Koniec pięknego snu Berkiety. Rosjanin nie zostawił mu złudzeń

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl


W sobotę Tomasz Berkieta awansował do pierwszego w karierze finału zawodowego turnieju w singlu. Dzień później miał okazję, by zdobyć pierwszy tytuł. Ostatecznie celu zrealizować się nie udało. W ITF w egipskim Szarm el-Szejk zatrzymał go Jewgienij Tiurniew, choć nie było to łatwe dla Rosjanina zwycięstwo. Pierwszy set był bardzo zacięty, a o jego losach zadecydowało jedno przełamanie. Porażka nieco podcięła skrzydła Berkiecie, który w drugiej partii był cieniem samego siebie.
Polscy kibice wiążą spore nadzieje z Tomaszem Berkietą. Widzą w nim talent na miarę Huberta Hurkacza, który już od wielu miesięcy utrzymuje się w TOP 10 rankingu ATP. W tym sezonie 18-latek dotarł aż do finału juniorskiego Roland Garros, gdzie musiał wyższość Kaylana Biguna, choć nie poddał się bez walki. Wygrał pierwszego seta 6:4, ale kolejne dwa zakończyły się jego porażką - 3:6, 3:6.


REKLAMA


Zobacz wideo Co dalej z Igą Świątek? "Przeżyła ogromne napięcie. To był wielki cios"


Minęły nieco ponad trzy miesiące, a o Polaku znów zrobiło się głośno. Zameldował się bowiem w pierwszym w karierze finale zawodowego turnieju w singlu. W ITF w egipskim Szarm el-Szejk bez większych problemów pokonywał kolejnych rywali, w tym dwóch rodaków. I tak dotarł do decydującego o tytule starcia. Przed nim było jednak wielkie wyzwanie - gra z rozstawionym z numerem pierwszym Jewgienijem Tiurniewem.
Zacięty pierwszy set w meczu finałowym Tomasza Berkiety. Zadecydował 12. gem. Przełamanie w najgorszym możliwym momencie
Oczywistym faworytem niedzielnego starcia był Rosjanin. I początek meczu faktycznie wskazywał, iż tenisista wywiąże się z tej roli. Pewnie wygrał pierwszy gem serwisowy, a następnie miał aż pięć break pointów na przełamanie Polaka. Berkieta wyszedł jednak z opresji.


Co więcej, w trzecim gemie to Polak miał aż siedem okazji do wygranej przy podaniu rywala, ale szans nie wykorzystał. Gra była bardzo zacięta i wyrównana, a o punktach decydowały detale. W czwartym gemie Polak znów znalazł się pod ścianą, bronił dwóch break pointów, ale ponownie nie dał się przełamać.
Początek starcia stał więc pod znakiem sporych kłopotów tenisistów przy własnym serwisie. W miarę upływu czasu te problemy zaczęły znikać i to po obu stronach. Dopiero w 12. gemie pojawiła się kolejna okazja do przełamania. Niestety, wypracował ją Rosjanin. I tym razem ją wykorzystał. Była to zarazem piłka setowa - 7:5. O tym, jak zacięta była ta partia, świadczy też czas, jaki był panom potrzebny, by ją rozegrać. To godzina i pięć minut.


Drugi set do zapomnienia. Polak bez tytułu, ale i tak z sukcesem
Porażka podcięła nieco skrzydła naszemu rodakowi. Na początku drugiej odsłony rywalizacji był bardzo zagubiony. Dość powiedzieć, iż już w drugim gemie został przełamany, ale nie poddawał się. I już w kolejnym wywalczył dwa break pointy. Miał więc okazję, by doprowadzić do przełamania powrotnego. Tylko iż znów jej nie wykorzystał i przeciwnik prowadził 3:0. A chwilę później Rosjanin miał okazje prowadzić aż 4:0. Tym razem to on jej nie wykorzystał.
Wydawało się, iż Berkieta zaczyna wracać na dobre tory. W gemie numer pięć wygrywał już choćby 40:0 przy serwisie rywala i miał szansę, by mocno zniwelować stratę i ponownie zacząć liczyć się w tym starciu. Problem w tym, iż nie potrafił postawić kropki nad "i". I zamiast wyniku 2:3, to zrobiło się 1:4. Rosjanin był już więc o krok, by triumfować w całym turnieju.
I tej zaliczki z rąk już nie wypuścił. Po drodze po raz kolejny przełamał Polaka i ostatecznie wygrał 6:1 i w całym meczu 2:0, zgarniając tytuł.
Jewgienij Tiurniew - Tomasz Berkieta 7:5, 6:1


Mimo porażki Berkieta może być z siebie bardzo zadowolony. W końcu odniósł największy sukces w zawodowym turnieju. Na dodatek po raz pierwszy w karierze awansuje do TOP 1000 rankingu ATP.
Idź do oryginalnego materiału