Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego

5 godzin temu

Robert Lewandowski z rzutów karnych był maszyną. W Bayernie Monachium wykorzystał 27 jedenastek z rzędu, w Lidze Mistrzów – wykonał bezbłędnie 19 na 20 prób, osiemnastokrotnie posyłając przy tym bramkarza w niewłaściwy narożnik. Jak doszło do tego, iż mający nerwy ze stali piłkarz zwątpił w swój niezawodny sposób i odszedł od strzelania z charakterystycznym nabiegiem? Dlaczego w ostatnich sezonach jego skuteczność w tym elemencie wyraźnie się pogorszyła? Zapraszamy na najbardziej kompletną analizę rzutów karnych Lewandowskiego, jaka wpadnie Wam w ręce.

Pamiętam dobrze moment, w którym postanowiłem wziąć pod lupę rzuty karne Roberta Lewandowskiego. Trwał środek pandemii, a ja zaczytywałem się w „Futbonomii” Simona Kupera i Stefana Szymanskiego.

Autorzy przypomnieli w niej pyszną anegdotę, której istota pięknie oddaje paradoks rzutów karnych. Rzecz działa się na argentyńskiej prowincji, gdzie przerwano mecz po podyktowanej w ostatniej minucie jedenastce. Spotkanie – a adekwatnie sam rzut karny – miało zostać dokończone następnego dnia.

Wieczorem bramkarz zastanawiał się więc, jak powstrzymać wyborowego strzelca rywala.

„- Ich napastnik zawsze strzela w prawo.

– Zawsze – potwierdził jego rozmówca.

– Ale wie, iż ja o tym wiem.

– To niedobrze.

– Tak, ale ja wiem, iż on wie – mówił bramkarz.

– W takim razie rzuć się w lewo – doradzono mu.

– Nie. On wie, iż ja wiem, iż on wie”.

Opisany problem dotyka wszystkich regularnych wykonawców jedenastek – bramkarze analizują ich rzuty karne, sprawdzają rytuały, miejsca, w które najbardziej lubią posyłać uderzenia. Bo strzelcy to przecież też ludzie, każdy z nich ma „swoje” miejsce, w które uwielbia uderzać.

Ale gdyby strzelał tam za każdym razem – stałby się banalnie prosty do rozczytania. Kuper i Szymanski za optymalną przyjęli więc tzw. strategię randomizacji, twierdząc, iż najskuteczniejszą metodą na regularne pokonywanie bramkarzy jest wybieranie niemal losowego miejsca, w które strzelec posyła piłkę. Raz w prawo, raz w lewo, raz w górę, raz w dół, ale bez szczególnego schematu, tak jakby miejsca, gdzie ląduje piłka wybierała maszyna Lotto.

Jeśli przyjrzymy się czy Robert Lewandowski wpisuje się w tę strategię – to zobaczymy, iż jak najbardziej tak. Ale to nie na strategii randomizacji polegał jego sekret regularnego przechytrzania bramkarzy.

Tym było „oszukanie” teorii gier.

Spis treści

  1. Robert Lewandowski i teoria gier
  2. Słabe początki. Utracony karny w finale LM
  3. Pudło, które wszystko zmieniło. Narodziny nowej rutyny
  4. Maszyna ruszyła
  5. Era perfekcji: prawie trzy lata bez pomyłki i 94% skuteczności
  6. Kiedy to wszystko zaczęło się psuć?
  7. Katarska trauma
  8. Początek etapu schyłkowego
  9. Utrata pewności siebie
  10. Wciąż mówimy o kosmicie

Robert Lewandowski i teoria gier

Tajemniczo brzmiące pojęcie teorii gier wywodzi się ze świata matematyki. Zakłada sytuację, w której dwaj przeciwnicy wykonują ruch w tym samym momencie, nie mając żadnej świadomości na co zdecyduje się drugi z nich, a wygrana jednego zawsze będzie oznaczała przegraną drugiego. Najlepszy przykład z życia? Gra papier-kamień-nożyce.

A najlepszy przykład ze futbolu? Rzuty karne. Strzelec wybiera swój narożnik, bramkarz swój, decyzję podejmują jednocześnie. Piłka albo wpada do bramki, albo nie. Tyle – przynajmniej w teorii.

W praktyce – wiadomo, strzelec i tak ma w tej grze znaczną przewagę nad bramkarzem. Ale Lewandowski przez lata dopracował do perfekcji mechanizm, za pomocą którego wyeliminował element losowości w wykonywanych przez siebie jedenastkach.

Dzięki charakterystycznemu naskokowi do końca czekał na ruch bramkarza. Patrzył, który narożnik wybierał golkiper i gdy już to dostrzegł, to posyłał piłkę w przeciwny róg bramki. W ten sposób „oszukiwał” teorię gier, dając sobie przewagę – ruch wykonywał później od przeciwnika, dzięki czemu miał ułamek sekundy więcej na decyzję.

Ale właśnie – to była ryzykowna gra. Raz, iż potrzeba do niej niebywałego wręcz połączenia umiejętności zachowania zimnej krwi, koordynacji wzrokowo-ruchowej, refleksu i techniki, by uderzyć precyzyjnie stojącą na jedenastym metrze piłkę adekwatnie na nią nie patrząc.

Taką umiejętność, żmudnym treningiem, nabywają jedynie nieliczni.

Dwa, iż jeżeli ktoś robi coś inaczej niż wszyscy i się potknie – natychmiast jest wytykany palcami. Gdy Lewandowskiemu przydarzały się rzadkie pomyłki, kpiono z jego sposobu wykonywania karnych, a naskoki i drobne kroczki przed strzałem stawały się przyczyną żartów. Ale jeżeli spojrzymy jak wykonują rzuty karne najlepsi wykonawcy na świecie –jak choćby Bruno Fernandes, a w przeszłości Max Kruse, najlepszy znany mi specjalista od uderzeń z jedenastu metrów (na najwyższym poziomie wykorzystał 32 z 33 wykonywanych karnych), zobaczymy, iż oni także stosują tę samą taktykę co Lewandowski. Być może w przypadku Niemca brakuje charakterystycznego naskoku, ale zwolnienie na ostatnim kroku i strzał bez patrzenia na piłkę, dają dokładnie taki efekt.

Obaj ruch wykonują nieco później niż bramkarz, dzięki czemu Fernandes strzela z blisko 90% skutecznością i częściej mylił się dopiero ostatnio, a Kruse karierę zakończył z bliskim perfekcji wynikiem 97% wykorzystanych jedenastek.

Słabe początki. Utracony karny w finale LM

Nie wiem, czy Lewandowski swoją inspirację do zmiany sposobu wykonywania jedenastek zaczerpnął właśnie od rywalizującego z nim w Bundeslidze Krusego, ale faktem jest, iż Polak długo wykonawcą karnych był zupełnie przeciętnym. A momentami choćby – po prostu słabym.

W seniorskiej piłce zmarnował dwa z czterech pierwszych rzutów karnych. Przeciwko Australii jego lekki strzał w prawą stronę odbił Adam Federici, w meczu z Kickers Offenbach strzelił jeszcze gorzej – po ziemi, w sam środek bramki. Z tym strzałem żadnych problemów nie miał urodzony w Bydgoszczy Robert Wulnikowski, a Borussia Dortmund sensacyjnie odpadła po serii jedenastek z ówczesnym niemieckim trzecioligowcem.

Gdy w kwietniu 2013 roku Lewandowski, mający już na koncie hat-tricka, podchodził do rzutu karnego w półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt, nie miał wypracowanego żadnego sposobu wykonywania jedenastek.

Jego pełna lista ofiar z karnych w tamtym momencie wyglądała następująco: ŁKS Łomża, Singapur, Greuther Fuerth i dwa razy San Marino. A do tego niewykorzystane jedenastki z Australią i Kickers Offenbach.

Lewandowski zamknął więc oczy i huknął z całej siły w sam środek bramki, niemal rozrywając siatkę. Diego Lopez rzucił się w swoją prawą stronę, ale gdyby został na środku – pewnie zostałby wbity do bramki razem z piłką. Tego wieczoru polskiemu snajperowi wychodziło absolutnie wszystko. Karnego wykonał więc dając się ponieść wyjątkowemu flow, atmosferze nocy i pulsującej w nim samym energii. Zdał się na swoją intuicję.

Uderzenia z całej siły prosto w środek bramki nie odda już nigdy później.

Ale Lewandowskiemu, mimo gola z karnego w półfinale LM, wciąż było daleko do miana choćby dobrego strzelca jedenastek. Zaledwie dziesięć dni później w ligowym Klassikerze zatrzymał go Manuel Neuer, a ta niewykorzystana szansa kosztowało go wyjątkowo wiele.

Zapłacił za nią bowiem utratą możliwości wykonywania karnego w finale Ligi Mistrzów. Gdy trzy tygodnie później na legendarnym Wembley, także przeciwko Bayernowi, sędzia Nicola Rizzoli wskazał na jedenasty metr, do piłki podszedł Ilkay Guendogan. Karnego wykorzystał, choć był to jego… pierwszy w seniorskiej karierze.

Pudło, które wszystko zmieniło. Narodziny nowej rutyny

Punktem zwrotnym w sposobie wykonywania jedenastek przez Lewandowskiego było zaś… inne pudło. Cztery dni po jego debiucie Bawarczycy mierzyli się w 1. rundzie Pucharu Niemiec z Preussen Muenster. W doliczonym czasie gry, gdy wszystko było już rozstrzygnięte, do rzutu karnego podszedł Lewandowski, chcąc zdobyć swoją premierową bramkę w nowych barwach. Ale uderzył fatalnie – znów lekko, znów w środek bramki, zupełnie jak przeciwko Kickers Offenbach.

Wyglądał, jakby zjadła go trema, paraliżując w ostatniej chwili nogi, które przy akompaniamencie gwizdów miejscowych kibiców odmówiły mu posłuszeństwa.

Piłkę bez problemu złapał w obie ręce Daniel Masuch. Z nim zresztą też wiąże się interesująca historia, bowiem ten – jeszcze w Regionallidze – odbił także uderzenie Maxa Krusego. Tym samym, choć nigdy nie zagrał choćby w Bundeslidze, ma na swoim koncie obronione jedenastki dwóch spośród najlepszych wykonawców karnych XXI wieku.

Dla Lewandowskiego widok Masucha cieszącego się z obrony jedenastki był jednak jasnym sygnałem. Trzeba wziąć się do pracy.

Maszyna ruszyła

Zwłaszcza, iż na to, by koledzy z Bayernu ponownie dopuścili go do rzutu karnego czekał blisko rok. A na to, by zostać regularnym wykonawcą jedenastek – aż dwa sezony. Drogę otworzyło mu inne pudło – Thomasa Muellera w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Atletico Madryt. Gdyby już wtedy karne wykonywał Lewandowski – kto wie, może na wygraną w Lidze Mistrzów nie musiałby czekać do 2020 roku. Ale strzelał Mueller i lecącą blisko środka bramki piłkę odbił w bok Jan Oblak.

Dopiero wtedy, już na finiszu swojej przygody z Bayernem, Pep Guardiola przekazał wykonywanie jedenastek Polakowi, a Carlo Ancelotti latem podtrzymał jego decyzję.

W międzyczasie Lewandowski trenował, szlifując nowy sposób wykonywania jedenastek.

Podczas Euro 2016 nie był go jeszcze całkowicie pewny. Dlatego w meczach ze Szwajcarią i Portugalią oglądaliśmy uderzenia po normalnym nabiegu – oba strzały były mocne, precyzyjne, poza zasięgiem bramkarzy. W meczu ze Szwajcarią Yann Sommer wybrał co prawda adekwatny narożnik, ale Lewandowski podniósł piłkę, trafiając niemal w okienko bramki. Mierzący 183 cm wzrostu bramkarz nie miał szans do niej dolecieć.

I znów – tak jak w przypadku karnego z Realem Madryt – Lewandowski w podobny sposób nie uderzy już prawie nigdy. Następny raz w prawe „okno” wyceluje dopiero osiem lat później, przeciwko Valencii, gdy zrezygnuje już z charakterystycznego naskoku.

Ale w sposobie wykonywania jedenastek przez Lewego już można było zauważyć zmianę. Jego uderzenia były pewne, mocne. Widać było, iż doskonale wie co robi i panuje nad sytuacją – zarówno nad emocjami, jak i swoim ciałem. A później po prostu wykonuje wyrok.

To były fundamenty, wylane pod to, co miało wydarzyć się niebawem.

Gdy zaledwie cztery miesiące po Euro 2016 wściekły Duńczyk Kasper Schmeichel biegł do sędziego z ogromnymi pretensjami, sam zastanawiałem się, czy przypadkiem nie ma racji. Lewandowski przecież wyraźnie zwolnił, niemal zatrzymując się przed oddaniem uderzenia. Arbiter Gianluca Rocchi jednak nie dopatrzył się nieprawidłowości, więc gol został uznany, a Lewandowski zdobył kolejne potwierdzenie: jego nowy styl wykonywania jedenastek działa.

Pomyłka z Preussen Muenster rozpoczęła wspaniałą serię 27 wykorzystanych rzutów karnych Lewandowskiego z rzędu. Bezbłędny pozostawał przez blisko trzy lata – od 23 maja 2015 roku aż do 10 marca 2018. To jedna z najdłuższych serii w nowoczesnym futbolu! W tym czasie tylko czterech bramkarzy wybierało adekwatny narożnik (!), a żaden nie był w stanie złapać ani odbić lecącej piłki.

Era perfekcji: prawie trzy lata bez pomyłki i 94% skuteczności

Dopracowany do perfekcji system sprawił, iż snajper z rzutów karnych stał się prawdziwą maszyną. Strzelał wszystkim i wszędzie. W ciągu siedmiu kolejnych lat pomylił się zaledwie czterokrotnie, wykorzystując niebotyczną liczbę 63 z 67 wykonywanych jedenastek. To dawało mu skuteczność na poziomie oszałamiających 94%.

Dla porównania – zanim Lewandowski zaczął pracować nad jedenastkami, to wykorzystał 12 z 16 prób, a więc strzelał na poziomie 75% skuteczności. To jest wynik dokładnie wpisujący się w piłkarską przeciętność – bo właśnie na około 75-77% ocenia się prawdopodobieństwo, iż zwykły piłkarz wykorzysta rzut karny.

A przecież pracę nad jedenastkami Lewandowski zaczął stosunkowo późno – marnując karnego z Preussen miał już 26 lat, regularnym strzelcem w Bayernie został, mając ich 28. Protokół „Maszyna” zaczął wdrażać tuż przed 30.

Prime karnych Lewandowskiego zbiegł się z jego najlepszą boiskową dyspozycją. Między 27. a 32. rokiem życia Polak trafiał z każdym i w każdych rozgrywkach. Gdy podchodził do jedenastki, można było stawiać domy, iż piłka znajdzie się w siatce. Nie pękał w kluczowych momentach – trafiał na Euro 2016 ze Szwajcarią i Portugalią, trafiał w barażu ze Szwecją, trafiał w fazie pucharowej Ligi Mistrzów – z Arsenalem i Realem, trafiał w Klassikerach. Zresztą, to przecież strzałem z rzutu karnego wyrównał legendarny rekord Gerda Muellera, zdobywając 40. bramkę w okresie 2020/21 Bundesligi.

Z zimną krwią, jakby bez układu nerwowego, pokonał wówczas Marka Flekkena, golkipera Freiburga.

W swoje podwórko zamienił też Ligę Mistrzów. Dziś może pochwalić się wykorzystaniem 19 z 20 rzutów karnych w tych rozgrywkach, a więc skutecznością na poziomie 95%. W 18 na 20 przypadków bramkarze byli zmyleni na tyle, iż rzucali się w zły narożnik.

Właściwy wybrało tylko dwóch – Willy Caballero z Chelsea (ale nie zdołał sięgnąć piłki) i Odysseas Vlachodimos z Benfiki, który jako jedyny zatrzymał Lewego w Champions League.

W Bundeslidze też wszyscy mieli „napinkę” na karnego Lewandowskiego.

– Nikt w Bundeslidze nie umie go zatrzymać i nie wiem, co trzeba zrobić, aby się to udało. Myślę, iż jeżeli on sam się nie pomyli, to ciężko będzie go „złapać” – mówił w 2020 roku w Hejt Parku Rafał Gikiewicz.

– Trenowaliśmy i analizowaliśmy te karne, próbowaliśmy wyczekać do końca, ale on w ostatniej chwili zerka na bramkarza i piłka leci tak precyzyjnie, iż nic nie można zrobić. W tym momencie Robert wykonuje jedenastki chyba najlepiej na świecie – dodawał.

Przez osiem sezonów gry w Bayernie, między 2014 a 2022 rokiem, „złapać” Lewandowskiego w Bundeslidze udało się tylko jednemu, jedynemu bramkarzowi. Był nim Rune Jarstein z Herthy, który jako jedyny wygrał próbę nerwów z Polakiem. Poza tym napastnik zmarnował jeszcze tylko dwie jedenastki: z HSV i Stuttgartem, raz trafiając obok bramki, raz w słupek. Za każdym razem bez konsekwencji – Bayern wygrał wszystkie trzy wspomniane spotkania.

Oprócz trzech pudeł Lewandowski w Bayernie zaliczył 35 wykorzystanych karnych w Bundeslidze. Strzelał więc z 92% skutecznością.

Kiedy to wszystko zaczęło się psuć?

W bazującej na historiach z własnego życia książce „Strzał w przerwie” George Best wspomina kapitalną anegdotę, gdy, będąc już u schyłku piłkarskiej kariery, spędzał wieczór w hotelowym pokoju z miss świata, licząc wygrane w kasynie pieniądze. To wówczas z zamówionym szampanem w pokoju pojawił się boy hotelowy, zerknął na piłkarza i wypalił do świętującego zawodnika:

– Panie Best, kiedy to wszystko zaczęło się pieprzyć?

Anegdota, poza trafiającym w sedno pytaniem, ma jeszcze jeden wspólny mianownik ze sprawą Lewandowskiego – jeżeli coś zaczyna się pieprzyć, najboleśniej widać to wtedy, gdy przed chwilą było się na szczycie.

No więc, kiedy szwankować zaczęły rzuty karne Roberta Lewandowskiego?

Być może o czynniku zdecydował zwykły… pech. A może fatum? Bo tak jak polski napastnik marnował pierwsze jedenastki w Dortmundzie i w Monachium, tak spudłował też w pierwszej próbie w Barcelonie.

W teorii Lewandowski wszystko wykonał perfekcyjnie. Wyczekał do ostatniej chwili, bramkarz Almerii zrobił lekki ruch w prawo, więc on posłał piłkę w lewo. Golkiper nie zdążył zmienić rogu, ostatecznie zostając na środku, ale piłce zabrakło centymetrów, by wpaść do bramki. Ta odbiła się od słupka i wyszła poza linię końcową.

Trudno dziś powiedzieć, czy o nietrafionym rzucie karnym decydował stres, związany ze zmianą kolorów i pierwszą jedenastką wykonywaną na Camp Nou. Być może nie, przecież jeszcze kilka miesięcy wcześniej Lewandowski zachował zimną krew na Stadionie Śląskim w Chorzowie, gdy stawka była o wiele większa – a mimo tego przeciwko Szwedom się nie pomylił. Być może był to zwykły wypadek przy pracy, nic nie znaczący, tak jak pudła z HSV czy Stuttgartem. Być może, gdyby kolejne jedenastki wykonywał w La Lidze, znów strzelałby gola za golem.

Pech polegał jednak na tym, iż kolejną jedenastką, niespełna miesiąc później, był… karny z Meksykiem na katarskim mundialu.

Katarska trauma

To, co wydarzyło się 22 listopada 2022 roku w Dosze do dziś pozostaje jednym z najbardziej traumatycznych momentów w piłkarskiej karierze Lewandowskiego. W 58. minucie kapitan naszej reprezentacji otrzymał wymarzoną szansę, by dać nam prowadzenie w pierwszym mundialowym spotkaniu.

Do karnego podchodził jako absolutna maszyna, z wytrenowanym sposobem, który w kluczowych chwilach nigdy go nie zawodził. Jako człowiek, który w barwach reprezentacji wykorzystał trzynaście ostatnich jedenastek i nie pomylił się od dwunastu lat.

A jednak, w decydującym momencie – Lewandowski zwątpił.

Choć przed strzałem kontynuował swój rytuał: spojrzał w górę, później wziął głęboki oddech, to gdy biegł do piłki, choćby nie spojrzał na bramkarza. Nie zatrzymał się, nie zwolnił, po prostu biegł, aż kopnął ją lekko przed siebie.

Napięte do granic możliwości nerwy sprawiły, iż Lewandowski w chwili prawdy wrócił do „ustawień fabrycznych” i udowodnił, iż także jest tylko człowiekiem. Posłał piłkę tam, gdzie posyłał swoje pierwsze jedenastki w reprezentacji: z Singapurem i Australią. W prawy dolny róg – przynajmniej w zamyśle, bo w rzeczywistości uderzenie wyszło bliżej środka bramki.

Po tym strzale Lewandowskiego zawiodły wszystkie instynkty snajpera. Nie ruszył choćby na dobitkę, po prostu stanął w miejscu, chwytając się za głowę. Stał tak przez chwilę, aż ocknął się i próbował ruszyć w stronę dobitki Krychowiaka. Ale było już za późno.

Dlaczego Lewandowski w decydującej chwili przestał ufać sprawdzonemu od lat sposobowi? Czy wpływ miało na to pudło we wcześniejszym karnym z Almerią? Nieco inne światło rzuca biografia Lewandowski. Prawdziwy Sebastiana Staszewskiego, wedle której Lewandowski po meczu próbował zrzucać część winy na trenera bramkarzy Andrzeja Dawidziuka. Ten miał przekazać snajperowi, iż Ochoa czeka z reakcją do samego końca.

Kiedy więc w szatni Lewandowski został zapytany, dlaczego zrezygnował ze swojego sposobu, odpowiedział tylko:

– Bo takie były założenia.

Gdy dopytywałem go o to w mixed zonie, w oczach Lewego było widać ból związany z niewykorzystaną jedenastką.

– Taka była moja decyzja: po prostu uderzyć mocno w róg i to wszystko – odpowiedział krótko.

W brutalny sposób przekonywaliśmy się właśnie jak kruchy i zdradziecki potrafi być ludzki mózg oraz układ nerwowy. choćby u takich gigantów.

Początek etapu schyłkowego

Dwanaście dni później Lewandowski stoczył kolejną bitwę. Podszedł do rzutu karnego przeciwko Francji i… znowu go nie wykorzystał.

Uderzył niby w swoim stylu, ale jednak inaczej. Nie wyszło mu ani dreptanie, ani naskok, ani strzał. Nic w tym nie było naturalnego. Lewandowski był sztywny, spięty, wyglądał jakby ze stresu – choć przecież przegrywaliśmy już 0:3, a na zegarze wybijała 98. minuta – miał za chwilę zemdleć. Piłka poleciała po ziemi, w środek. Tam z łatwością złapał ją Hugo Lloris.

Lewandowski miał szczęście – sędzia dopatrzył się, iż francuski bramkarz wyszedł przed linię i nakazał powtórzenie jedenastki. Polski kapitan miał tak dość wszystkiego, iż wziął piłkę z rąk Llorisa, podszedł z nią do jednego z chłopców za bandą i wymienił futbolówkę na inną. Wszystko, byle tylko zdjąć klątwę.

Powtórzony karny był już lepszy. Choć piłkarz nie uderzył zbyt precyzyjnie, to zmylił Llorisa i widać było, jak z jego barków spada potężny ciężar. Zacisnął pięści i spuścił głowę. Gdy telewizyjna kamera przybliżyła jego twarz, zbijał akurat piątkę z Arkiem Milikiem, a z ruchu warg można było wyczytać krótkie:

– Jest, kurwa…

I choć Lewandowski mecz kończył uśmiechnięty, widać było, iż z jego rzutami karnymi zaczyna dziać się coś niepokojącego. Polak nie był już maszyną o nerwach ze stali, która – niczym wyrzutnia piłek tenisowych – posyła precyzyjne uderzenia prosto do bramki.

Wykonywanie rzutów karnych Roberta Lewandowskiego możemy podzielić na trzy etapy.

  • Początkowy: aż do momentu pudła z Preussen Muenster włącznie (12/16 karnych, 75% skuteczności),
  • Prime: przypadający na okres gry w Bayernie (63/67 karnych, 94% skuteczności),
  • Schyłkowy: od momentu pudła z Almerią do dziś (20/25 karnych, 80% skuteczności).

Mundial w Katarze rozpoczynał już ostatni z nich.

Utrata pewności siebie

Po katarskich mistrzostwach świata Lewandowski jakby stracił część pewności siebie, jaką przy jedenastkach emanował dotychczas. Wciąż zdarzało mu się uderzyć bezbłędnie w swoim stylu: w Superpucharze Hiszpanii trafił tak przeciwko Betisowi, w meczu reprezentacji z Wyspami Owczymi, ciśnienie wytrzymał też w barażu z Walią. Ale bywało, iż piłka wpadała do siatki na słowo honoru.

Tak było z Manchesterem United, gdy David de Gea miał już piłkę na ręce. Tak było też w lidze z Alaves. W obu przypadkach Lewego ratowało podnoszenie piłki w górny róg bramki, czego wcześniej unikał jak ognia.

Co więcej – po powrocie z mundialu coraz więcej bramkarzy zaczynało wybierać narożnik, w który piłkę posyłał Lewandowski. Po mistrzostwach dobry róg wybierał już co trzeci golkiper, gdy jeszcze w barwach Bayernu adekwatny kierunek strzało odgadywał czasami jeden, najwyżej dwóch bramkarzy na dziesięciu.

Napastnik zaczynał więc zmieniać taktykę – zwłaszcza po tym, jak znów najadł się nerwów w spotkaniu z Francją. Historia z mundialu na Euro 2024 powtórzyła się niemal w całości: pierwszy karny znów padł łupem bramkarza, Lewandowski poprawił się dopiero w drugiej próbie. I choć karny strzelony Mike’owi Maignanowi był jedenastą skutecznie wykonaną jedenastką z rzędu, snajper najwidoczniej uznał, iż spróbuje czegoś innego.

Z Valencią podbiegł do piłki bez naskoku i uderzył w prawe okienko. Tak jak pisałem wcześniej – po raz ostatni strzelał w taki sposób ponad osiem lat wcześniej, w czasie Euro 2016. A więc jeszcze przed erą „naskoku”. „Zwyczajnie” strzelił też w Lidze Narodów ze Szkocją, więc we wrześniu zeszłego roku uznał, iż tak samo uderzy przeciwko Villarrealowi – z tym, iż trafił w słupek.

Od tamtej pory Lewandowski nie ma stałej rutyny wykonywania jedenastek. Raz uderza „po swojemu”, raz – „normalnie”. Najlepszy przykład? Styczniowy mecz Ligi Mistrzów z Benficą, gdy Lewandowski wykonywał dwie jedenastki. Za pierwszym razem wyczekał bramkarza do końca, za drugim uderzył bez namysłu. Wykorzystał wówczas oba karne.

Ale tak skuteczny nie bywa zawsze. Najlepszym dowodem są ostatnie miesiące i trzy karne, podczas których piłka tylko raz wpadła do bramki. I to też po rękach Ionuta Radu, bramkarza Celty Vigo. Przeciwko Sevilli Lewandowski próbował naskoku – i uderzył obok bramki. Przeciwko Atletico postawił na siłę – i też spudłował.

Wciąż mówimy o kosmicie

I tak jak daleki jestem od mówienia, iż Lewandowski „się skończył” – tak w ujęciu ogólnym, jak i pod względem wykonywania jedenastek, to nie sposób nie zauważyć tego, iż po prostu – to piłkarz, który prime i pod tym względem ma już za sobą.

Potwierdzają to statystyki – odkąd przyszedł do Barcelony wykorzystał 80% rzutów karnych, co wciąż jest przyzwoitym rezultatem, będącym lekko powyżej średniej. Ale dalekim już od własnych najlepszych wyników.

Koniec końców mówimy jednak o gościu, który pod względem statystyk jedenastek wciąż jest kosmitą. I to absolutnym. Lewandowski wykorzystał w karierze 95 rzutów karnych, przy 108 wykonywanych próbach. Całościowo daje to znakomity rezultat 88%. Piłkarzy, którzy podczas całej kariery mają lepszy wynik pod tym względem – ze świecą szukać.

Przecież pod tym względem Lewandowski bije największych gigantów futbolu. Cristiano Ronaldo wykorzystał 179 z 214 karnych, co daje mu rezultat 83%. Leo Messi – 114 ze 146, a więc 78%. Harry Kane – ma wykorzystanych 96 ze 108 jedenastek, a więc 88,9%, wynik niemal identyczny co w przypadku Lewandowskiego.

Piłkarze z wyższym procentem skuteczności, jak Kruse (97%), wykonywali kilkukrotnie mniej jedenastek od polskiego snajpera. Pytanie, czy na dłuższym dystansie utrzymaliby podobną skuteczność, pozostanie otwarte.

WOJCIECH GÓRSKI

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

  • Gracze Barcelony przemówili w sprawie karnego Lewandowskiego
  • Lewandowski w końcu z jakimś antyrekordem!
  • Lewandowski pudłuje! Najgorszy rzut karny w karierze…

Fot. Newspix.pl

Idź do oryginalnego materiału