W czwartek gospodarze igrzysk olimpijskich dość niespodziewanie pokonali Niemców, wciąż aktualnych mistrzów świata, 73-69 i wywalczyli awans do wielkiego finału turnieju koszykarskiego. Wiadomo już, iż na podopiecznych Vincenta Colleta czekają oskrzydleni wygraną nad Serbią Amerykanie, więc przed nimi zadanie z gatunku tych niewykonalnych.
Co ciekawe, najlepszym zawodnikiem Les Bleus w ostatnich meczach nie był, czego chyba wszyscy się spodziewali, Victor Wembanyama. Podkoszowy San Antonio Spurs spisywał się przyzwoicie, ale zdecydowanie przyćmił go Guerschon Yabusele. Skrzydłowy Realu Madryt w samym tylko meczu półfinałowym zapisał na swoje konto 17 punktów i siedem zbiórek, będąc liderem swojej drużyny. Zdecydowanie nie jest to już zawodnik, którego mogą pamiętać kibice Boston Celtics, gdzie występował w latach 2017-19.
Francuz nie sprostał oczekiwaniom, z jakimi się spotkał w ekipie z Massachussets, która wybrała go już z 16. numerem w drafcie. Miał stać się kluczowym zawodnikiem rotacji, a tymczasem nie zdołał ustabilizować swojej pozycji w zespole. Nie potrafił wygryźć ze składu bardziej doświadczonych kolegów, jak Al Horford czy Marcus Morris. Na pewno też problemem było przestawienie się z europejskiej odmiany koszykówki na tę amerykańską, z czym styka się wielu graczy. Ostatecznie jego dotychczasowa kariera w NBA stanęła na 74 meczach, w których osiągał średnio 2,3 punktu oraz 1,4 zbiórki na mecz.
Yabusele nie ukrywa jednak, iż chciałby jeszcze pokazać się za oceanem. Chyba choćby wyklucza choćby powrotu do swojej byłej drużyny. – Musisz powiedzieć (Boston Celtics), żeby ściągnęli mnie z powrotem – pół żartem, pół serio powiedział już po meczu półfinałowym w rozmowie z Garym Washburnem z The Boston Globe.
Nie da się ukryć, iż popularny Yabu jest już innym zawodnikiem niż te kilka lat temu. Rozwinął się w solidnego skrzydłowego, który dysponuje różnorodnymi umiejętnościami po obu stronach parkietu. Podczas samych tylko igrzysk zawodnik Realu Madryt stał się kluczowym elementem rotacji swojej reprezentacji, osiągając średnie na poziomie 12,8 punktu, 3,6 zbiórki oraz 1,2 asysty na mecz. Inna sprawa, iż choćby gdyby C’s rozważyli jego powrót, na tę chwilę nie wydaje się to dobrym pomysłem.
Nie da się ukryć, iż podopieczni Joe Mazzulli zamierzają wejść w nowy sezon z jednym tylko celem – obroną mistrzowskiego tytułu. W związku z tym ciężko przypuszczać, by choćby nowa, ulepszona wersja Guerschona mogła znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce i zyskać realny czas gry. Nie jest to zawodnik, którego ambicją jest typowe „grzanie ławy”. Być może jednak któraś z pozostałych 29 ekip wykaże zainteresowanie sprawdzeniem, co mający za sobą dobre występy w lidze hiszpańskiej i EuroLidze skrzydłowy mógłby im zaoferować. Dobry występ w meczu finałowym, który rozpocznie się w sobotę o godzinie 21:30, może mu tylko pomóc w ewentualnym powrocie do najlepszej ligi świata.