomu innego sprzętu, a potem zgrywać do Edge 530. Nie możemy też np. swobodnie wyznaczyć trasy do najbliższego sklepu, wcześniej szukają po prostu w kategorii „sklepy w okolicy” – możemy najwyżej znaleźć i wskazać go na mapie.
Dodatkowo Edge 530 nie ma ekranu dotykowego, a to oznacza, iż w niektórych sytuacjach korzystanie z niego może być nieco trudniejsze, niż gdyby taki ekran był.
Kiedy warto? Kiedy potrzebujemy nawigacji, ale trasy przeważnie planujemy wcześniej w domu. Albo kiedy potrzebujemy sprzętu do rejestracji przejazdów i treningów, a okazjonalnie do pojechania w nieznane.
Kiedy unikać? Kiedy regularnie jeździmy w nieznane i chcemy sobie w trakcie podróży wytyczać nowe trasy oraz kiedy nie lubimy ekranów, które nie są dotykowe.
Garmin Edge Explore 2 – 1210 zł
Najnowsze i teoretycznie mało sportowo-treningowe uzupełnienie oferty Garmina, ale z kilkoma nowymi sztuczkami.
Przede wszystkim dostajemy w Edge Explore 2 duży ekran (3″) oraz pełnoprawną nawigację i to trochę poprawioną w stosunku np. do 530/830. Do tego Garmin dorzucił jeszcze ClimbPro, a także… obsługę pomiaru mocy. Nie znajdziemy tutaj wprawdzie funkcji treningowych we adekwatnie żadnym wydaniu, ale jeżeli ktoś wychodzi po prostu pojeździć i chce wiedzieć, czy danego dnia tę prostą albo podjazd pojechał mocniej i przy okazji poznać swój pułap tlenowy – będzie jak znalazł.
Kiedy warto? Kiedy szukamy czegoś z dużym ekranem i nawigacją, ale nie zależy nam na prowadzeniu za rączkę przez poszczególne interwały.
Kiedy unikać? Kiedy jednak zależy nam na tych interwałach.
Garmin Edge 830 – 1300 zł
Lata mijają, a to wciąż jest adekwatnie ten komputer rowerowy z oferty Garmina, od którego warto zacząć przeglądanie całej oferty. Ma wszystko to, co 830 i większość tego – przynajmniej tego, co istotne – w droższych modelach, a jednocześnie pozostaje kompaktowy i rozsądnie wyceniony. Przejeździłem z Edge 830 kilkanaście tysięcy kilometrów – w tym z nawigacją w kompletnie nieznane tereny – i na 1040 przesiadłem się głównie z… nudów.
Różnice w stosunku do Edge 530? Głównie dotykowy ekran i dodatkowe funkcje nawigacyjne. W stosunku do Edge 1030 Plus tracimy głównie adaptacyjne sugestie treningowe, a także zdecydowanie większy ekran (3,5″ w Edge 1030, 2,6″ w 530/830). 1030 Plus ma też odrobinę lepszy akumulator – wystarczy na maksymalnie 24 godziny (w normalnym trybie), podczas gdy 830 – na 20 godzin.
Kiedy warto? Kiedy chcecie mieć 95% tego, co oferuje Garmin w świecie komputerów rowerowych, ale nie chcecie za to płacić tyle, ile za 1040, a przy okazji nie przeszkadza wam niewielki ekran (tak, da się z nim nawigować). Kiedy unikać? Kiedy uznamy, iż te 2,6″ to dla nas za mało. Ale – i dalej mówimy o nawigacjach rowerowych – przeważnie te 2,6″ naprawdę powinno wystarczyć.
Garmin Edge 1030 Plus – 2300-2500 zł
Właściwie wszystkie najważniejsze kwestie zostały już omówione przy 830 – tak, to w dużej mierze jest 830, ale z porażająco większym ekranem (sam ekran w 1030 Plus ma wymiary prawie jak cały 830), sugestiami treningowymi i odrobinę lepszym czasem pracy na jednym ładowaniu.
Poza tym to w dużej mierze bardzo zbliżone urządzenia – wybieramy więc głównie pomiędzy rozmiarem wyświetlacza.
Co istotne – ceny 1030 Plus jakoś niespecjalnie chcą spadać w satysfakcjonującym tempie, w związku z czym można się spotkać z sytuacją, kiedy 1030 Plus kosztuje podobne pieniądze, co 1040. Nie zastanawiajcie się dwa razy i bierzcie 1040, choćby jeżeli trzeba byłoby dołożyć 100-200 zł.
Kiedy warto? Kiedy wiemy, iż potrzebujemy dużego ekranu, a do tego te 4 godziny czasu pracy na jednym ładowaniu stanowią dla nas sporą różnicę. Kiedy unikać? Kiedy chcemy mieć tańsze i mniejsze urządzenie, które potrafi adekwatnie to samo.
Garmin Edge 1040 i 1040 Solar – 2400 zł i więcej
Najnowsze i chyba bezdyskusyjnie najlepsze sprzęty Garmina w tej kategorii – o ile oczywiście nie przeszkadza nam ich rozmiar.
Jeśli chodzi o jakieś przełomowe funkcje w oprogramowaniu, to nie ma ich szokująco wiele. Jest Stamina, która pozwoli nam określić (o ile sami tego nie wiemy), ile energii zostało nam jeszcze do wykorzystania, jest opcja tworzenia planu mocy dla wszystkich przejazdu, jest nowe interfejs, jest odrobinę poprawiona nawigacja, jest nowy system oceny treningu albo naszych umiejętności rowerowych, a do tego jeszcze kilka innych drobiazgów. Pojawił się też dwuzakresowy GPS, ale przyznaję się, iż w moich warunkach przeważnie z niego po prostu nie korzystam.
Dlaczego więc warto w ogóle rozważać 1040, skoro kosztuje małą fortunę, a nie zmieni naszego świata? Powody są dwa. Pierwszy jest taki, iż Edge 1040 działa zdecydowanie szybciej od poprzednich modeli – od 530/830/1030 Plus zauważalnie, od 1030 (bez plusa) – zdecydowanie szybciej.
Drugi argument – czas pracy na jednym ładowaniu. Jest nieporównywalnie lepszy od wszystkiego, co Garmin zaprezentował wcześniej, i to bez konieczności podłączania dodatkowych powerbanków. Już zwykły Edge 1040 powinien nam zapewnić wiele dni bezproblemowej jazdy, a Solar – o ile nie jeździmy wieczorami i nocą – wystarczy na wiele tygodni (!) codziennych przejazdów. Mój przykład – przeważnie jeżdżę około 1000-1200 km miesięcznie i każdego miesiąca ładuję 1040 może raz. A czasem choćby rzadziej.
Kiedy warto? Kiedy po prostu chcemy mieć najlepszy, najszybszy, najbardziej rozbudowany i najdłużej wytrzymujący bez ładowania komputer rowerowy Garmina. Kiedy unikać? Kiedy niekoniecznie chcemy płacić aż tyle za sprzęt, który sprawdzi nam się tylko i wyłącznie na rowerze. Dużo tańszy Edge 830 zrobi sensownie większość tego, co 1040, z kolei Edge Explore ma już całkiem spory ekran, działa gwałtownie i kompromisem będzie głównie kwestia treningowa.
A może coś starszego?
W 2022 r. – nie jestem pewien, czy miałbym czyste sumienie, gdybym polecił coś starszego, niż to, co znalazło się na powyższej liście. Trzeba przy tym pamiętać, iż seria Edge jest przeważnie stosunkowo rzadko aktualizowana i tak np. Edge 830 pojawił się na rynku w połowie 2019 r. – 3,5 roku później dalej jest dla tej linii modelowej najnowszym przedstawicielem. Gdyby więc polecać coś jeszcze starszego, to miałoby konstrukcyjnie 6-7 lat. Nie podejmę się takich rekomendacji.
A może czekać na coś nowego?
Owszem, można. Szczególnie jeżeli mamy budżet gdzieś tak pomiędzy 830 a 1040 (dość spory rozstrzał, ale niech będzie), chcemy mieć komputer rowerowy, który przetrwa kolejne lata bez problemu, a do tego nie spieszy nam się z wymianą i 1040 jest dla nas po prostu za duży.
Można spokojnie założyć, iż za jakiś czas pojawi się co najmniej 840, czyli 1040, ale w mniejszym opakowaniu. I kto wie – może zajmie w gamie Garmina pozycję do tej pory zajmowaną przez 830, czyli: więcej niż potrzeba, w świetnie kompaktowym opakowaniu i cenie, która nie wyrywa z kapci.
Choć w obecnej sytuacji tego ostatniego nie można być nigdy pewnym.