Jeziora potworne pokonane. Będą bezpłatne badania USG

3 godzin temu

Dzieci z województwa pomorskiego ponownie skorzystają z bezpłatnych badań profilaktycznych USG. Ponad 10 tys. zł na ten cel przekazali darczyńcy, którzy odpowiedzieli na zbiórkę uruchomioną przez Aleksandrę Kabelis i Piotra Biankowskiego. Ambasadorowie Fundacji Ronalda McDonalda po raz kolejny postanowili połączyć ekstremalne pływanie z pomaganiem. W ciągu niespełna trzech tygodni przepłynęli wpław kanał Catalina, a także jeziora Tahoe oraz Memphrémagog. 49-latek został pierwszym Polakiem, który zdobył Potrójną Koronę Jezior Potwornych na świecie.

W październiku zakończy się zbiórka na portalu Zrzutka.pl. Została ona uruchomiona przez Aleksandrę Kabelis i Piotra Biankowskiego. Celem było pozyskanie 10 tys. zł, a darczyńcy już wpłacili większą kwotę. Podobnie jak w ubiegłym roku, ekstremalni pływacy postanowili zebrać środki na przyjazd Ambulansu Fundacji Ronalda McDonalda, której są ambasadorami.

– Nasza mobilna klinika odwiedza różne miejscowości w Polsce w ramach programu „NIE nowotworom u dzieci”. On jest niesamowicie potrzebny, ponieważ profilaktyczne badania USG nie zostały dodane do koszyka świadczeń gwarantowanych, a więc nie są powszechnie dostępne dla każdej rodziny. My przeprowadzamy je bezpłatnie, przyjmując dzieci w wieku od dziewięciu miesięcy do sześciu lat – informuje Katarzyna Rodziewicz, prezes zarządu i dyrektor wykonawcza Fundacji Ronalda McDonalda.

Program jest realizowany od 2005 r. Do końca września z badań w ambulansie skorzystało 93 455 dzieci. Fundacja szacuje, iż w przyszłym roku mobilna klinika przyjmie stutysięcznego młodego pacjenta. Podczas wizyty dokonywana jest kompleksowa ocena stanu narządów jamy brzusznej oraz układu moczowo-płciowego. Zajmują się tym radiolodzy dziecięcy, którzy na co dzień pracują w szpitalach pediatrycznych.

– W tym roku ambulans przyjechał do nas na 2 dni, w trakcie organizowanych z Piotrem [Biankowskim – przyp. red.] zawodów zimowego pływania Gdynia WinterSwim Cup. Z badań mogło skorzystać 141 dzieci. Wszystkie dostępne miejsca zostały bardzo gwałtownie zarezerwowane podczas zapisów, a chętnych było znacznie więcej. Uznaliśmy, iż warto powtórzyć taką akcję – podkreśla Aleksandra Kabelis, ambasadorka Fundacji Ronalda McDonalda, specjalizująca się w długodystansowym pływaniu na wodach otwartych oraz ekstremalnym pływaniu w zimnej wodzie.

Korona do kolekcji
22 sierpnia Piotr Biankowski został pierwszym Polakiem, który zdobył Potrójną Koronę Jezior Potwornych na świecie. Aby sięgnąć po ten tytuł, trzeba przepłynąć wpław jeziora Loch Ness (Szkocja), Tahoe (USA) oraz Memphrémagog (pogranicze USA i Kanady). Jak głoszą legendy, żyją tam potwory Nessie, Tessie i Memphré.

Dla 49-latka z Rumi to kolejny prestiżowy tytuł. W ubiegłym roku jako trzeci Polak na świecie zdobył Potrójną Koronę Pływania na otwartych wodach. W tym przypadku przepłynął kanał La Manche (lipiec 2021 r.), wyspę Manhattan (październik 2022 r.) oraz kanał Catalina (sierpień 2023 r.). Aby każdego tego typu próba została zaliczona, nie wolno dotknąć kajaka z przewodnikiem oraz łodzi eskortującej. Ponadto można mieć na sobie tylko kąpielówki, okularki pływackie oraz czepek pływacki.

– Nie nastawiałem się na zdobywanie tych tytułów. Początkowo choćby nie chciałem mówić o tych Koronach. Ale to też jest tworzenie historii i zwrócenie uwagi na nasze działania charytatywne. Pływając promujemy bardzo ważne i przemyślane programy Fundacji Ronalda McDonalda – mówi Piotr Biankowski.

Każdej z ww. przepraw towarzyszyła zbiórka pieniędzy na rzecz wspomnianej organizacji pozarządowej. Początkowo pozyskiwano środki finansowe dla Domów Ronalda McDonalda. Później darczyńcy dokonali wpłat na zakup łóżek dla rodziców, którzy przebywają ze swoimi dziećmi w szpitalach w Gdyni i w Wejherowie.

Wyzwanie w górach
Podjąć próby przepraw przez 2 potworne jeziora w ciągu kilku dni – z takim zamiarem Piotr Biankowski poleciał do USA. W lipcu 2022 r. przepłynął wpław Loch Ness. Kolejny krok do ww. Korony rozpoczął 13 sierpnia ok. godz. 21 w jeziorze Tahoe (na granicy stanów Nevada i Kalifornia). Na przepłynięcie 34 km potrzebował 14 godzin 12 minut i 59 sekund.

– To była moja pierwsza przeprawa w górach, jezioro znajduje się na wysokości 1900 m n.p.m. Przed startem odczytano m.in. klauzulę dotyczącą wysiłku na takiej wysokości. Kapitan zapytał, czy jestem świadomy tego, iż mogę umrzeć. Uczulił mnie na bóle w klatce piersiowej, dziwne oddychanie czy kaszel. Zestresowałem się tym przed wejściem do wody, co stanowiło dodatkowe utrudnienie ­– opowiada były rugbista Arki Gdynia.

Prognozy wskazywały, iż Piotr Biankowski będzie mógł liczyć na bardzo przychylny wiatr. Ale rzeczywiste warunki wyglądały zgoła odmiennie. Plan zakładał, iż 49-latek popłynie po lewej stronie łodzi, ponieważ oddycha na prawą stronę. Jednak trzeba było to zmodyfikować. Wiatr odpychał go od łodzi, a ponadto dym z silnika leciał w jego kierunku. Natomiast zmiana na prawą stronę oznaczała spychanie w pobliże łodzi. Z czasem warunki poprawiły się, co oznaczało powrót do początkowych założeń.

– Wiedziałem, iż to będzie długie płynięcie. Temperatura wody wynosiła 18-19 stopni Celsjusza, czyli OK. Ale już na miejscu przekonałem się, iż w nocy z gór schodzi zimne powietrze. Ono znajdowało się tuż nad powierzchnią wody i trochę zmarzłem. Momentami było ciężko, ale nie zwątpiłem – podkreśla ambasador Fundacji Ronalda McDonalda.

Krótka regeneracja
Przeprawa przez Tahoe była sporym wyzwaniem dla Piotra Biankowskiego. Sportowiec z Rumi założył, iż musi odpocząć co najmniej 6 dni, żeby podjąć próbę przepłynięcia jeziora Memphrémagog. W tym przypadku dystans do pokonania był dłuższy – 40 km, ale już nie na takiej wysokości. 22 sierpnia, tuż po północy, wystartował w miejscowości Newport (w stanie Vermont). Po 15 godzinach i 57 minutach wyszedł na brzeg po stronie kanadyjskiej, w prowincji Quebec. Tym samym został pierwszym Polakiem, który przepłynął wpław to jezioro.

– Po zakończeniu próby, wszystkie części ciała, które znajdowały się nad powierzchnią, były wręcz lodowate, zmrożone. Temperatura wody wynosiła około 20 stopni Celsjusza, więc mnie ogrzewała, ale powietrze wychładzało – opowiada Piotr Biankowski.

Po Tahoe rozważał przeprawę w sztafecie z Aleksandrą Kabelis. Na podjęcie ostatecznej decyzji dał sobie 2 dni. Chciał zobaczyć, jak jego organizm będzie się regenerował po wysiłku. Ostatecznie postanowił, iż popłynie w pojedynkę. Był skoncentrowany na tym, żeby nie zacząć zbyt mocno. Tempo musiało być dostosowane do tego, żeby powoli dotrzeć do celu w Kanadzie.

– Przepłynąłem 2 jeziora wpław, ale można powiedzieć, iż mam za sobą 3 przeprawy w krótkim czasie. Kilka dni wcześniej supportowałem Olę [Kabelis – przyp. red.], podczas jej próby przepłynięcia kanału Catalina. To kolejna doba bez snu. Z kolei ona była moim supportem. Nie znam nikogo, kto zdecydowałby się na takie wyzwanie – podkreślił zdobywca Potrójnej Korony Jezior Potwornych na świecie.

Skupienie na celu
Wspomniana już Aleksandra Kabelis przepłynęła wpław kanał Catalina, nazywany amerykańskim La Manche. Przeprawę z Los Angeles rozpoczęła 6 sierpnia ok. godz. 20. Celem było dotarcie do oddalonej o 34 km wyspy Catalina. Ambasadorce Fundacji Ronalda McDonalda zajęło to 13 godzin 52 minuty i 3 sekundy. Dla gdynianki była to druga próba na tym dystansie. W ubiegłym roku po blisko osiemnastu godzinach spędzonych w wodzie zrezygnowała z kontynuowania przeprawy. Wpływ na to miały ekstremalnie trudne warunki.

– Jestem przeszczęśliwa z tego, co zrobiłam. W porównaniu z ubiegłym rokiem, wcale nie było łatwiej. Na pewno pomogło doświadczenie z tamtej przeprawy, ale Catalina kolejny raz pokazała mi mocny pazur. Oficjalnie zostałam piątą osobą z Polski, która z sukcesem przepłynęła ten kanał. Czwarty był Piotr – w ubiegłym roku – podkreśla Aleksandra Kabelis.

Przed startem dowiedziała się, iż pogoda nie będzie jej sprzyjać i są silne prądy wsteczne. Ponadto usłyszała, iż ponownie popłynie z lądu na wyspę, a standardowo jest odwrotny kierunek. To ją trochę przeraziło i do wody musiała wskoczyć dwie godziny wcześniej niż wstępnie zakładano. Przez ok. 9,5 godziny płynęła w ciemnościach. Wiedziała, iż im szybciej znajdzie się w pobliżu wyspy, tym mniejsze szanse na „spotkanie” z prądem wstecznym. Płynęła świetnie, najlepiej jak potrafi, ale i tak musiała zmierzyć się z ww. utrudnieniem. To spowolniło jej płynięcie o około cztery godziny.

– Pływanie w ciemnościach to ogromne wyzwanie dla głowy, trzeba ją uspokoić. Człowiek wie, iż jest malutką częścią przeogromnego oceanu, w którym żyją różne zwierzęta morskie. W takich warunkach wyobraźnia potrafi płatać figle. Jednocześnie byłam bardzo skupiona na celu. W pierwszej godzinie płynięcia nie widziałam tego, jak delfin przeskoczył nade mną i asekurującym mnie kajakarzem – dodaje Aleksandra Kabelis.

Jak podkreśla Piotr Biankowski, przed wylotem do USA nie rozmawiano o kolejnych przedsięwzięciach. Była bowiem wielka koncentracja na olbrzymim wyzwaniu.

Najprawdopodobniej w najbliższych tygodniach zapadnie wybór kolejnego miejsca na przeprawę. Wiele wskazuje, iż będzie to lokalizacja w Europie. Pewne jest to, iż ambasadorowie Fundacji Ronalda McDonalda wciąż chcą łączyć ekstremalne pływanie z pomaganiem. Bo ich wysiłek przynosi wymierne korzyści.

Katarzyna Rodziewicz, prezes zarządu i dyrektor wykonawcza Fundacji Ronalda McDonalda
Program „NIE nowotworom u dzieci” realizujemy od dziewiętnastu lat. W ten sposób odpowiadamy na potrzeby wielu ludzi. Oni wiedzą, iż jeżeli chcą zabrać swoje dziecko na kompleksowe badanie USG do placówki medycznej, muszą wcześniej udać się po skierowanie do lekarza. Nie zawsze można je łatwo uzyskać, wiemy też o odmowach. Natomiast na wizytę w mobilnej klinice wystarczy się zapisać.
Działalność naszych Ambasadorów – Oli i Piotra – ma olbrzymią wartość i przynosi efekty. Przy okazji przepraw promują programy Fundacji, które też są związane z profilaktyką. Musimy pamiętać, iż Polacy standardowo nie zajmują się swoim zdrowiem, dopóki nie jest ono problemem. A przecież zapobieganie jest lepsze i bardziej opłacalne niż leczenie.
Kiedy zaczynaliśmy program, ludzie mówili często – Nie korzystam z badań, bo się boję. Przenosili bezpośrednio lęk na swoje dziecko. To było coś, co odbierało mu szansę na profilaktykę. Dzisiaj wygląda to inaczej, świadomość wzrasta. W przyszłym roku z naszych badań skorzysta już stutysięczny pacjent. Skala jest ogromna, ale nie zmieniamy podejścia. Każde dziecko wchodzące do ambulansu może być tym, dla którego to badanie okaże się najważniejszym w życiu.

Zobacz galerię…

Marcin Gazda, fot. archiwum Aleksandry Kabelis i Piotra Biankowskiego

Data publikacji: 08.10.2024 r.

Idź do oryginalnego materiału