To kolejny wielki krok w historii Jagiellonii Białystok postawiony przez zespół Adriana Siemieńca. Po tym jak Jaga rozbiła na własnym stadionie belgijski Cercle Brugge w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Konferencji, szkoleniowiec mistrza Polski tym razem nie przywitał się ze wszystkimi dziennikarzami w sali konferencyjnej. Ale nie przez jakąś złośliwość czy zły humor - raz, iż dziennikarzy tego wieczoru było w Białymstoku bardzo wielu, a dwa, iż po wszystkich innych aktywnościach medialnych konferencja Siemieńca odbywała się w okolicach północy.
REKLAMA
Zobacz wideo
Jagiellonia już zdrowa, "ale trener niekoniecznie". Oczekiwanie na wyniki badań Wojtuszka
Na twarzy trenera Jagi widać było zarówno sporą radość, jak i przeziębienie, z którym walczy 33-latek już po tym, jak w jego drużynie po wirusie nie ma śladu. - Samego soku nie pijemy, piwko z sokiem tylko - żartował Siemieniec. - Zdrowotnie jest już okej, drużyna wyszła z tego wirusa, trener jeszcze niekoniecznie, ale to nie jest najważniejsze. Ważne, by zawodnicy byli zdrowi, bo to intensywny czas. Musimy robić wszystko, aby mieć jak najwięcej zawodników do dyspozycji w tych trzech meczach przed przerwą na kadrę.
Szkoleniowiec Jagiellonii piątek może spędzić dzień, trzymając kciuki za pozytywne wyniki Norberta Wojtuszka. jeżeli kontuzja byłego piłkarza Górnika Zabrze, która wyeliminowała go z gry już w pierwszej połowie meczu z Cercle, okaże się poważniejsza, mistrz Polski na najbliższe mecze pozostanie bez prawego obrońcy. - W sprawie Norberta na razie wiemy niewiele, jutro badania i będziemy wiedzieć więcej. - mówił Siemieniec, który został też zapytany o to, czy przed przerwą na kadrę może wrócić Michal Sacek. - Nie ma na to szans - stwierdził.
Jednak w swoich pierwszych słowach na konferencji Adrian Siemieniec zwrócił się do swojego zespołu oraz do kibiców Jagi. - Podziękowania i gratulacje dla zespołu za zwycięstwo w pierwszej połowie dwumeczu. Podziękowania też dla kibiców, bardzo dobra frekwencja, było czuć to wsparcie. Chciałem też podziękować za wiele bardzo ładnych opraw. Cieszę się, iż nasi kibice też się rozwijają razem z drużyną, idą do przodu. To musi być zaangażowanie wielu osób, nie mówiąc już o wydatkach. Brawa dla nich. To ważne, by klub szedł do przodu na wielu płaszczyznach - zaznaczał 33-letni trener.
"Piłka nożna nie lubi pychy", ale "to niebywałe, co się dzieje" z Jagiellonią Białystok
Siemieniec płynnie przeszedł do analizy czwartkowego meczu i przyznał, iż jego drużynie do czerwonej kartki dla Abu Francisa wcale nie grało się łatwo. - Pierwsza połowa była trudna, było niedużo sytuacji, za to wiele pojedynków, wymagało to od nas cierpliwości. O tym mówiliśmy sobie w przerwie, iż trzeba czekać na swoje okazje, konsekwentnie grając w obronie. W pierwszej połowie też były sytuacje, w drugiej czerwona kartka miała duży wpływ, ale cieszę się, iż to wykorzystaliśmy, bo to nie takie oczywiste - nie ukrywał trener Jagiellonii, który jednak miał też drobne zastrzeżenia do swoich piłkarzy.
- Strzeliliśmy trzy bramki i troszkę zabrakło nam cierpliwości po trzeciej bramce. Trzeba pamiętać, iż jesteśmy na etapie 1/8 finału Ligi Konferencji, to nie jest zabawa, a wynik 3:0 trzeba respektować. A jednym podaniem na tym poziomie trudno stworzyć sytuacje. Trzeba było więcej pograć, tak jak to zrobiliśmy w końcówce, była też sytuacja Tomasa, który strzelił w słupek. Nie będę jednak krytykował zespołu po takim meczu. Mamy dobrą zaliczkę, dwumecz nie jest jednak rozstrzygnięty, bo piłka nożna nie lubi pychy. Teraz mecz ligowy z Widzewem, a potem jedziemy do Belgii potwierdzić awans - kontynuował.
- To niebywałe, co się dzieje. Nie wiem, czy w jakimś scenariuszu, czy naszych oczekiwaniach byłoby coś takiego. Ale nie chcę stawiać kropki, bo to dwumecz, dzisiaj jeszcze niczego nie wygraliśmy. Mamy 3:0 na ten moment, ale jeszcze 90 minut w Belgii przed nami. Potrzebujemy dobrych emocji, żeby dobrze funkcjonować, ale nie potrzebujemy skrajnych emocji. Gdy przegraliśmy kilka meczów z rzędu, też ze spokojem próbowaliśmy z tego wyjść. To się udało. Teraz chciałbym, żebyśmy zachowali spokój, bo może i jest świetnie, ale rozstrzygnięcia są w maju i dopiero wtedy będzie można to wszystko podsumowywać. Może i przynudzam, ale tak powinniśmy iść do przodu - dodawał Adrian Siemieniec, który daje po sobie poznać, iż nie wszyscy zdają się odpowiednio doceniać to, co robi jego drużyna.
- Z wielu rzeczy nie zdajemy sobie sprawy. Nie tylko z klasy Pululu, ale też momentu, w którym jest drużyna. Nie jest to sytuacja powszechna, iż liderem klasyfikacji strzelców Ligi Konferencji jest napastnik Jagiellonii. Trzeba się z tego cieszyć, ale nie zachłysnąć. Nikt nam nie zabroni marzyć, by dojść jak najdalej, ale krok po kroku. W rewanżu z Cercle musimy zrobić wszystko, by przypieczętować awans - zaznaczał trener mistrza Polski.
- Ta drużyna bardzo ciężko pracuje na moment, w którym się znajduje. Historia wielu tych zawodników jest trudna, ale ceną postępu jest ból. Nie osiąga się niczego bez przeszkód, bez poświęcenia i oddania się celowi. Mam taką drużynę, ale kierunek to jedno, ale trzeba ten kierunek jeszcze konsekwentnie utrzymać. Chcemy iść do przodu i rozwijać zespół - podsumowywał.
"Dostaliśmy bolesną lekcję. Nasze szanse są minimalne"
W zupełnie innym nastroju był szkoleniowiec Cercle Brugge Ferdinand Feldhofer, który wprawdzie na starcie swojej konferencji pokazał kciuk wystawiony do góry, ale... było to tylko w kierunku tłumacza, by poinformować go, iż słychać jego głos w słuchawkach.
- Dzisiaj dostaliśmy bolesną lekcję międzynarodowego futbolu. Popełniliśmy zbyt wiele zbyt dużych błędów. Czerwona kartka, zbyt wiele niewykorzystanych sytuacji, żeby wywalczyć dobry wynik - mówił Feldhofer. - Mieliśmy w pierwszej połowie dobry plan, który odpowiednio realizowaliśmy. W drugiej połowie popełniliśmy gwałtownie błąd, gdy rywal miał szansę Villara, wybronioną przez naszego bramkarza. Gamechangerem była czerwona kartka. Tuż przed kartką zepsuliśmy dobrą okazję, tuż po niej była ręka, karny i 1:0. Potem mieliśmy kolejną szansę, a zamiast tego zrobiło się 2:0. Po chwili stały fragment i 3:0. Dostaliśmy dzisiaj lekcję, jak ważna w piłce jest skuteczność - wymieniał austriacki trener.
Feldhofer przyznał, iż w kluczowej sytuacji Abu Francis obejrzał drugą żółtą i czerwoną kartkę, tuż przed tym jak miał zostać zmieniony. - Zmiana była już przygotowana, ale nie zdążyliśmy - ubolewał trener Cercle, który zdaje sobie sprawę, iż szanse jego piłkarzy na awans do ćwierćfinału nie są zbyt duże. To tym ważna informacja dla Jagiellonii, iż z kolei w lidze drużynę z Brugii przed i po rewanżu z Jagą czekają najważniejsze starcia ligowe z Clubem Brugge i Anderlechtem.
- Przed meczem było 50:50, ale teraz nasze szanse są minimalne. Będzie trudno strzelić Jagiellonii minimum trzy bramki. W niedzielę mamy wielki mecz w lidze, derby z Club Brugge, a potrzebujemy punktów. Musimy pokazać dobrą mentalność, by się podnieść - zakończył 45-latek.
Rewanż w 1/8 finału Ligi Konferencji Cercle Brugge - Jagiellonia Białystok odbędzie się w czwartek 13 marca o godzinie 18:45. Relacja na żywo na Sport.pl.