Nie będzie lepszego momentu, by zainteresować się kobiecą piłką. Już 2 lipca rozpoczną się mistrzostwa Europy, na których pierwszy raz w historii wystąpi reprezentacja Polski. W "To jest Sport.pl" tłumaczymy, jak poruszać się w tym świecie i jaką rolę odgrywa w nim Ewa Pajor. Zastanawiamy się, jak Euro może wpłynąć na rozwój tej dyscypliny w Polsce i co zrobić, by nie zmarnować szansy. Wyliczamy też bariery, które kobiecej piłce już udało się przełamać i wspominamy o tych, które jeszcze musi pokonać. Rozprawiamy się również z licznymi mitami, np. tym, iż piłkarki chcą zarabiać tyle samo, co piłkarze.
REKLAMA
Zobacz wideo
- Nie chcą! – kategorycznie stwierdziła Amanda Moura Pietrzak, dyrektorka Legia Ladies. – Chcą żyć z piłki, a nie szukać dodatkowego zarobku w jeszcze jednej pracy od godz. 8 do 17 i trenować wieczorami. Chcą mieć odpowiednie standardy – tłumaczyła. – Czy Ewa Pajor powiedziała kiedyś, iż chce zarabiać tyle, co Robert Lewandowski? Czy Sam Kerr powiedziała, iż chce zarabiać tyle, co napastnicy Chelsea? No absolutnie nie! Chodzi o to, iż piłkarki, które podejmują taki sam wysiłek, jak piłkarze, chcą mieć za co opłacić mieszkanie i rachunki. Wszyscy zdają sobie sprawę, iż zarobki determinuje oglądalność, zainteresowanie i sponsorzy. I kobieca piłka jest dzisiaj w zupełnie innym miejscu niż męska. Ale to wszystko rośnie, więcej ludzi ogląda mecze, więcej przychodzi na stadiony. Właśnie pojawiła się informacja, iż na Euro sprzedano pół miliona biletów – powiedziała Weronika Możejko, znawczyni kobiecej piłki.
- W kobiecej piłce też są treningi, też są wyrzeczenia, też podejmuje się wysiłek. Ciężko jest oczekiwać od zawodniczek, żeby przeskoczyły pewien poziom, jeżeli dalej będą zarabiać tak kiepskie pieniądze. Jaka jest średnia zarobków w Ekstralidze? 4-5 tys. zł? Słabe… Można by się pozbyć dwóch słabych piłkarzy, jakichś taksówkarzy, którzy grają w polskiej lidze i dołożyć kobietom - stwierdził Jakub Kosecki, były reprezentant Polski.