Koszmar. Genialna 18-latka wpadła w otchłań. "Nienawidzę tego je*** tenisa"

3 godzin temu
Mirra Andriejewa wiosną była na ustach wszystkich fanów i tenisowych ekspertów. Rosjanka wygrała dwa turnieje najwyższej rangi po Wielkim Szlemie i weszła z drzwiami do top 10 rankingu WTA. Od miesięcy przegrywa jednak z samą sobą. Na korcie płacze, rzuca lub uderza się rakietą, wystrzeliwuje piłki w trybuny, przeklina. Czy ewentualny występ w WTA Finals stanowiłby dla niej powód do dumy, czy kolejnych frustracji?
Mirra Andriejewa przegrała w środę z 219. na świecie Chinką Lin Zhu 6:4, 3:6, 2:6 w swoim pierwszym meczu na turnieju WTA 500 w Ningbo. Rosjanie napisali po tym spotkaniu: "Przykro na to patrzeć". Ich 18-letnia rodaczka walczy wciąż o kwalifikację do kończącego sezon WTA Finals w Rijadzie, ale jednocześnie notuje serię trzech porażek z rzędu. Niepowodzenia to jedno, ale kibiców martwić może także ich styl.

REKLAMA







Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie



Niepokojące występy
Młoda tenisistka od kilku miesięcy nie wytrzymuje na korcie. Niedawno odpadła na samym starcie zawodów WTA 1000 w Wuhanie, gdy mierzyła się z dwa razy starszą od niej Niemką Laurą Siegemund. Po ponad trzech godzinach rywalizacji przegrała 7:6, 3:6, 3:6.
W drugim secie podirytowana kolejnymi błędami krzyknęła po rosyjsku "Nienawidzę tego je*** tenisa". Po innym przegranym punkcie z Siegemund zaczęła płakać, a łzy towarzyszą jej w prawie każdym meczu. 37-letnia Niemka to doświadczona zawodniczka, wiedziała, jak wybić nastolatkę z rytmu. Ale zachowanie Rosjanki i tak szokowało oraz zasmucało.
Andriejewa wygląda na wyczerpaną tenisem. Największym wyzwaniem pozostaje dla niej panowanie nad emocjami, a nie mierzenie się z przeciwniczką. Po tym, jak dwa tygodnie temu uległa w 1/8 finału w Pekinie Sonay Kartal (58. WTA), przyznała, iż stara się być wobec siebie mniej wymagająca. - Uczę się łagodniejszego podejścia do swoich błędów, dawania sobie czasu, by nie oceniać siebie surowo - przekonywała. Na razie jest to trudna nauka poprzedzona kolejnymi zawalonymi sprawdzianami.
Wcześniej Andriejewa odpadła w trzeciej rundzie US Open ze 139. wówczas na świecie Taylor Townsend. Amerykanka to specjalistka od debla i sama nie kryła zaskoczenia tym zwycięstwem. Rosjanka wściekała się na korcie, w pewnym momencie wpadła w szał i zaczęła uderzać rakietą o nogę. W poprzednich latach do podobnych obrazków przyzwyczaił nas jej rodak Andriej Rublow, który wyładowując złość, potrafił bić się rakietą w kolano aż do krwi.









Po meczu z Kartal Andriejewa przyznała, iż nad tym pracuje. - Chciałam uderzyć się rakietą, ale pomyślałam, iż muszę to zmienić. Postanowiłam włożyć więcej wysiłku w zachowanie spokoju. To właśnie sprawiło, iż byłam bardzo blisko wygranej. Przynajmniej mogę się za to pochwalić, bo zwykle bardziej się denerwuję na korcie, gdy przegrywam - tłumaczyła.
W Wuhan też wyraźnie się powstrzymywała. Wzięła zamach, by rzucić rakietą o kort - jak w lipcu podczas Wimbledonu, za co otrzymała wtedy ostrzeżenie - ale ostatecznie nie rzuciła. Wzięła także zamach, by wystrzelić piłkę w trybuny - za to zachowanie kilka miesięcy temu w Indian Wells została upomniana przez sędziego - ale też tego nie zrobiła. Problem w tym, iż nadszedł kolejny mecz z Siegemund, a demony w postaci emocjonalnych reakcji wróciły.






Zaczęło się od Paryża
Kartal, Siegemund, Zhu, Townsend, w Montrealu McCartney Kessler - wspólnym mianownikiem ostatnich występów Andriejewej nie są tylko przegrane na wstępnych etapach danych turniejów, ale także nazwiska niżej sklasyfikowanych rywalek. Pierwszą tak niespodziewaną porażkę po wiosennych sukcesach 18-latka z Krasnojarsku poniosła na początku czerwca w Roland Garros. Przegrała ze znajdującą się wówczas poza top 300 rankingu WTA Lois Boisson 6:7, 3:6. Od tamtego czasu wszystko się posypało.
Czytaj także: Tak wygląda dziś Anna Kurnikowa



Niepowodzenie z Boisson stanowiło pewną cezurę dla Andriejewej w tym sezonie. Miałem okazję pojawić się na konferencji prasowej Rosjanki po meczu z reprezentantką gospodarzy w stolicy Francji. Tłum dziennikarzy chciał poznać odpowiedź na pytanie: "Mirra, co się stało?". Tłumaczyła, iż pierwszy raz tak bardzo musiała mierzyć się z presją i oczekiwaniami. Wcześniej była utalentowaną nastolatką, w Paryżu występowała już jako jedna z faworytek, zawodniczka ze światowej "10". To diametralna zmiana ról - z tzw. underdoga, wobec którego nikt nie ma oczekiwań, do gwiazdy, która ma wygrywać i zachodzić daleko w każdym turnieju.
Postrzeganie Mirry Andriejewej zmieniło się, gdy wiosną zdobyła dwa z rzędu tytuły rangi WTA 1000 w Dubaju i Indian Wells. W tym czasie dwa razy pokonała Igę Świątek i Jelenę Rybakinę, w finale w Kalifornii była lepsza od Aryny Sabalenki. Grała agresywnie, świetnie serwowała, korzystała z rad trenerki, byłej mistrzyni Wimbledonu Conchity Martinez, która z trybun podpowiadała jej, jak się ustawić, jak zagrać, jak zareagować na uderzenia przeciwniczki. Ten duet stawiano za wzór współpracy na linii szkoleniowiec - młoda tenisistka. Pojawiały się głosy, iż 18-latka w tym tempie niebawem może zdominować kobiece rozgrywki.


Ci wszyscy zapominali jednak, iż w tenisie, jak generalnie w sporcie, łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać. Prawie co roku pojawia się kolejna młoda gwiazda, która potem gwałtownie gaśnie, nie idzie za ciosem. Najbardziej wymowne przykłady z ostatnich sezonów to Jelena Ostapenko, która w wieku 20 lat wygrała Roland Garros 2017, a dziś przegrywa mecz za meczem, nigdy nie potrafiła osiągnąć tej regularności, jakimi imponują Iga Świątek czy Aryna Sabalenka. Podobnie chociażby z Sofią Kenin, która po rekordowym dla niej pandemicznym sezonie 2020, gdy jako 21-latka wygrała Australian Open, a na koniec roku była w finale Roland Garros, następnie obniżyła loty, spierała się z ojcem-trenerem, a dziś jest tylko cieniem samej siebie.
Co dalej?
Mirra Andriejewa przechodzi równie trudny okres. Nie słucha już podpowiedzi od Conchity Martinez. Trenerka siedzi na trybunach z niewyraźną miną, coraz częściej w ciszy obserwując występy nastolatki. Obie potrzebują odpoczynku, a jednocześnie do końca walczą o to, by spuentować sezon debiutem w Turnieju Mistrzyń w Arabii Saudyjskiej.



Szósta na świecie Andriejewa wciąż jest w grze, niewykluczone, iż w przyszłym tygodniu pojawi się na starcie zawodów w Tokio, występując z "dziką kartą" i walcząc o najważniejsze punkty do rankingu. Pytanie tylko, czy w obecnej sytuacji ewentualny występ w Rijadzie stanowiłby dla niej powód do dumy czy kolejnych frustracji? W WTA Finals zagra osiem najlepszych tenisistek ostatnich 12 miesięcy, a z uwagi na liczne niepowodzenia 18-letnia Rosjanka od pół roku nie miała choćby okazji mierzyć się z takimi rywalkami. w tej chwili przegrywa z tymi, które w zawodach kończących sezon choćby nie wystąpią.
Idź do oryginalnego materiału