Krzysztof Śmigiel o starcie siatkarzy w igrzyskach w Atlancie: to był kosmos! (WYWIAD)

nabialoczerwonym.com 2 miesięcy temu
SIATKÓWKA. 28 lat temu, w Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku, wystąpiła siatkarska reprezentacja Polski. Działo się to dokładnie dwie dekady po złotym medalu, jaki biało-czerwoni zdobyli w Montrealu. Imprezę w Stanach Zjednoczonych wspomina Krzysztof Śmigiel, jeden z naszych ówczesnych siatkarzy-olimpijczyków. Co robi obecnie?
Krzysztof Śmigiel, były reprezentant Polski i olimpijczyk z Atlanty. Fot. Archiwum prywatne.
Obecnie polska siatkówka liczy się w świecie i Europie, w Polsce cieszy się dużym zainteresowaniem kibiców. Transmisje telewizyjne, oprawa, sponsorzy, dobry system szkolenia - można powiedzieć, iż jest to dziś chleb powszedni. 28 lat temu nasi siatkarze jechali do Atlanty niczym ubogi krewny, zajęli tam jedenaste, przedostatnie miejsce. Z perspektywy czasu można jednak powiedzieć, iż udział w tej imprezie w pewnym sensie okazał się przełomowy, ze sportowego jak i organizacyjnego punktu widzenia. Już dziesięć lat później Polacy zostali wicemistrzami świata, był to pierwszy duży sukces męskiej kadry w XXI wieku.

Turniej olimpijski w Atlancie wspomina Krzysztof Śmigiel (rocznik 1974), urodzony w Szczecinie 58-krotny reprezentant Polski, grający m.in. w takich klubach jak AZS Częstochowa, Czarni Radom, AZS Olsztyn, francuski Montpellier Voley, GTPS Gorzów Wielkopolski oraz MKS MDK Trzcianka.

28 lat temu długo ważyły się w ogóle wasze losy, czy pojedziecie na igrzyska do Atlanty. Cel osiągnęliście dopiero w maju, nieco ponad dwa miesiące przed główną imprezą. Proszę przypomnieć okoliczności tego awansu.
Krzysztof Śmigiel: - Dostaliśmy szansę gry w ostatnim turnieju kwalifikacyjnym przed igrzyskami, który odbył się w Grecji. W decydującym pojedynku przyszło nam zmierzyć się z reprezentacją gospodarzy. Pamiętam, iż kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, iż nie możemy grać w koszulkach, które ze sobą przywieźliśmy. Działacze związkowi musieli załatwić nam inne, specjalnie na ten turniej. FIVB (Światowa Federacja Piłki Siatkowej - przyp. autora) miała bowiem podpisane umowy z Adidasem, Mizuno, natomiast my występowaliśmy w strojach Reeboka. Na mecz z nami Grecy wyszli natomiast w dresach, na których mieli pięć kółek olimpijskich. Wyglądało na to, iż już byli pewni swojego występu w igrzyskach. Nie ma co ukrywać, zdenerwowali nas takim podejściem.
Wygraliśmy 3:2 i to my wywalczyliśmy przepustki do Atlanty! Prawdopodobnie Grecy po tej porażce pobili się między sobą w szatni, bo potem wyszli z niej poobijani.
Nie mogli pogodzić się z tym, iż przegrali z niedocenianą Polską, która ostatni sukces w igrzyskach, złoty medal, wywalczyła w pamiętnym 1976 roku w Montrealu. W turnieju eliminacyjnym w Grecji biało-czerwoni pokonali także Japonię 3:1 oraz w takich samych rozmiarach Hiszpanię - przyp. autora.
Dla dzisiejszego pokolenia zawodników perypetie z koszulkami mogą wydawać się przynajmniej śmieszne... To tylko wskazuje, w jakim miejscu była polska siatkówka niespełna trzydzieści lat temu i gdzie jest obecnie.
- Z perspektywy czasu mogę powiedzieć najprościej jak tylko można - jadąc do Atlanty, kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co nas czeka i w czym przyjdzie nam brać udział. Dopiero na miejscu, w wiosce olimpijskiej, pewne niuanse i okoliczności otwierały nam oczy. Nie jest pan pierwszą osobą, która ostatnio mnie o to pyta. Jak już mówiłem, sponsorem naszej reprezentacji w tym czasie był Reebok, ta firma nie miała nic wspólnego w FIVB. W wiosce mogliśmy jeszcze poruszać się w jej strojach, ale na treningach i meczach musieliśmy mieć te z Adidasa. Przebieraliśmy się więc najczęściej w drodze, w autokarze. Trzeba było zasłaniać znaczki Reeboka. Graliśmy w letnich igrzyskach a robiliśmy niesamowite "kombinacje alpejskie" (śmiech). Ja na przykład byłem jednym z pierwszych polskich siatkarzy, którzy grali w wysokich butach. Na miejscu okazało się, iż absolutnie nie mogę pojawić się w nich na parkiecie, była wielka panika, co zrobić, żebym mógł w ogóle zagrać w meczach. Ponieważ przeszedłem kilka kontuzji kostek, musiałem mieć założone stabilizatory. Teraz takie sytuacje są niedopuszczalne, dziś to wiemy.
Wtedy dobierano mi jakieś inne buty, w ogóle nie przeznaczone do gry w siatkówkę. Pierwsze jakie dostałem nadawały się chyba do gry w... squasha! Tylko takie można było już zdobyć na miejscu.
Powtórzę więc jeszcze raz - siatkówka pod względem organizacyjnym, otoczki, atmosfery, zainteresowania kibiców, bardzo różniła się od obecnej.
- Mało tego, mogę powiedzieć, iż kiedy wywalczyliśmy awans na igrzyska, wiele osób dowiedziało się w ogóle, iż polska ma reprezentację siatkarską. W ogóle to niesamowita historia, jak w ogóle stało się, iż pojechaliśmy do Atlanty. Graliśmy w różnych turniejach, udało się zakwalifikować już w ostatnim możliwym. Teraz siatkówka w Polsce jest niczym rozpędzona machina, adekwatnie nie do zatrzymania.
Jeśli chodzi o wyniki sportowe, w igrzyskach przegrywaliśmy po 0:3 z USA, Kubą, Brazylią, Bułgarią oraz 1:3 z Argentyną. Start w Atlancie zakończył się na przedostatnim, jedenastym miejscu. Wielu z was, ówczesnych kadrowiczów, to były młokosy, 20-letni lub nieco starsi. Późniejsze sławy polskiej siatkówki: Piotr Gruszka, Damian Dacewicz, Marcin Nowak, Paweł Zagumny, pan, wtedy pojechaliście tam po naukę, momentami była bolesna...
- W naszym przypadku bardzo odpowiednie było słynne hasło Pierre'a do Coubertine'a (pomysłodawcy igrzysk olimpijskich - przyp. autora), iż nie najważniejsze jest zwycięstwo ale sam udział. W pięciu spotkaniach wygraliśmy jednego seta. Mam tę satysfakcję, iż to właśnie ja zakończyłem akcję, która dała nam zwycięstwo w pierwszej partii meczu z Argentyną (15:7 - przyp. autora). adekwatnie na tym mógłbym zakończyć sportowe podsumowanie naszego występu w tym turnieju. W porównaniu ze sławami siatkówki byliśmy jak grupa dzieciaków, która w ostatniej chwili dołączyła do grona najlepszych. Nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy, w czym weźmiemy udział. Ja byłem wtedy młodym graczem, 22-letnim, takim uzupełnieniem pierwszego składu.
Pamiętam ciągłe wyjazdy, mecze, turnieje, zgrupowania, lotniska, samoloty, hotele. Zaliczyliśmy wtedy może dziesięć procent tych przygotowań, które dziś normalnie robi każda drużyna w naszej Plus Lidze.
Sztab szkoleniowcy naszej reprezentacji tworzyli adekwatnie tylko trener Wiktor Krebok i jego asystent Grzegorz Ryś. Zobaczyliśmy na przykład, iż rozgrywający Amerykanów ma słuchawkę w uchu. Zdziwiliśmy się, dopiero Krzysiek Stelmach, który już był gwiazdą topowej wtedy ligi włoskiej, powiedział nam, iż to są normalne rzeczy, ale dla nas były absolutnym kosmosem! Teraz mam też i osobistą satysfakcję z tego, iż może w niezbyt dużym stopniu, ale jednak przyczyniłem się do tego, iż siatkówka w Polsce wtedy ruszyła z miejsca, stawała się bardziej profesjonalna. Czegokolwiek by nie mówić, był to pierwszy udział naszej reprezentacji w igrzyskach od 1980 roku.
Gdybyśmy wtedy w kwalifikacjach olimpijskich nie wygrali tego decydującego spotkania z Grekami, być może w ogóle nie byłoby tego tematu, pewnie dziś nie rozmawialibyśmy, nie wiedzielibyśmy choćby o swoim istnieniu.
Okazało się, iż stać na to, aby na takie imprezy jechać. Dziś w Paryżu wystartują zarówno mężczyźni jak i kobiety, dwie siatkarskie reprezentacje, dla mnie to jest absolutny fenomen, bez względu na to, jakie ostatecznie osiągną wyniki.
Których rywali z najwyższej, światowej półki zapamiętał pan szczególnie?
- Zmierzyliśmy z ekipami, które były mocne i zorganizowane, a my wcześniej nie mieliśmy tak naprawdę większego pojęcia o ich sile. Z naszej strony to wszystko było absolutną improwizacją. Tymczasem w pewnym momencie stajesz po drugiej stronie siatki naprzeciwko Giby, brazylijskiej gwiazdy. To była niesamowita sprawa, kiedy choćby dostałem od niego "czapę" (w siatkarskim żargonie oznacza to zablokowanie ataku przeciwnika - przyp. autora). To była gigantyczna frajda i przyjemność grać przeciwko takiemu facetowi czy innym gwiazdom. Mistrzami olimpijskimi zostali wtedy Holendrzy, w finale pokonali Włochów 3:2. Wprawdzie z tymi drużynami nie zagraliśmy w Atlancie, ale było kogo podziwiać. Czołowi siatkarze Holandii - Bas Van de Goor czy Guido Gortzen oraz inni - byli w tamtym czasie idolami, wzorami dla młodzieży.
Pomijając sprawy sportowe, ma pan jakieś pamiątki z Atlanty, swoich jedynych igrzysk w karierze?
- Zostawiłem sobie na pamiątkę torbę, garnitur olimpijski, w którym uczestniczyłem w ceremonii otwarcia igrzysk. Zachowały się też drobne gadżety, karty, identyfikatory.
Na co pan liczy jeżeli chodzi o występy reprezentacji Polski na tegorocznych igrzyskach w Paryżu?
- Będę gorąco kibicował obu naszym drużynom. W przypadku męskiej ekipy, jestem wstrzemięźliwy i umiarkowany, co do prognozowania wyników. Nikola Grbić i zawodnicy nie mają łatwego zadania.
Poczekajmy na to, żeby weszli do ćwierćfinału, życzę im tego, żeby później dostali się do strefy medalowej. Powiem tak, będę spokojniejszy, kiedy chłopaki trafią już do fazy pucharowej.
Wcześniej, w grupie przyjdzie im zmierzyć się z bardzo trudnymi przeciwnikami (kolejno: Egiptem, Brazylią i Włochami - przyp. autora). Siatkówka, szczególnie w okresie przedolimpijskim, doszła do takiej sytuacji, iż wszyscy chcą jakby ukryć swoje atuty przed rywalami, nie odsłaniać wszystkich kart. Czy to dobre posunięcia? Czas pokaże i zweryfikuje. Będę także kibicował kobiecej reprezentacji (rywalkami Polek w grupie będą: Japonia, Kenia i Brazylia - przyp. autora).
Co w tej chwili robi Krzysztof Śmigiel? Wielu pana dawnych kolegów z reprezentacji pełni jeszcze różne role w siatkówce, trenerów, działaczy, menedżerów, komentatorów. Pan przed laty prowadził szkółkę siatkarską, a dziś?
- Mam firmę budowlaną, aktualnie realizujemy kontrakt w Holandii, pracy jest dużo, trzeba "zasuwać". Nie pełnię już teraz żadnych funkcji w siatkówce, ale cały czas kibicuję i obserwuję, co dzieje się wokół niej dzieje.
Dziękuję za rozmowę.

Kadra polskich siatkarzy na igrzyskach w Atlancie'96

  • Damian Dacewicz (rok urodzenia 1974)
  • Piotr Gruszka (1977)
  • Krzysztof Janczak (1974)
  • Marcin Nowak (1975)
  • Robert Prygiel (1976)
  • Witold Roman (1967)
  • Andrzej Stelmach (1972)
  • Krzysztof Stelmach (1967)
  • Mariusz Szyszko (1969)
  • Krzysztof Śmigiel (1974)
  • Leszek Urbanowicz (1964)
  • Paweł Zagumny (1977)
  • Trener Wiktor Krebok (1943)
PIOTR STAŃCZAK

POLECAM:
  • Renata Mauer-Różańska wspomina igrzyska w Atlancie. Zaczęła piękną, medalową serię! (WYWIAD)
  • Piątka pięściarzy jedzie na Igrzyska Olimpijskie 2024 w Paryżu. Ktoś nawiąże do sukcesów Bartnika?
  • Andrzej Gołota "nadzieją białych"! Minęło 28 lat od od pierwszej walki z Riddickiem Bowe
  • Moje spotkanie z mistrzem... Józefem Łuszczkiem. To pierwszy polski czempion w biegach narciarskich!
  • Stanisław Krzesiński, słynny trener polskich zapaśników obezwładnił terrorystę! To było 40 lat temu

Kulisy przygotowań Polaków do Igrzysk Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku.
Idź do oryginalnego materiału