Jagiellonia kontra Rayo. Pobici kibice, łaskawa zima i kryzys

3 godzin temu

Jesus Imaz drugi raz w życiu strzelił gola Rayo Vallecano, ale tym razem miał mniej szczęścia – rywale odpowiedzieli. W Polsce niemal wszystko układało się po myśli Hiszpanów. Spodziewali się śniegu, przywitało ich słońce. Spodziewali się trudnego meczu, zdobyli trzy punkty. Z Białegostoku wywiozą jednak niezbyt dobre wspomnienia, bo po drodze napadnięto ich autokar.

Białystok, ulica Słoneczna. Dla przeciętnego mieszkańca Vallecas, który w grudniu wybrał się do Polski, to niezły chichot losu. Gdy debatowano nad nazewnictwem poszczególnych arterii podlaskiego miasta, nikt nie mógł jednak przypuszczać, iż kiedyś wyda się to wyjątkowo zabawne Hiszpanom, którzy odwiedzą wybudowany przy tej drodze stadion. Samo to, iż rywalami Jagiellonii będą czołowe europejskie kluby, choćby parę lat wstecz brzmiało na tyle surrealistycznie, iż nie trzeba było dodawać do tego dywagacji o tym, iż zimą przybysz z Półwyspu Iberyjskiego uśmiechnie się, gdy przetłumaczy tabliczkę z napisem „Słoneczna”.

Świętował tylko Jesus Imaz. Rayo – Polska 2:0

Liga Konferencji. Polska zima łaskawa dla Rayo Vallecano, ale w Białymstoku słoneczna była tylko ulica

Ostatecznie eskapada z Madrytu nie okazała się tak groźna, jak mogło się wydawać. Przynajmniej pod względem temperatur i pogody. Inigo Pereza oglądaliśmy w prostym, czarnym t-shircie. Mógł żartować, iż pochodzi z północy, z Kraju Basków, więc chłód wschodu Europy to dla niego nic, ale w Bratysławie tak odważny nie był i kurtkę bomberkę założył. Nie dziwi, bo goście tłumaczą, iż na Słowacji towarzyszył im mróz. Niby tylko cztery stopnie poniżej zera, ale jednak woda w bidonach powoli zamarzała.

Maite Martin, dziennikarka „AS” śmieje się, iż przez tydzień przed wyjazdem do Białegostoku sprawdzała tylko prognozę pogody. Opatulona, w zimowej czapce, szczęka zębami, mówiąc, iż Podlasie przywitało ją wyjątkowym chłodem. Pogodnieje dopiero, gdy wyjaśniam jej, iż w zasadzie sprzyja jej szczęście, bo normalnie o tej porze Słoneczna i okolice powinny być przykryte przynajmniej delikatną warstwą śniegu.

Jak na przykład trzy tygodnie temu, gdy znacznie liczniejsza grupa gości z Katowic oglądała nieśmiałe, niemrawe próby odgarnięcia boiska i ostatecznie zawinęła do domu, bo spotkanie odwołano.

¡La Vida Pirata ya suena en puertos europeos!

(La cobertura fotográfica completa del partido, mañana en @UnionRayo) pic.twitter.com/8KgXcxGtFF

— César Vallejo (@cesarvallejorgz) December 11, 2025

Trzecia z rzędu porażka (i czwarty mecz bez zwycięstwa) Jagiellonii Białystok sprawia zresztą, iż wokół tego wydarzenia urosła mała, miejska legenda. Wedle niej przegrane to efekt klątwy, która spadła na klub za to, iż nie przyłożono się do roboty i mecz z GieKSą się nie odbył. Teoria to jednak kulawa, bo przecież zaraz po feralnym dniu na Podlasiu klęskę zaliczył fiński KuPS. Gdyby wynikami Jagi faktycznie sterował mściwy los, zemsta przyszłaby momentalnie, nie byłoby mowy o choćby minimalnym poślizgu.

Jeśli brać na serio jakąś teorię dotyczącą kryzysu Jagiellonii, to też nie tę, która stwierdza, iż pasmo niepowodzeń ciągnie się od momentu zwolnienia cenionego i cennego asystenta Rafała Grzyba. Trener Grzyb fachowcem jest dobrym, ale bywało i tak, iż z nim u boku głównego szkoleniowca zespół walczył o utrzymanie. Albo zmagał się z podobną zadyszką – w tym samym okresie w poprzednim roku Jagiellonia zaliczyła:

  • pięć remisów,
  • porażkę,
  • wygraną w Pucharze Polski — ale z niżej notowaną Olimpią Grudziądz.

W Białymstoku zupełnie na serio mówią natomiast o tym, iż zespół odczuwa zmęczenie fizyczne i mentalne choćby mocniej niż wtedy. W połowie października zakończyła się przyjemna część terminarza, gdy Jaga trzy razy z rzędu grała u siebie. Teraz w domu bywa co najwyżej przejazdem. Po Strasburgu było Zabrze, następnie Legnica, przerwa na podjęcie Rakowa Częstochowa i znów: Macedonia, Szczecin. KuPS stanowił natomiast preludium do kolejnej trasy wyjazdowej: Lubin, Katowice, Nieciecza.

Jagiellonia Białystok cierpi. Brak rotacji, terminarz, zmęczenie i problemy kadrowe

To nie oznacza, iż wewnętrznie nie popełniono żadnych błędów, ale można zrozumieć problemy z regeneracją. Trzeba jednak zauważyć, iż byłoby ciut łatwiej przetrwać taki okres, gdyby nie fakt, iż banda Adriana Siemieńca koncertuje w zasadzie w tym samym składzie. W ostatnim miesiącu trener korzystał z szesnastu zawodników w polu, jednak z części z nich zdecydowanie częściej niż z pozostałych.

Brak rotacji najmocniej widać w ofensywie, szczególnie na skrzydłach. Symbolem stał się Bartosz Mazurek, który z Rayo po zmianie świetnie wyglądał w środku, ale przy kolejnej roszadzie trener rzucił go na skrzydło, gdzie nigdy nie grał. Wolał jednak zrobić to, niż wpuścić na murawę któregoś z zalegających na ławce nominalnych skrzydłowych. Grono piłkarzy, którzy boisko oglądają głównie z perspektywy siedzącej, wygląda pokaźnie choćby gdy uwzględnimy okres tylko od meczu z KuPS włącznie:

  • 12 minut — Youssuf Sylla,
  • 11 minut — Louka Prip,
  • 9 minut — Yuki Kobayashi,
  • 8 minut — AZ Jackson,
  • 0 minut — Alejandro Cantero.

Pięciu facetów, którzy zamiast odciążać kolegów zmęczonych trudami rundy, patrzą, czy ci jeszcze przez chwilę poniosą drużynę na plecach. W zasadzie sześciu, bo niespełna godzina gry Sergio Lozano w pięciu meczach to też mizerne wsparcie.

Każdy z nich chciałby oczywiście grać więcej, ale ich brak nie wziął się z przypadku. Coraz częściej zaczynają się pomruki, iż Łukasz Masłowski nie jest na tyle zdolnym magikiem, żeby okno w okno wyciągać z czeluści piłkarskiej Europy piłkarzy tak dobrych, jak ci, na których zbudował mistrzowską Jagiellonię. I nie chodzi o to, żeby teraz przypiąć mu łatkę przeciętniaka. Prędzej o to, żeby nie trzymać zarobionego w pucharach złota pod ogonem Smauga, tylko przeznaczyć część kupki na lepszych piłkarzy.

Piłeczkę można też jednak odbić i zauważyć, iż zawodnicy, którzy mniej grali, muszą być pod formą, skoro też nie było kiedy trenować. Czyli powodem tego, iż na dziś nie są w stanie pomóc drużynie, może być to, iż rytmu meczowego brakuje im od dawna, czemu można było zaradzić częstszymi rotacjami. I znów: nie mowa o tym, żeby rozprawić się z Adrianem Siemieńcem, tylko dojść do tego, skąd wziął się ten problem, czy nie dało się zaradzić mu zawczasu.

Ostatecznie i tak bardziej odbija się to na lokalnym podwórku. Pucharową przegraną z Rayo Vallecano można wrzucić w koszta. Jakby nie patrzeć na przestrzeni całego, prawie dwumiesięcznego maratonu, Jagiellonia w Europie nie spisuje się poniżej oczekiwań.

Kibice Rayo Vallecano pobici w Polsce. Wcześniej to oni polowali na Polaków w Madrycie

W Białymstoku nie przeżyłem takiej przejażdżki kolejką górską, jak na Estadio de Vallecas, choć i tu nie wspomnę o rozczarowaniu. Ciężko przecież spodziewać się, iż każde spotkanie w Europie będzie meczem, w którym jest wszystko, którego ładunek emocjonalny to strzał pokroju tego, który wpadł przez okno balkonu sąsiadującego z najważniejszym obiektem w biedniejszej części Madrytu. Na wyprawę na Podlasie zasadziłem się jednak od razu po powrocie z Hiszpanii.

Raz, iż to rzadko możliwy probierz — szansa oceny dwóch polskich klubów na tle tego samego międzynarodowego rywala w krótkim odstępie czasu. Dwa, iż Vallecas i Białystok oferują jeszcze rzadszy kontrast kulturowy, światopoglądowy.

Organizacyjnie Rayo Vallecano. Lewicowy klub hipsterów i jego absurdy

Z dzielnicy, w której Che Guevara uchodzi za bohatera licznych imigrantów z państw latynoamerykańskich, więc jego portret zdobi mury, przenosisz się w miejsce, w którym pamięć o zbrodniach komunistycznej ideologii pielęgnuje Muzeum Pamięci Sybiru. Wbrew pozorom z mieszkańcami Vallecas, którzy o samych sobie mówią, iż mają trzy świętości — Rayo, boks oraz lewicę — nie dzieli nas wszystko. Sypiący się stadion to przecież dawny obóz koncentracyjny dla wrogów reżimu frankistowskiego.

Białostockie Muzeum Pamięci Sybiru – postaci takie same, jak na murach Vallecas. Tylko kontekst inny.

Różnica w tym, iż gdy my słusznie oburzamy się na hasła troglodytów z trybun Omonii Nikozja o wyzwoleniu Polski przez komunistów, rodziny przodków dzisiejszych Bukaneros komunizm faktycznie wyzwolił. Może gdyby przed polowaniem na kibiców Lecha w Madrycie odwiedziliby miejsce takie, jak białostockie muzeum, nie doszłoby ani do tamtego aktu terroru, ani do haniebnego rewanżu na trasie na Podlasie, gdzie kibole napadli na autokar z fanami Rayo.

Fanami, bo kibolom, którzy ganiali się po ulicach stolicy Hiszpanii, niespecjalnie chciało się wpisać na listę wyjazdową. Jeszcze przed meczem wspominałem, iż Jagiellonia usłyszała od służb, iż ci, których zidentyfikowano i zakwalifikowano do grup chuligańskich, nie wybierają się do Polski większą grupą. Koledzy po fachu piszący o Rayo twierdzą, iż na dwustu pięćdziesięciu kibiców gości na stadionie, do Bukaneros należało góra dwudziestu — tak przekazała ichniejsza policja.

Walka kiboli Lecha i Rayo w Madrycie! Są ranni [WIDEO]

W idealnym świecie Białystok w takich dniach wyglądałby jak dawniej, gdy dzień targowy wyznaczony na czwartek, sprawiał, iż goście biesiadowali z gospodarzami. Bywa, iż tak się zdarza — namiastkę fiesty zaserwowali tu kibice Betisu, którzy wciągnęli w zabawę lokalsów. Południowcy nie chcieli jednak powtórki. Nie tylko przez jakże inną niż wówczas pogodę, ale też przez zwykły strach. Hiszpańscy koledzy przekazywali mi pytania, które otrzymywali od kibiców, którzy głowili się nad tym, czy noszenie kolorów w centrum to dobry pomysł.

Trudno im się dziwić, choć przykro, iż nie poznali pełni piękna „Wersalu Północy”, jak nazywa Białystok miejscowa placówka, w której poznamy historię dawnej perły miasta — hotelu Ritz. Trudno dziwić się też temu, iż gości z Vallecas przyjęto gorzej niż tych z Sevilli. W końcu gdy my pojechaliśmy do nich, też zbyt przyjemnie nie było, też lepiej było nie kręcić się po mieście w barwach, mówiono o nas „faszyści” czy „pieprzeni Polacy”. Tylko dlatego, iż urojono sobie tezę o rzekomym wielbieniu nazizmu w kraju największych ofiar tej ideologii.

Hotel Ritz w Białymstoku – spalony przez Niemców, zburzony po wojnie.

Nie chodzi o to, żeby usprawiedliwiać wysłanie paru osób do szpitala po ciężkim pobiciu, ale wypada zauważyć, iż to nie tak, iż ktokolwiek przyjeżdża nad Wisłę (lub nad Białą), ten musi drżeć o zdrowie czy choćby życie. W Polsce w tym roku bezpiecznie bawiła się cała masa tych, którzy poznają nasz kraj dzięki europejskim wieczorom pod egidą UEFA. Ba, fani Crystal Palace uznali za boży dar fakt, iż mogli przy tej okazji poznać Lublin.

Białystok, który w dawnych, burzliwych czasach, był przecież przykładem różnorodności i tolerancji tak czczonej w Vallecas, też zasługuje na takie poznanie. Szczęście, iż wyniki Jagiellonii układają się tak, iż okazji ku temu nie braknie. Szkoda, iż braknąć może chętnych, bo w świat poszła wiadomość o brutalnym napadzie bez całego kontekstu, który zawierałby także wcześniejszą próbę zrobienia tego samego wizytującym Madryt mieszkańcom Poznania.

To, iż plan wypalił tylko jednej ze stron, nie przykrywa przecież faktu, iż nienawiść wystąpiła w obydwu przypadkach. choćby jeżeli jedni próbowali ją przykryć pustymi hasełkami o szacunku i miłości.

CZYTAJ WIĘCEJ O JAGIELLONIA – RAYO NA WESZŁO:

  • Sędzia tak słaby, iż Siemieniec wyszedł z siebie. „Zasłużyłem na kartkę”
  • Miał być słaby, a osiągnął sukces. Trener Rayo Vallecano to fenomen
  • Organizacyjnie Rayo Vallecano. Lewicowy klub hipsterów i jego absurdy
  • Jagiellonia uczy się w Europie, żeby stać się klubem-potentatem [REPORTAŻ]

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix/własne

Idź do oryginalnego materiału