Kompromitacja Śląska Wrocław! Było już 2:0 w 8. minucie

2 godzin temu
Zdjęcie: fot. Screen: https://x.com/CANALPLUS_SPORT/status/1842927833762406805


Cracovia "spóźniła się" na ten mecz 10 minut, ale jak już dojechała, to ze Śląska nie było czego zbierać. Wicemistrzowie Polski mieli początek marzeń, gwałtownie strzelili dwa gole, ale później zostali rozjechani i przegrali na własnym stadionie 2:4. Tym samym pozostają jedynym zespołem w Ekstraklasie (i na szczeblu centralnym w Polsce), który nie wygrał jeszcze w tym sezonie meczu.
Czy ten mecz będzie benefisem Jacka Magiery w roli trenera Śląska Wrocław? Takie pytanie mogło wybrzmiewać w głowach fanów WKS-u przed tym starciem. Wrocławianie jako jedyna drużyna ze szczebla centralnego w Polsce nie miała jeszcze triumfu na koncie i atmosfera robiła się niezwykle gęsta. Trener Magiera postanowił poszukać lepszej dyspozycji w zmianie ustawienia. Po raz pierwszy w okresie Śląsk wyszedł na trzech stoperów z wahadłowymi. Taka taktyka przyniosła im wiele dobrego w "srebrnym" poprzednim sezonie.

REKLAMA







Zobacz wideo Tomasz Gromadzki reportaż



Cracovia z kolei przeszła odwrotną drogę do wrocławian. Oni w poprzednich rozgrywkach prawie do ostatniej kolejki drżeli o utrzymanie, ostatecznie kończąc na 13. miejscu z dwoma punktami zapasu nad strefą spadkową. Trudno było przewidzieć, co zrobią pod wodzą niedoświadczonego szkoleniowca Dawida Kroczka, ale początek sezonu był znakomity. W dziesięciu meczach zdobyli 20 punktów, a zwycięstwo we Wrocławiu mogło im dać choćby pozycję wicelidera.


Fenomenalny początek Śląska. Ale tylko początek
Śląsk zamierzał jednak pokazać, iż wicemistrz Polski jeszcze w nim do końca nie umarł i od początku ostro wziął się do pracy. Co więcej, bardzo skutecznie. Już w trzeciej minucie wrocławianie wywalczyli rzut wolny w bocznej części boiska, a chwilę później Petr Schwarz idealnie dośrodkował na głowę Simeona Petrowa. Bułgar okazji nie zmarnował i skutecznym strzałem wprawił kibiców gospodarzy w ekstazę. o ile ktokolwiek spóźnił się choćby pięć minut, to po przyjściu czekała go niemała niespodzianka.
Mało? Śląskowi na pewno. Bo o ile w trzeciej minucie Cracovia przeżyła szok, to pięć minut później byli praktycznie sparaliżowani. Prawą stroną popędził Mateusz Żukowski i oddał strzał wybroniony przez Ravasa. Słowak nie utrzymał jednak futbolówki, a w ogromnym zamieszaniu najlepiej odnalazł się Tommaso Guercio i pokracznie, bo pokracznie, ale wepchnął wręcz piłkę do siatki, podwyższając na 2:0.



Cracovia się obudziła i zmiotła wicemistrza
Początek Śląska atomowy, rodem z poprzedniego sezonu. Wydawało się, iż wrocławianie wreszcie mogą iść pewnie ku zwycięstwu. Ale najwyraźniej tak miło być nie mogło i to sam WKS nasypał sobie piachu w tryby. Konkretnie Rafał Leszczyński głupio sfaulował Patryka Sokołowskiego, prokurując rzut karny. Benjamin Kallman uderzył słabo, blisko środka, ale golkiper Śląska mimo to nie dał rady. W 21. minucie było 2:1.






Tempo boiskowych wydarzeń imponujące, ale w końcu piłkarze musieli nieco zwolnić. Reszta pierwszej połowy upłynęła pod dyktando Cracovii. "Pasy" dominowały, ale zawodziło ich albo ostatnie podanie, albo strzał. Najbliżej był Virgil Ghita po dośrodkowaniu z rożnego, ale piłka minimalnie minęła bramkę. Do przerwy wynik się nie zmienił.


Mistrzowska połowa "Pasów". Śląsk puka w dno od spodu
Co innego po przerwie. Cracovia trafiła do siatki choćby szybciej niż Śląsk w pierwszej połowie. W 47. minucie dośrodkowanie z rzutu rożnego przedłużył... Simeon Petrow, a po chwili pojedynek główkowy z Bejgerem wygrał Jakub Jugas i doprowadził do wyrównania. Niestety ten mecz nie skończył się dobrze dla stopera "Pasów", bo w 56. minucie opuścił boisko z kontuzją i na noszach.



Nie przeszkodziło to jednak nijak gościom w dalszym naciskaniu Śląska, który wydawał się wręcz spanikowany tym, co się dzieje. Efekty? Wręcz musiały przyjść. W 68. minucie Cracovia przeprowadziła świetną akcję z grą na jeden kontakt a po podaniu Kallmana sam na sam z Leszczyńskim znalazł się Van Buren i nie zmarnował okazji.



Z kolei w 74. minucie Mateusz Żukowski nadepnął w polu karnym Van Burena, a po weryfikacji VAR sędzia Wojciech Myć podyktował kolejny rzut karny dla gości. Tym razem egzekutorem był Ajdin Hasić i uderzył bardzo pewnie. Śląsk został po prostu zdemolowany.






Śląsk chciał udowodnić, iż jeszcze walczy, iż chociaż rokuje. Po początku wydawało się, iż może im się udać. Jednak to, co wydawało się fenomenalnym początkiem wrocławian, było po prostu drzemką Cracovii, która jak się obudziła, to nie dała wicemistrzom Polski najmniejszych szans. Ostatecznie goście wygrali 4:2 i co najmniej do meczu Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa (o 20:15) są wiceliderem tabeli. Śląsk niezmiennie na samym jej dnie z zaledwie czteroma punktami na koncie.
Śląsk Wrocław - Cracovia 2:4
Gole: Petrow 3', Guercio 8' - Kallman 21'(K), Jugas 47', Van Buren 68', Hasić 76'(K)
Śląsk: Leszczyński - Bejger, Petkow (46. Szota), Petrow - Żukowski (77. Ortiz), Pokorny, Cebula (15. Baluta), Schwarz, Samiec-Talar (62. Jasper) Guercio - Świerczok (62. Musiolik)
Trener: Jacek Magiera



Cracovia: Ravas - Jugas (56. Hoskonen), Glik, Ghita - Kakabadze, Maigaard, Sokołowski (80. Atanasov), Biedrzycki (46. Van Buren) - Hasić (80. Al-Ammari), Rózga (84. Olafsson) - Kallman
Trener: Dawid Kroczek

Tarczyński Arena Wrocław
Widzów: 14 482
Sędzia: Wojciech Myć (Lublin)
Żółte kartki: Petkow, Szota (Śląsk) - Hasić (Cracovia)
Idź do oryginalnego materiału