Iga Świątek zdradziła, ile kosztowała ją walka o honor

2 tygodni temu
Zdjęcie: fot. Robert Prange/Getty Images


Iga Świątek w wywiadzie dla "Faktów po Faktach" w TVN24 ujawniła kulisy ostatniego zamieszania, które skutkowało miesięcznym zawieszeniem wydanym przez Międzynarodową Agencję Integralności Tenisa (ITIA). "Pomyślałam, iż to jakaś pomyłka" - przyznała po odczytaniu wiadomości.


"Nauczką dla mnie jest to, iż nie zawsze będę miała nad wszystkim kontrolę. To czy będę mogła grać w tenisa czy nie zależy od czynników, na które nie do końca mam wpływ. Z takimi sytuacjami trzeba sobie radzić" - powiedziała na początku rozmowy wiceliderka światowego rankingu WTA. Dodała, iż ta sprawa ją wzmocniła o czym świadczy szybki powrót na kort.

"Było dużo płaczu"

Świątek o tym, iż może mieć poważne problemy dowiedziała się z emaila podczas sesji zdjęciowej. "Wiedziałam, iż muszę ją dokończyć, ale moja reakcja była bardzo gwałtowna. adekwatnie była to mieszanka niezrozumienia, paniki i było dużo płaczu" — opisała raszynianka.

W pierwszej chwili pomyślała, iż to jakaś pomyłka. Nie rozumiała sytuacji w jakiej się znalazła. Nazwa zabronionej substancji była dla niej zupełnie obca.

Polka została zawieszona i nie mogła wystąpić w trzech kolejnych turniejach: Seulu, Wuhanie i w Pekinie. Utraciła pozycję numer 1. Tenisistka na pytanie kto jest temu winny odparła, iż system antydopingowy, ale na pewno nie ona. Świątek bardzo by chciała, aby jej przypadek mógł pomóc innym sportowcom w przyszłości. Zaakceptowała wysokość kary. Zależało jej na jak najszybszym wznowieniu kariery.

Tyle wydała na proces

"Ten proces był wymagający i nie było powiedziane, iż zakończy si po dwóch i pół miesiącach" - dodała. Bardzo pomocne było to, iż posiadała jeszcze lek, który został zakwestionowany i można było go przebadać.

Świątek wynajęła prawnika specjalizującego się w takich sprawach. Wydała na niego 70 tys. dolarów, a na testy i ekspertów ok. 15 tys. euro. "Najważniejsze było to, abym mogła udowodnić swoją niewinność. Kocham grać w tenisa, ale nie na tyle, aby poświęcić swój honor" - przyznała.

Świątek była zawieszona na miesiąc decyzją ITIA. Próbkę pobrano od 23-letniej tenisistki dokładnie 12 sierpnia, czyli tuż po zakończeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu, gdzie wywalczyła brązowy medal. Śledztwo ITIA ustaliło, iż pozytywny wynik testu był spowodowany zanieczyszczeniem leku bez recepty - melatoniny, produkowanego i sprzedawanego w Polsce, który zawodniczka przyjmowała na jet lag i problemy ze snem, a naruszenie nie było celowe. Stwierdzono to po przeprowadzeniu wywiadów z tenisistką i jej otoczeniem, dochodzeniach i analizach w dwóch laboratoriach akredytowanych przez WADA.

Jak podała ITIA, w wyniku dochodzenia uznano "brak istotnej winy lub zaniedbania" tenisistki, w związku z czym zaproponowano jej miesięczną dyskwalifikację. 27 listopada Świątek przyznała się do złamania przepisów antydopingowych i zaakceptowała karę. Okres 30 dni wykluczenia raszynianki z gry minął 4 grudnia i będzie mogła bez problemów pod koniec roku zacząć nowy sezon.

To jednak nie koniec sprawy. Decyzję ITIA rozpatrzy Światowa Agencja Antydopingowa, która może odwołać się do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie.

PAP

Idź do oryginalnego materiału