Kolejny raz, zanim wielka futbolowa impreza zdążyła się na dobre rozkręcić, Biało- Czerwoni mogą pakować walizki i wracać do domów. O wielkim rozczarowaniu nie ma mowy, bo mało kto miał oczekiwania względem ekipy Michała Probierza. Niemniej przykro było patrzeć na to, co działo się 21 czerwca na Olympiastadion w Berlinie.
W końcu Polska na czele! Jesteśmy najlepsi! W sieci aż kipiało od komentarzy wyszydzających naszych piłkarzy, gdy w piątkowy wieczór oficjalnie można było ogłosić, iż walka o udział w dalszej fazie Euro 2024 ostatecznie straciła sens. Od wyświechtanego frazesu o ostatnim „meczu o honor” (tym razem z Francją w Dortmundzie) aż mdliło. Powtarzany do znudzenia żart „bawił” tak samo jak słynne „nic się stało”. Internet jedno, a rzeczywistość – czyli śledzenie meczu na żywo, z perspektywy trybun – drugie. Polakom w Berlinie po prostu było smutno. I to bardzo. Trudno usunąć z pamięci widok tysięcy kibiców, kroczących niczym w kondukcie żałobnym po długich schodach berlińskiego Olympiastadion. Ze spuszczonymi głowami, na dobre kilka minut przed końcowym gwizdkiem sędziego. – Uśmiechnij się, zrobimy jeszcze zdjęcie na pamiątkę – przekonuje ojciec kilkuletniego syna, żeby zapozował na tle monumentalnego stadionu w Berlinie, zanim pójdą na parking. – Tata, nie chcę, przestań! – kategorycznie odmawia chłopak z wymalowaną na twarzy polską flagą, który, podobnie jak masa innych fanów, ma serdecznie dość. Meczów, kibicowania, Berlina, Euro, piłki nożnej… Przynajmniej tego wieczoru, bo nadzieje, iż kiedyś jeszcze będzie dobrze, pewnie prędzej czy później i tak odżyją.