Rumuni zaprezentowali wspomniane hasło w Belgradzie, gdzie spotkali się z kibicami Serbii. Obie grupy łączy prawosławna religia, co te postanowiły wykorzystać przy okazji meczu wyjazdowego Rumunii z Bośnią i Hercegowiną. Ratko Mlatić to serbski generał i dowódca Sił Zbrojnych Republiki Serbskiej. To z jego inicjatywy doszło do masakry w Srebrenicy, ludobójstwa z lipca 1995 roku, które pochłonęło życie około ośmiu tysięcy Bośniaków.
REKLAMA
Zobacz wideo Skandal na Stadionie Narodowym! Wandalizm, patologia
Mlatić, który był także odpowiedzialny za oblężenie Sarajewa, przez lata był poszukiwanym zbrodniarzem wojennym. Złapano go w 2011 roku, a sześć lat później Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii skazał go na karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Rumunia mogła się cieszyć, do czasu wejścia Dragusa na boisko
Abstrahując od skandalicznego transparentu, Rumunii w meczu z Bośnią i Hercegowiną grali bardzo istotny mecz. Przed nim sytuacja w tabeli grupy H wyglądała tak, iż prowadziła Austria (18 punktów), za nią byli Bośniacy (13 pkt), a dalej Rumunia (10 pkt), Cypr (8 pkt) i San Marino (0 pkt). Gdyby Rumunia minimalnie wygrała w sobotę, to ze względu na gorszy bilans bramek wprawdzie i tak byłaby za Bośnią, ale za to kończyła eliminacje MŚ grą z San Marino. To pewne trzy punkty.
Tego nie można było zakładać w przypadku Bośniaków, którzy eliminacje zakończą wyjazdem do Austrii. ale i oni mieli ciekawą sytuację, bo wygrana z Rumunią dawałaby im nadzieję choćby na bezpośredni awans.
Na przerwę w znacznie lepszych humorach schodzili podopieczni Mircei Lucescu, którzy objęli prowadzenie po golu Daniela Birligei. Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze, a to za sprawą niezatapialnego Edina Dżeko. 39-latek już cztery minuty po gwizdku wyrównał wynik na 1:1.
Kluczowa dla losów meczu okazała się 66 minuta. Wówczas trener Lucescu zmienił strzelca gola Birligeę, a za niego wprowadził Denisa Dragusa. Ten dosłownie chwilę po wejściu brutalnie sfaulował Nikolę Katicia, gdy korkami uderzył w powietrzu prosto w głowę rywala. Sędzia pokazał mu zasłużoną czerwoną kartkę, a Dragus stał się antybohaterem rumuńskiego futbolu.
Bośnia i Hercegowina wykorzystała grę w przewadze. W 80. minucie bramkę na 2:1 strzelił Esmir Bajraktarević, a w doliczonym czasie Rumunów dobił Haris Tabaković.
W ten sposób Bośniacy już zapewnili sobie udział w barażach do przyszłorocznego mundialu, ale być może to nie jest ich ostatnie słowo. 18 listopada zagrają z Austrią, do której tracą dwa punkty. Wygrana na terenie lidera da im bezpośredni awans na mistrzostwa. Z pewnością nie będzie to łatwe zadanie, ale przecież Bośnia nie ma nic do stracenia.

1 godzina temu















