Koniec z bezgranicznym wyborem egzotycznych rund w WRC 2? Zawodnicy apelują o zmiany

3 tygodni temu

Rywalizacja w WRC 2 jest interesująca z wielu powodów. Z drugiej strony bywa również dosyć mocno kontrowersyjna. Chociażby poprzez fakt, iż walka na przestrzeni sezonu jest zupełnie nieczytelna, a zawodnicy – zamiast walczyć ze sobą – skupiają się na strategii i tym, gdzie można zdobyć więcej punktów. Teoretycznie nie ma w tym nic złego. Pozwala na to regulamin. Ale czy będzie na to pozwalał też w kolejnych latach?

WRC 2 często przynosi więcej emocji, niż WRC

Rywalizacja w WRC 2 może się podobać. Według wielu osób jest choćby ciekawsza, niż główna kategoria WRC. W gruncie rzeczy jest w tym sporo prawdy. Chociażby dlatego, iż w WRC 2 walczy ze sobą większa liczba załóg. Poziom jest o wiele bardziej wyrównany i niemal przed każdym rajdem możemy wskazać liczne grono 8-10 załóg, które będziemy zaliczać do faworytów. Poziom sportowy, jakość, skala rywalizacji, liczba załóg – to wszystko się zgadza. Natomiast są też kwestie, które budzą kontrowersje.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

Wynika to z regulaminu. Zawodnik biorący udział w cyklu WRC 2 może zgłosić w trakcie sezonu 7 rajdów, w których będzie zdobywał punkty. Żeby była jasność – może pojechać we wszystkich rundach sezonu Rajdowych Mistrzostw Świata. Nic nie stoi na przeszkodzie. Natomiast może punktować wyłącznie w 7 rajdach, które sam zgłosi. Z tych 7 rajdów liczy się koniec końców 6 najlepszych wyników. Można powiedzieć, iż to dobry, sprawiedliwy system. Z drugiej strony jest… równie niesprawiedliwy.

W czym problem?

Problem w tym, iż bogatsi zawodnicy z ogromnymi budżetami mogą teoretycznie „unikać” walki. W aktualnym kalendarzu mamy trzy rajdy poza kontynentem europejskim. Są to Rajd Safari, Rajd Chile oraz Rajd Japonii. W ubiegłym roku w tym gronie był jeszcze Meksyk, wcześniej chociażby Nowa Zelandia. W sezonie 2025 rund poza Europą będzie aż pięć. Zawodnicy będą rywalizować w Kenii, Paragwaju, Chile, Japonii oraz Arabii Saudyjskiej. Rzecz w tym, iż o ile w europejskich rundach konkurencja zawsze jest ogromna, tak poza Europą… niekoniecznie. Zazwyczaj zgłasza się tam bardzo mało załóg w niższych kategoriach – również w WRC 2.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

Są zawodnicy, którzy ten fakt wykorzystują. Ci bogatsi, czy też dysponujący dużymi budżetami, mogą skupić swój sezon właśnie wokół rund poza kontynentem europejskim. Jednocześnie mogą liczyć na zdecydowanie mniejszą konkurencję i automatycznie większe zdobycze punktowe. W pewnym sensie jest to unikanie bezpośredniej rywalizacji z większością pozostałych załóg. Oczywiście… tylko w pewnym sensie. Tak czy inaczej trzeba wystartować też w Europie, bo tak skonstruowany jest regulamin. Przy założeniu, iż chcemy wystartować 7 rundach, naturalnie. Czy to sprawiedliwe? To trudne pytanie. Natomiast jest to zgodne z przepisami i jeżeli ktoś ma taką ochotę, może z tego bezgranicznie korzystać. Czysto teoretycznie w przyszłym sezonie załoga może pojechać pięć rund poza kontynentem i tylko dwie w Europie. Dopóki dopuszcza to regulamin, dlaczego nie?

Pora na zmiany?

No właśnie – dopóki dopuszcza to regulamin. W środowisku coraz częściej pojawiają się głosy sprzeciwu wobec takiej sytuacji. W ostatnich tygodniach głośno wypowiadali się o tym m.in. Oliver Solberg, czy Yohan Rossel, a wcześniej głos na ten temat zabierał m.in. Andreas Mikkelsen. Jakby nie było, mówimy tutaj o absolutnej czołówce Rajdowych Mistrzostw Świata w kategorii WRC 2. Im ten system nigdy się nie podobał. Oni twierdzą wprost – prędkość trzeba pokazać w każdych warunkach. Szybkim trzeba być w każdej imprezie i walczyć z najlepszymi – bo przecież to mistrzostwa świata.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

To wybieranie rund prowadzi też do tego, iż rywalizacja na przestrzeni sezonu jest kompletnie nieczytelna. Jedna załoga przejechała pięć rund, druga dwie… inna nie rozpoczęła jeszcze sezonu. Spójrzmy chociażby na obecny sezon. Oliver Solberg, czy Lauri Joona, mają już za sobą 6 punktowanych startów. Z kolei Nikołaj Griazin, Mikko Heikkila, czy Pepe Lopez, tylko 3. Liderem cyklu jest Solberg a Lopez jest 10. Z tym, iż jest to kompletnie niemiarodajne. Jeden ma przejechanych dwa razy więcej rajdów od drugiego. Dla przeciętnego kibica ten system jest nieczytelny. Sami zawodnicy zresztą mówią wprost, iż nikt nie wie w którym miejscu tak naprawdę się znajduje.

Czy spór w WRC 2 da się rozwiązać?

No tak, tylko jakie jest rozwiązanie? Rywalizacja w pełnym sezonie dla wszystkich? To – moim zdaniem – jest wykluczone. Większość załóg nie jest w stanie wygenerować budżetu, który mógłby to zapewnić. A jazda w 6, czy 7 rundach, podczas kiedy reszta pojedzie wszystkie 14, mija się z celem. Rywalizacja nie będzie w takim przypadku możliwa. Wygra ten, kto jest najbogatszy i ma największych sponsorów, bo reszty nie będzie stać na start we wszystkich rajdach. To jest rozwiązanie, które w mojej opinii byłoby jeszcze gorsze, niż to aktualne.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

Teoretycznie najbardziej sprawiedliwą opcją było wytyczenie, powiedzmy, 7 konkretnych rund. 7 rajdów, w których wystartować mają wszyscy walczący o tytuł. Coś na kształt Junior WRC. Tam zawodnicy mają z góry założony kalendarz – Szwecja, Chorwacja, Sardynia, Finlandia oraz Akropol. Tak wyglądało to w tym roku. Wszyscy jadą te same rundy, na każdym etapie sezonu stawka ma przejechanych tyle samo rajdów, wszystko jest jasne, klarowne, oczywiste. Tylko czy w przypadku WRC 2 coś takiego ma sens?

Jak wybrać rajdy?

Są zawodnicy, którzy mają swoje ulubione rajdy i od lat w nich startują. W innych… nie startowali w ogóle. Zawsze ktoś będzie czuł się poszkodowany. Dlaczego w kalendarzu ma być Rajd Szwecji promujący zawodników z państw nordyckich, a nie – strzelam – Portugalia, która jest bardziej techniczna? A dlaczego tylko jeden rajd asfaltowy, a sześć szutrowych? Dlaczego wszystkie rundy w Europie? A dlaczego tylko trzy rundy w Europie, a trzy poza kontynentem? Zawsze ktoś będzie miał jakieś pretensje. Zawsze zaproponowany kalendarz będzie budził kontrowersje i dla dużej części stawki będzie w nim coś do poprawy. Coś, co nie będzie im się podobało. Bo ten nie ma pieniędzy, ten doświadczenia, a ten… już sam nie wiem czego.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

Idąc dalej – co z pozostałymi rajdami? Wyobrażacie sobie sytuację, w której przykładowego Rajdu Sardynii nie ma w tym kalendarzu i zgłasza się do niego 7 aut Rally2? Przecież to bez sensu. Jasne – są tacy, którzy mają nieograniczony budżet i pojadą sobie ten rajd w formie rozrywki, treningu. Ale są tacy, którzy będą mieli wyliczony budżet na 7 rajdów i nie pojawią się na żadnej innej imprezie. No więc koniec końców taki kalendarz miałby sens, czy jednak nie? To byłaby zmiana na lepsze, czy jednak na gorsze?

Dzielimy kalendarz na siedem okresów?

Może trzeba podzielić kalendarz na siedem okresów? Każdy okres zawierałby dwa rajdy, z których zawodnik startujący w WRC 2 może wybrać jeden do punktowania. Jak wyglądałoby to w praktyce? W pierwszym okresie załoga wybiera pomiędzy Monte Carlo i Szwecją. W drugim pomiędzy Kenią i Wyspami Kanaryjskimi. Następnie trzecim pomiędzy Portugalią i Sardynią, później pomiędzy Grecją i Estonią, Finlandią i Paragwajem, Chile i Europą Centralną oraz Japonią i Arabią Saudyjską.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

To rozwiązałoby problem tego, iż jedna załoga przejechała dwie rundy, a inna sześć. Moglibyśmy śledzić tę rywalizację mniej więcej na żywo. Stawka byłaby obecna na wszystkich rundach, a bezpośredni rywale spotykaliby się ze sobą częściej. Możliwości strategiczne wciąż pozwalałyby na wiele a zawodnicy z mniej zasobnymi portfelami wciąż mogliby opierać swój kalendarz w dużej mierze o rundy europejskie. Może poza wyjątkiem ostatniego okresu sezonu, gdzie należałoby dokonać wyboru pomiędzy Japonią i Arabią Saudyjską… Z drugiej strony w tym kalendarzu mogłyby się znaleźć aż 4 rundy poza kontynentem.

WRC 2 ze współczynnikiem?

Można też podzielić sezon jeszcze inaczej. Stworzyć pulę konkretnych rajdów. Trzy europejskie rundy asfaltowe, pięć rund poza kontynentem, dwie rundy z szybkimi europejskimi szutrami, oraz trzy bardzo techniczne europejskie rundy szutrowe z Rajdem Szwecji. Z tych czterech grup każdy zawodnik musiałby zaliczyć minimum jeden rajd – reszta byłaby dowolna. Trzeba by było udowodnić tempo we wszystkich warunkach. Natomiast z drugiej strony to nie rozwiązuje problemu, bo bogatszy zespół mógłby sobie ułożyć kalendarz na przykład: Kenia, Sardynia, Estonia, Paragwaj, Chile, Europa Centralna i Japonia. Z dużą częścią sezonu znów opartą o rajdy poza kontynentem.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

A może współczynnik, czyli coś, co definiowało niegdyś chociażby Rajdowe Mistrzostwa Europy? Monte Carlo, Szwecja, Portugalia, Akropol i Finlandia – tam punkty mnożylibyśmy razy trzy. Kenia, Sardynia, Estonia, Europa Centralna i Japonia – tam razy dwa. A w pozostałych rundach, czyli na Wyspach Kanaryjskich, w Chile, Paragwaju i Arabii Saudyjskiej razy jeden. Oczywiście to kompletnie przykładowy rozkład współczynnika. Równie dobrze współczynnik mógłby być określany w momencie publikacji listy zgłoszeń i na jej podstawie. W tym rajdzie, w którym do rywalizacji zgłosiłoby się mnóstwo załóg, współczynnik byłby najwyższy. Zaś tam, gdzie wystartowałoby kilka załóg, byłby on oczywiście najniższy.

Różna skala punktowanych pozycji?

Ten system też był w przeszłości stosowany w różnego rodzaju mistrzostwach. Wyobraźmy sobie skalę punktów obejmującą 10 najlepszych pozycji. Niech to będzie aktualna skala, czyli 25 – 18 – 15 – 12 – 10 – 8 – 6 – 4 – 2 – 1. Aby to miało sens, musielibyśmy oddzielić załogi z priorytetem, czyli te, które zgłosiły chęć walki o mistrzostwo w całym cyklu, od tych, które spontanicznie i hobbystycznie zaliczą sobie jeden rajd w sezonie. O co mi chodzi? Weźmy za przykład tegoroczny Rajd Safari, w którym takich załóg w WRC 2 zostałoby sklasyfikowanych 5. Punkty otrzymaliby według klucza – zwycięzca 8, drugie miejsce 6, trzecie miejsce 4 i tak dalej.

fot. Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

Jeśli w rajdzie sklasyfikowane byłyby cztery załogi biorące udział w walce o mistrzostwo w WRC 2, dostałyby punkty według klucza 6 – 4 – 2 – 1. jeżeli byłyby trzy – według klucza 4 – 2 – 1. Ale jeżeli sklasyfikowanych było minimum 10 takich załóg, bralibyśmy pod uwagę pełny klucz, czyli 25 – 18 – 15 i tak dalej. Wtedy te punkty miałyby swoją adekwatną wagę. Dlaczego zwycięstwo pomiędzy 30 rywalami ma być tak samo punktowane, jak zwycięstwo pomiędzy 5 rywalami? Aby zdobyć 15 punktów za 3. miejsce w rundzie X trzeba popisać się nieprawdopodobnym tempem i umiejętnościami. W rajdzie Y do zdobycia 3. miejsca i tych 15 punktów wystarczy jazda na 60% tempa i uważanie na to, aby nie zepsuć samochodu. Czy to sprawiedliwe?

Jakie jest rozwiązanie?

W tym wszystkim zmierzam do tego, iż nie ma jednego, dobrego rozwiązania. Przedstawiłem tutaj osiem różnych wariantów i według mnie żaden z nich nie jest idealny. Każdy ma swoje mankamenty i każdy może sprawić, iż ktoś poczuje się niesprawiedliwie potraktowany. Są systemy lepsze i gorsze. Mniej i bardziej szkodliwe. Ale nie ma takiego, który wszystkim by pasował. Wobec tego – czy jest jakakolwiek szansa na zmianę? I przede wszystkim – czy ta zmiana będzie dobra, rozsądna? Patrząc na to, jak zmieniono system punktacji w głównej kategorii WRC – może lepiej nic nie zmieniać, bo można zepsuć jeszcze bardziej?

Zdjęcia: Jaanus Ree / Red Bull Content Pool

Idź do oryginalnego materiału