W styczniu Eva Lys dostała owację w Melbourne, gdy przy stanie 0:6, 0:3 wygrała z Igą Świątek jedynego gema w czwartej rundzie Australian Open. Teraz w trzeciej rundzie turnieju w Montrealu Niemka ukraińskiego pochodzenia była skazywania na pożarcie. I koniec końców Polka pewnie ją pokonała. Ale tym razem Świątek z Lys miała nie spacerek, tylko dość solidną przeprawę, a już na pewno cenny sprawdzian formy przed kolejnymi wyzwaniami.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
We wspomnianym Australian Open Świątek rozbiła Lys 6:0, 6:1, a w 2022 roku w Stuttgarcie – 6:1, 6:1. – Trudno tego nie przypominać. Jak się w czterech setach wygrywa z kimś tylko trzy gemy, to trudno wyjść z tak pozytywnym podejściem – mówił Żelisław Żyżyński, który komentował to najnowsze starcie Polki z Niemką. To wreszcie było starcie. Do stanu 4:2 dla faworytki nie mająca nic do stracenia Lys trzymała się bardzo dzielnie. Porządnie serwowała, wchodziła w bardzo mocne wymiany, w defensywie biegała od lewej do prawej i od prawej do lewej po kilka razy w jednym punkcie. Nie ustępowała ani o krok, mimo iż zaczęła mecz źle, od utraty podania, i cały czas była z tyłu.
Świątek odjeżdżała, ale Lys walczyła
Świątek musiała się bardzo mocno napracować i na wyjście na 2:0, i później na kolejne przełamanie, dające jej prowadzenie 5:2. – To nie są łatwe gemy dla Igi, to nie jest spacerek, jest bardzo dużo jakości w tenisie Lys – podkreślali Żyżyński i Klaudia Jans-Ignacik komentująca razem z nim w Canal+. To była zupełnie inna ocena wystawiana Niemce niż ta, którą opisywał jej grę w styczniu Dawid Olejniczak, komentujący tamten mecz w Eurosporcie. Wówczas były tenisista mówił o poziomie gry Lys wręcz niegodnym takiego spotkania.
Wtedy w Australii pierwszy set trwał prawie dwa razy krócej niż teraz w Montrealu (24 minuty do 40 minut). Teraz komentatorzy choćby trochę narzekali na pomyłki Świątek, z forhendu. Ale w drugim secie już nie było powodu. Po pierwsze Polka wyraźnie się rozpędziła i poczuła pewniej, po drugie – Niemka wyglądała i trochę gorzej fizycznie, i zwłaszcza na początku mentalnie zdawała się inna. Może trudno się dziwić, bo skoro grasz naprawdę dobry tenis, a i tak przegrywasz 2:6, to co ci zostało?
Przy stanie 2:6, 0:3 i przy serwisie Świątek Lys jeszcze się pobudzała, zaciskała pięść i coś powtarzała sobie pod nosem, ale na pewno musiała mieć w głowie, iż gema na 2:6, 0:1 przy swoim podaniu przegrała do zera i iż kolejne przełamanie – na 6:2, 3:0 – Świątek też wzięła sobie, jak chciała, do zera.
Rywalka Świątek śmiała się i pokazywała, iż ma rekord
Na prowadzenie 6:2, 3:0 Świątek wyszła po zaledwie 10 minutach drugiego seta. I tak naprawdę to już był koniec meczu. Lys walczyła i zbierała za to brawa kanadyjskiej publiczności. Przegrywając 2:6, 0:3 miała choćby breakpointa, jedynego w meczu. Zdenerwowała się, gdy go nie wykorzystała, wyrzucając forhend w aut. A Świątek nie denerwowała się wcale. Spokojnie, metodycznie robiła swoje. Gdy prowadziła 6:2, 4:0, Lys urwała jej kolejnego gema. Wtedy Niemka śmiała się, pokazując, iż to już trzeci wygrany gem w tym meczu. A komentatorzy puentowali, iż to jej rekord w potyczkach ze Świątek i iż ma rację, ciesząc się z małych rzeczy.
W sumie Lys ugrała w meczu cztery gemy. Świątek była za dobra, żeby Niemka mogła wskórać coś więcej. Polka skończyła ten mecz wykorzystując już pierwszego meczbola. Po w sumie godzinie i 14 minutach walki.
W czwartej rundzie Świątek zmierzy się z Dunką Clarą Tauson (19 WTA). Niedawno pokonała ją w czwartej rundzie Wimbledonu 6:4, 6:1. W sumie ma z nią bilans 3:0.