Kibice pokazali, iż mają dość tego, co dzieje się w Zakopanem. Małysz reaguje

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen Eurosport


W Zakopanem realizowane są najdroższe zawody Pucharu Świata w trakcie całej zimy. Nigdzie na skokowej mapie świata najtańsze wejściówki na konkursy nie mają tak wysokich cen jak tu. Choć na Wielkiej Krokwi widać pustki nieco bardziej niż w zeszłych latach, to i tak frekwencja może cieszyć. Jeszcze. Lepiej, żeby to wszystko zostało odebrane jako sygnał ostrzegawczy.
W Zakopanem dzień konkursu Pucharu Świata po prostu da się poczuć. choćby jeżeli polskim skoczkom nie idzie i na zawody nie dotarły takie tłumy, jak przed laty. Kolejki od rana w niemal każdym sklepie, dźwięki kibicowskich trąb słyszane w całym mieście i morze flag, także tych z napisami robionymi na stoiskach przy Piłsudskiego, ulicy dochodzącej do Wielkiej Krokwi. Do tego trwający już od wielu lat festiwal tandety na Krupówkach i jedyna taka atmosfera na samej skoczni, tworzona według tego samego scenariusza od ponad 20 lat. Nigdzie indziej tak nie jest.

REKLAMA





Zakopane najdroższe w całym Pucharze Świata. Kibice machają na to ręką
Zakopane od niedawna jest też ewenementem w innej kategorii. Kiedyś bilety na zawody były tu bardzo tanie, a popularność skoków i Adama Małysza sprawiała, iż na skocznię przybywało niewiarygodnie dużo kibiców. 2002 rok, gdy siedzieli na drzewach, czy stali przy rozbiegu, stał się tego symbolem. Ale w kolejnych latach też przyjeżdżały tu, może już nie ponad sto, ale dziesiątki tysięcy kibiców. Na skoczni było ciasno, a organizatorzy stopniowo podnosili ceny biletów. Bo w pewnym momencie one były zwyczajnie aż zbyt tanie jak na to, jakiego wydarzenia dotyczyły - kosztowały przecież po kilkadziesiąt złotych. Dzięki temu zawody były cenowo przystępne dla wszystkich, ale bilety znikały w ekspresowym tempie. W ostatnich latach ograniczano miejsce dla fanów na obiekcie. Frekwencja - blisko 20 tysięcy kibiców - z roku na rok znacząco się nie zmieniała, ale im więcej swobody na skoczni, tym łatwiej organizować zawody. Szkoda, iż jednocześnie zrobiło się z tego najdroższe miejsce w całym kalendarzu Pucharu Świata.



I to nie pod kątem cen noclegów, w restauracjach, czy przekąsek na skoczni. Dziś trzeba tu zapłacić aż 200 złotych, żeby wejść na najtańsze miejsca w trakcie konkursu. Za to bilet na kwalifikacje kosztował 100 (!) złotych. To naprawdę wysokie kwoty, z którymi konkurować może chyba tylko 45 euro z Garmisch-Partenkirchen. Jednak tam ostatnio co roku jest komplet. A tyle, ile na innych skoczniach na świecie trzeba wydać za komplet wejściówek na cały weekend, w Polsce ma ochotę płacić już coraz mniej osób.
Ci, których pytamy o ceny biletów na ulicy, najczęściej machają ręką. Albo mają, za co je kupić i cenami się nie przejmują, albo przyznają, iż "te kwoty są chore i astronomiczne". Ale potem wzdychają i mówią, iż jak trzeba to trzeba. Spotkaliśmy też Słoweńców, którzy przyznawali, iż jest tu drożej niż w Planicy. Ale oni przyjechali się bawić, a nie narzekać. I poszli szukać polskich przysmaków na stoiskach, już uzbrojeni po zęby w swoje narodowe symbole, w tym ogromne flagi. Ale usłyszeliśmy też historię o Austriaku, który przyjechał tu specjalnie na zawody i jak usłyszał, ile kosztują wejściówki, to stwierdził, iż chyba go na nie nie stać.
Gdy spiker już na skoczni pytał kibiców, od kiedy przyjeżdżają na skoki, wyszło, iż jest ogrom takich, którzy wyrobili sobie tradycję wyjazdów do Zakopanego od 15-20 lat. W odpowiedzi na pytania z głośników fani podnosili ręce i tych doświadczonych było kilka mniej niż tych, którzy dali się namówić, żeby zjawić się na skokach po raz pierwszy.



Pertile prosił, żeby poczekać na to, ile kibiców przyjdzie na konkurs. Miał rację, ale pustki i tak były widoczne
Choć trzeba przyznać, iż w sobotę stojąc daleko od trybun Wielkiej Krokwi, te wyglądały na wypełnione. W niedzielę jest podobnie i ogółem nie ma tragedii. Miał rację dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile, który zapytany przez nas przed drużynówką o spodziewaną niższą frekwencję w Zakopanem - a Jan Winkiel z PZN mówił, iż tydzień przed imprezą sprzedanych było 50-60 procent biletów - wskazał, iż warto poczekać.
- Ja traktuję kibiców jak skoczków. Im nie zabierzemy szans przed startem, prawda? Zobaczymy, jak będzie po konkursie - mówił nam Włoch. I faktycznie spore pustki były praktycznie tylko po bokach zeskoku, w innych miejscach było po prostu nieco luźniej.
Na trybunach nazywanych przez organizatorów "Mars" miejsca nie były do końca wypełnione. Widoczne, także w transmisji telewizyjnej, były tam spore dziury i to może być pewien sygnał ostrzegawczy. Polscy kibice powoli pokazują, iż PŚ w Zakopanem w takich okolicznościach - bez wyników i bardzo drogiego - mają dość.
Małysz reaguje. I nagle zaczyna mówić o "Sylwestrze z Polsatem"
- To jest obiekt, który maksymalnie przyjmie 24 tysiące ludzi - mówi Adam Małysz. I chyba nie ma racji, bo odpowiadający za czuwanie nad zawodami w Zakopanem ze strony związku Wojciech Gumny niedawno mówił w TVP Sport, iż to około 18,5 tysiąca osób. - Organizatorzy przewidywali, iż w tym roku na każdym konkursie będzie do 16 tysięcy, a z tego, co wiem, na drużynówce było 11 tysięcy - zdradza prezes PZN. To oznacza, iż Wielka Krokiew była wypełniona w nieco ponad 70 procentach.



- W niedzielę też ma być tyle, a może się jeszcze trochę biletów sprzeda. To jest fajny wynik, jak na miejsce, w którym teraz jest nasza kadra - ocenia Małysz. - Nie jesteśmy dominatorami. Drużynówka pokazała, iż choć jesteśmy na piątym miejscu, to nie jesteśmy blisko czołówki, patrząc po punktach. Na indywidualny konkurs jest mocny Paweł, ale zdajemy sobie sprawę z tego, iż trzeba mieć trzech-czterech takich zawodników, żeby dominować - tłumaczy.
Co Małysz uważa o tym, iż nie ma droższych biletów na zawody PŚ niż te w Zakopanem? - Powiem szczerze, iż nie wiem. Jak rozmawiam tutaj z organizatorami, z prezesami, to mówią, iż z jednej strony powinno być taniej, ale z drugiej jak się przygotuje więcej biletów, to trybuny są bardzo nabite i wtedy jest od ludzi dużo pretensji. Organizatorzy mówią, iż komfort oglądania jest większy, gdy biletów przygotują mniej. Oczywiście dla całego spektaklu zawsze to, iż tych ludzi jest mnóstwo, jest fajne - przyznaje były wybitny polski skoczek. I nagle zaczyna mówić o czymś, czego w tej rozmowie się kompletnie nie spodziewaliśmy. - Choć widziałem zdjęcia z trybun "Sylwestra z Polsatem", gdzie w transmisji było wszystko tak pokazywane, iż wydawało się, iż ludzi jest mnóstwo, a te zdjęcia pokazywały, iż to była garstka przed sceną. Nie wiem, czy to był fejk, czy prawda, ale w telewizji można wszystko pokazać - twierdzi Adam Małysz.
Najważniejsze, iż pomimo tych wszystkich okoliczności kibice na skocznię dotarli. Wyposażeni nie tylko w zwykłe biało-czerwone szale, wianki, czy gadżety z najbardziej znanymi Polakami. Widać też sporo takich z nowymi twarzami naszych skoków. Fani kupowali flagi, koszulki i szaliki z Pawłem Wąskiem czy Aleksandrem Zniszczołem. A to ważne, żeby się do nich przyzwyczajali. To oni mają osiągać wyniki w kolejnych miesiącach i latach, a z zauważeniem ich przez kibiców, przyjdzie i coraz większe zainteresowanie.


Poza Wąskiem i Zniszczołem w niedzielnym konkursie indywidualnym startuje też trzech innych polskich skoczków - Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Jakub Wolny. Start pierwszej serii zawodów zaplanowano na godzinę 16:00. Relacja na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, na platformie Max i w Telewizji Polskiej.
Idź do oryginalnego materiału