Pozornie nie może wydarzyć się już nic złego. W sobotę lider 2. Bundesligi gra u siebie z przedostatnią drużyną w tabeli, która ma minimalne szanse na utrzymanie. jeżeli ten lider wygra, po siedmiu latach wróci do Bundesligi, a w mieście rozpocznie się wielka impreza, na którą w ostatnich sezonach kibice szykowali się nie raz, nie dwa.
REKLAMA
Zobacz wideo Fredi Bobić dołącza do Legii Warszawa. Żelazny: Totalny bałagan w Legii
jeżeli ta historia może doczekać się sensacyjnego zwrotu i tragicznego końca, to tylko dlatego, iż dotyczy Hamburgera SV. Klub z drugiego największego miasta w Niemczech w 2. Bundeslidze miał spędzić tylko rok, a dusił się w niej przez długich siedem sezonów.
Sezonów pełnych dramatów, zwrotów akcji i szokujących zakończeń. Nikt w ostatnich latach nie przeżył tylu upokorzeń, co kibice HSV. Dwa lata temu świętowali już awans, który wydarto im w nieprawdopodobnych okolicznościach. W poprzednim sezonie do Bundesligi wrócił choćby ich największy rywal. Czy w końcu uda się to i HSV?
- jeżeli znowu miałoby im nie wyjść, to naprawdę nie wyobrażam sobie, kiedy mieliby awansować. Nie wyobrażam sobie, żeby to się nie udało. HSV gra u siebie ze słabeuszem, to dla niego najważniejszy mecz od siedmiu lat, po prostu musi wygrać. No ale właśnie, to HSV. Dopóki nie zobaczę ich w Bundeslidze, to nie uwierzę - powiedział nam Tomasz Urban z Eleven Sports.
Miał być rok, trwa siódmy sezon
O HSV pisaliśmy pięć lat temu. Wtedy drużyna Dietera Heckinga w szokujący sposób straciła nie tylko bezpośredni awans, ale też baraże i szykowała się do trzeciego sezonu z rzędu w 2. Bundeslidze. Już wtedy HSV nazywane było klubem przeklętym, już wtedy to wszystko było szokujące.
"HSV grał w 1. Bundeslidze od momentu jej założenia. Nikomu innemu ta sztuka się nie udała. W tym czasie klub sześciokrotnie sięgnął po mistrzostwo Niemiec, a w 1983 roku zdobył choćby Puchar Europy. Dziś to już jednak tylko mgliste wspomnienie. Po spadku słynny zegar na stadionie w Hamburgu, który pokazywał czas spędzony przez HSV w Bundeslidze, został przestawiony na odmierzanie czasu od momentu założenia klubu. Widniejący na nim napis 'w Bundeslidze od...' został zmieniony na 'tradycja od...'" - pisaliśmy.
"Roczny pobyt w 2. Bundeslidze miał być dla HSV czyśćcem. Roczny, bo nikt nie wyobrażał sobie, by klub z Hamburga spędził w niej więcej czasu" - dodawaliśmy. Ale był to tylko początek. Latem 2020 r. nikt nie spodziewał się, iż HSV spędzi w drugiej lidze kolejnych pięć lat. Tym bardziej nikt nie przypuszczał, iż klub może zaprzepaścić awans w sposób bardziej spektakularny i karykaturalny. A jednak.
HSV przeważnie w niewytłumaczalny sposób rozpadało się w kluczowych momentach. Tak jak w okresie 2020/21, w którym aż 16 kolejek spędzili na 1. miejscu w tabeli. Ale co z tego, skoro z ostatnich ośmiu meczów HSV wygrało tylko dwa i znów zakończyło sezon poza barażami.
Inaczej miało być rok później. Po słabszym sezonie, w którym drużyna Tima Waltera zajmowała choćby 10. miejsce w tabeli, HSV wygrało pięć ostatnich meczów i rzutem na taśmę zapewniło sobie miejsce w barażu o Bundesligę. I po zwycięstwie w pierwszym meczu w Berlinie z Herthą 1:0 był o krok od awansu. Demony wróciły jednak w rewanżu w Hamburgu, który gospodarze przegrali 0:2. Porażka bolała tym bardziej, iż trenerem Herthy był Felix Magath, czyli legenda HSV. To jego gol w 1983 r. dał HSV zwycięstwo w finale Pucharu Europy z Juventusem.
Wydawało się, iż już gorzej być nie może, iż większego upokorzenia klub i jego kibice już nie przeżyją. To też nie okazało się prawdą. Ostatnie sekundy sezonu 2022/23 przeszły bowiem do historii rozgrywek. I zapisały kolejną czarną kartę w historii HSV.
"To kompletna katastrofa"
Przed ostatnią serią gier pewny awansu był SV Darmstadt. Drugie miejsce z 64 punktami zajmowało Heidenheim, HSV miał o punkt mniej. I tuż po zakończeniu wyjazdowego meczu z SV Sandhausen, który HSV wygrał 1:0, jego kibice wbiegli na murawę. Fani wpadali sobie w ramiona, ze łzami w oczach gratulowali sobie awansu, zbierali na pamiątkę kawałki murawy i siatki z bramek. Wszystko dlatego, iż w tym samym czasie Heidenheim przegrywało 1:2 z SSV Jahn Regensburg.
Tam nie miało prawa wydarzyć się już nic złego, bo Heidenheim potrzebowało dwóch bramek. Jego sytuacja była na tyle beznadziejna, iż choćby spiker w Sandhausen pogratulował kibicom HSV awansu do Bundesligi. Ich euforia gwałtownie zmieniła się jednak w rozpacz. W doliczonym czasie gry Heidenheim zdobyło dwie bramki i w niewiarygodnych okolicznościach wywalczyło pierwszy w historii awans do Bundesligi.
- To kompletna katastrofa - mówił na gorąco napastnik HSV Robert Glatzel. - Nie mam nic do powiedzenia. Wszyscy jesteśmy w szoku, ale to jest futbol. Wiem tylko, iż musimy się podnieść, bo sezon się jeszcze nie skończył - dodawał Walter, wierząc, iż jego drużyna może awansować po barażu. W dwumeczu VfB Stuttgart ograł HSV aż 6:1.
W poprzednim sezonie w Hamburgu przerobili dobrze znany schemat. Po 26. kolejkach HSV tylko raz wypadł w tabeli poza pierwszą trójkę. Znów nie było jednak ani awansu, ani barażu, bo w ostatnich ośmiu kolejkach HSV wygrał cztery razy. Brak awansu bolał tym bardziej, iż 13 latach do elity wrócił największy rywal, czyli FC St. Pauli.
Przeciwieństwo wszystkiego, czego klub miał potrzebować
Przed obecnym sezonem atmosfera w Hamburgu była wyjątkowo napięta. Zwłaszcza iż drużyna rozgrywki 2. Bundesligi zaczęła w kratkę i grała poniżej oczekiwań. 24 listopada po remisie z Schalke (2:2) pracę w klubie stracił Steffen Baumgart, który prowadził zespół przez raptem dziewięć miesięcy. HSV był wtedy dopiero na 8. miejscu w tabeli.
Nowym szkoleniowcem HSV został zaledwie 34-letni Merlin Polzin, który był asystentem w sztabach poprzednich trenerów: Daniela Thioune'a, Waltera i Baumgarta. W poprzednim sezonie Polzin poprowadził choćby HSV w meczu z Hansą Rostock (2:2), zanim po zwolnieniu Waltera klub zatrudnił Baumgarta. Mało kto się spodziewał, iż zatrudnienie Polzina okaże się strzałem w dziesiątkę.
"W latach 2018-2024 w HSV pracowało ośmiu trenerów. Byli wśród nich idealiści i pragmatycy, technokraci i tradycjonaliści. Nic nie działało. (...) Zawsze zakładano, iż HSV potrzebuje silnego trenera z nazwiskiem i osobowością. Polzin jest przeciwieństwem wszystkiego, czego klub miał potrzebować. Ci, którzy go znają, mówią, iż jest cichy, pracowity i iż umie zjednywać sobie ludzi. I to okazało się kluczem" - pisał "The Athletic".
Polzin zaczął pracę od serii 10 meczów bez porażki, a HSV w trzy miesiące awansował na pierwsze miejsce w tabeli. Drużyną nie wstrząsnęła choćby wyjazdowa porażka z Paderborn (0:2), bo zaraz po niej HSV zdobył 10 punktów w czterech spotkaniach. W Hamburgu w końcu uwierzyli, iż awans to kwestia kilku tygodni.
- Polzin bardzo dobrze to wszystko poukładał, dzięki niemu drużyna prezentowała się naprawdę efektownie. Po zwolnieniu Baumgarta HSV szukał różnych rozwiązań. Pierwszym wyborem klubu był Lukas Kwasniok z Paderborn, który choćby porozumiał się z HSV, ale nie dostał zgody na odejście. Ostatecznie w Hamburgu postawili na Polzina, który od dziecka kibicuje HSV. To bardzo podobna historia do Edina Terzicia i Borussii Dortmund - powiedział nam Urban.
- Drużyna od początku współpracy z Polzinem dawała do zrozumienia, iż to doskonały wybór. Trener postawił na ustawienie 4-3-3, nie kombinował i bardzo gwałtownie wybrał najmocniejszy skład. Do kwietnia HSV wyglądał doskonale. Grał ofensywnie, strzelał dużo goli, ogrywał najsilniejszych rywali, był pewniakiem do awansu. I jak to w przypadku HSV bywało, kiedy awans wydawał się pewny, zaczęły się największe problemy i nerwy - dodał.
"Wszystko, co najgorsze już za HSV"
Drużyną Polzina w końcu dopadł kryzys i w trzech kolejnych meczach zdobyła tylko punkt. Po porażkach z Eintrachtem Brunszwik (2:4) i Karlsruherem SC (1:2) oraz remisie z Schalke (2:2) niemieckie media zalały teksty o fatum wiszącym nad HSV. Dziennikarze znów przywoływali historie o klubie przeklętym, ale tym razem wszystko wskazuje na to, iż drużyna Polzina osiągnie cel.
Nie tylko dzięki temu, iż w ostatniej kolejce pokonała Darmstadt 4:0. HSV miał też sporo szczęścia, iż jego kryzysu nie wykorzystali najwięksi rywale. W 29. kolejce, kiedy HSV przegrał z Eintrachtem, z pięciu drużyn za jego plecami w tabeli wygrały tylko tylko Elvesberg i Fortuna Duesseldorf. Dwa tygodnie później, po porażce z Karlsruherem SC nie wygrał żaden z najgroźniejszych rywali HSV!
- To rzeczywiście specyficzna sytuacja, ale taki też jest ten sezon. Nie można patrzeć na HSV tylko przez pryzmat zdobytych punktów, choć ich liczba rzeczywiście nie powala na kolana. HSV zasłużył na awans, bo gra najlepszy futbol i ma zdecydowanie najlepszy bilans bramkowy. Strzelili najwięcej goli, ich obrona jest jedną z najlepszych w lidze - powiedział Urban.
- Dorobek punktowy rzeczywiście nie robi wielkiego wrażenia, HSV może skończyć sezon z najmniejszą liczbą punktów w historii, która da awans. Ale to wnika z faktu, iż w tym sezonie wiele drużyn grało o awans i one wzajemnie odbierały sobie punkty. To nie jest truizm, ale 2. Bundesliga to też rozgrywki, w których naprawdę każdy może wygrać z każdym. Pod tym względem to również specyficzny sezon - dodał.
Wydaje się, iż tym razem HSV jest gotowe na awans nie tylko z uwagi na lepszą drużynę. W klubie w końcu zapanował porządek i zrobiło się w nim spokojnie. - HSV to klub z wielkimi ambicjami i możliwościami oraz fantastycznymi kibicami, ale jednocześnie z fatalnym zarządzaniem. Co chwilę realizowane są tam wojny o władzę - mówił nam Urban pięć lat temu.
- Teraz jest o niebo lepiej. Od maja 2024 r. dyrektorem sportowym klubu jest Stefan Kuntz i to też jego wielka zasługa, iż HSV jest dziś tu, gdzie jest. Klub w końcu doczekał się klarownej struktury, jest w nim spokojnie, jak dawno nie było. Wydaje mi się, iż wszystko, co najgorsze już za HSV - mówi teraz ekspert Eleven Sports.
- Oczywiście HSV to dalej kolos na glinianych nogach i w jego przypadku może wiele się wydarzyć, ale naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby tym razem miało im się nie udać - dodaje.
Wkład w ewentualny awans HSV będzie miał Łukasz Poręba. Były zawodnik Zagłębia Lubin do Hamburga trafił już latem 2023 r. na roczne wypożyczenie z RC Lens. Po 12 miesiącach Niemcy wykupili Porębę, który w tym sezonie 2. Bundesligi zagrał 16 razy, przebywając na boisku przez 579 minut.