Iordanescu komentuje odejścia gwiazd Legii. Jaśniej się nie da

2 godzin temu
Ryoya Morishita i - pewnie już w piątek - Jan Ziółkowski - to kolejni ważni zawodnicy, którzy odeszli i odejdą z Legii Warszawa pod koniec letniego okienka transferowego. Chociaż rumuńskie media ostro krytykują klub, to Edward Iordanescu - przynajmniej publicznie - zachowuje spokój. - Skupmy się na awansie do europejskich pucharów, ale nie znam trenera, który byłby zadowolony z takiej sytuacji - powiedział trener warszawiaków.
- To pierwsza taka sytuacja i nie czuję się w niej komfortowo. (...) Mamy ważne mecze, gramy co trzy dni i nie możemy sobie pozwolić na stratę kolejnych zawodników. Ta sytuacja mi się nie podoba - mówił Edward Iordanescu po pierwszym meczu z FK Aktobe w kwalifikacjach Ligi Europy. Meczu, w którym nie zagrał odchodzący do RC Strasbourg Maxi Oyedele.

REKLAMA







Zobacz wideo "Nie dostał pracy za nazwisko". Syn Czesława Michniewicza poszedł w ślady ojca



Rumuński trener Legii Warszawa nie zostawił wątpliwości, co uważa na temat osłabienia kadry w ważnym momencie sezonu. Chociaż Iordanescu zaapelował, by takie sytuacje nie miały więcej miejsca, te wróciły w końcówce letniego okienka transferowego.
W poniedziałek oficjalnie zawodnikiem Blackburn Rovers został Ryoya Morishita. To transfer szczególnie zaskakujący, bo Japończyk był nie tylko podstawowym zawodnikiem w drużynie Iordanescu, ale też jednym z najlepszych - o ile nie najlepszym - piłkarzem w poprzednim sezonie. Morishita w 51 występach strzelił aż 14 goli i miał 14 asyst.
Ale to nie wszystko. W piątek, czyli już po ostatecznym rozstrzygnięciu kwalifikacji europejskich pucharów, zawodnikiem AS Roma zostanie Jan Ziółkowski. 20-letni środkowy obrońca to kolejny istotny zawodnik w drużynie Iordanescu, który rozegrał m.in. po 90 minut w dwumeczach kwalifikacji Ligi Europy przeciwko Banikowi Ostrawa i AEK Larnaka.
Rumuni uderzają w Legię
Mimo iż Legia była aktywna na rynku transferowym i latem do drużyny dołączyli Mileta Rajović, Damian Szymański, Petar Stojanović, Arkadiusz Reca, Henrique Arreiol i Ermal Krasniqi, to kolejne odejścia z klubu nie spodobały się kibicom.



Oliwy do ognia dolał rumuński portal prosport.ro, który we wtorek wieczorem opublikował tekst, krytykujący politykę transferową Legii. Misję zdobycia mistrzostwa Polski i awansu do fazy ligowej europejskich pucharów dziennikarze nazwali "piekielną", wychwalając dotychczasową pracę Iordanescu w ekstremalnie trudnych warunkach.
- Minęły prawie trzy miesiące, odkąd sprowadzono Iordanescu i szatnia przez cały czas jest w trakcie pełnej przebudowy. To nie jest normalne, nie można tak grać. Minęło prawie ćwierć sezonu, kwalifikacje do europejskich pucharów w pełni, ale przez cały czas nie ma stabilizacji. Ktoś za kulisami popełnił poważny błąd. Iordanescu choćby nie wiedział, jakich ma zawodników, bo znikali ci mu z meczu na mecz. A piłkarze przychodzący byli zgłaszani bardzo późno. Kiedy i jak zintegrować ich z drużyną? To coś niewytłumaczalnego - wypowiedział się jeden z agentów, znających polski rynek.
"Iordanescu dostał samolot, ale silnik i skrzydła zostały wymienione w trakcie lotu" - czytamy w tekście, w którym rumuńscy dziennikarze zwrócili też uwagę, iż Legia tylko tego lata zarobiła na transferach 16,7 mln euro (włącznie ze sprzedażą Ziółkowskiego), a wydała jedynie 4,2 mln euro na Rajovicia i Szymańskiego.
To nie pierwszy raz w ostatnich tygodniach, kiedy rumuńskie media uderzają w politykę transferową Legii. Jeszcze przed pierwszym meczem z Aktobe portal gsp.ro opublikował tekst, w którym napisał wprost, iż Iordanescu czuł się oszukany przez władze warszawskiego klubu. Rumun miał być niezadowolony przede wszystkim z opieszałości przy dokonywaniu transferów.



"Rozmowy z zarządem utknęły w martwym punkcie, atmosfera w szatni jest napięta, a były selekcjoner stracił już cierpliwość. Po miesiącu ma świadomość, iż trafił do klubu w bardzo trudnym momencie" - czytaliśmy w tekście, a jego autor powoływał się na "źródła bliskie trenerowi". I to był tylko początek plotek, bo przed tygodniem portal as.ro informował, iż Iordanescu może odejść do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie po zwolnieniu trenera miał interesować się nim Al-Jazira Club.
Iordanescu: Poprosiłem Legię o kilka rzeczy
Na razie żadna z informacji przekazanych przez rumuńskie media nie znalazła potwierdzenia w rzeczywistości. Iordanescu ani nie odszedł z Legii, ani - poza sytuacją z Oyedele - publicznie nie skrytykował ruchów przełożonych. Rumun, kiedy był pytany o transfery do klubu, najczęściej zachowywał spokój, wyrażał zrozumienie dla niełatwej sytuacji i informował, iż Legia wciąż pracuje nad kolejnymi wzmocnieniami.
Jak Iordanescu zareagował na odejścia Morishity i Ziółkowskiego? O to spytaliśmy Rumuna na konferencji prasowej przed rewanżem z Hibernianem. Iordanescu nie był jednak tak wylewny jak rumuńscy dziennikarze. Zwłaszcza w kontekście Ziółkowskiego, który najpewniej zacznie czwartkowe spotkanie w podstawowym składzie.
- Od kiedy przyszedłem do Legii, jestem odpowiedzialny za cele postawione przede mną i moją drużyną. Ale poprosiłem też o kilka rzeczy. Na razie interesuje mnie jednak awans Legii do europejskich pucharów, a potem będziemy mogli rozmawiać o innych rzeczach - powiedział Iordanescu.



- jeżeli awansujemy do fazy zasadniczej Ligi Konferencji będziemy potrzebowali zbalansowanej kadry, w której będę miał odpowiednią liczbę zawodników na każdą pozycję. Potrzebujemy też oczywiście jakości, by być dobrą, elastyczną taktycznie drużyną. Na koniec powiem, iż cieszę się, iż okienko transferowe powoli dobiega końca, bo nie będę już musiał odpowiadać na plotki i będę mógł skupić się tylko na pracy z drużyną - dodał.
Iordanescu odniósł się też do odejścia Morishity. - To był bardzo istotny zawodnik, który miał też doskonały poprzedni sezon. W tym może nie był w najwyższej formie, ale wiem, czemu tak było. Morishita nie miał przerwy latem, bo był na zgrupowaniu reprezentacji Japonii. Przyjechał do nas prosto na obóz przygotowawczy, sezon zaczął bardzo szybko. Był zmęczony, chciałem choćby zaproponować mu trochę wolnego, ale nie pozwalał nam na to napięty terminarz. Ryoya przyznał nawet, iż był trochę zmęczony, a wiem, iż kiedy tak mówi zawodnik z Japonii, to znaczy, iż jest prawie martwy. Oni nigdy nie odpuszczają - żartował Rumun.
I podsumował: - Nie jest łatwo komentować takie sytuacje przed bardzo ważnym meczem. W kontekście odejścia Morishity ważne są szczegóły, bo widziałem wiele dyskusji w polskich mediach. O tym, iż może od nas odejść, wiedziałem od prawie miesiąca. W końcu otrzymał oficjalną ofertę, która była dla niego doskonała finansowo. To też atrakcyjny krok w jego karierze. Straciliśmy jednak bardzo ważnego zawodnika i nie znam żadnego trenera na świecie, który byłby zadowolony z takiej sytuacji.
Idź do oryginalnego materiału