23-letni Artur Szalpuk był jednym z bohaterów reprezentacji Polski, która w 2018 roku obroniła tytuł mistrza świata, ale potem jego gwiazda przygasła na tyle mocno, iż albo odgrywał w niej epizodyczną rolę, albo wcale go w niej nie było. Teraz, jako 30-latek, znów jest w składzie na MŚ, bo to właśnie na niego trener Nikola Grbić postawił na ostatnim etapie selekcji. Ale sam siatkarz nie chce wiedzieć dlaczego.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Agnieszka Niedziałek: Ile razy tego lata przekładałeś wakacyjne plany?
Artur Szalpuk: Nie musiałem niczego odwoływać, bo podchodzę do tego zapobiegawczo i dopiero jak jestem pewny, iż mam wolne, to rezerwuję wakacyjny wyjazd. Czasami dzieje się to z dnia na dzień. I tak też było w tym sezonie kadrowym.
Czy można uznać w takim razie, iż od początku wierzyłeś lub przynajmniej liczyłeś na to, iż będziesz potrzebny reprezentacji Polski do końca tego sezonu?
Trudno powiedzieć, czy wierzyłem. Na pewno po coś się pracuje. Raczej jechałem na kadrę z nastawieniem, żeby zrobić swoją robotę, ciężko pracować na treningach oraz podczas meczów i zobaczyć, do czego to doprowadzi. We wstępnych rozmowach z trenerem miałem powiedziane, iż pojadę na pierwszy turniej Ligi Narodów do Chin, a potem zobaczymy. Pewna furtka była więc zostawiona.
To nie jest pierwszy raz, kiedy zostałeś z drużyną narodową dłużej, niż pierwotnie zakładano.
Dwa lata temu poleciałem do Japonii, a potem jeszcze dodatkowo do Holandii, czego nie było na początku w planie. Takie zmiany mi w ogóle nie przeszkadzają, wręcz jestem z tego bardzo zadowolony.
Poprzednio pełen sezon kadrowy rozegrałeś sześć lat temu pod okiem Vitala Heynena. Belg charakterologicznie jest zupełnie inny niż Nikola Grbić. Dobrze "czytasz" obecnego trenera?
Mam pewne założenia i wyobrażenie, jak chcę pracować oraz podchodzić do treningów i je po prostu realizuję. To nic skomplikowanego. Po prostu trzeba trenować. Czy "czytam" trenera? Nie wiem. Wydaje mi się, iż ta komunikacja jest prosta. Trener mówi wprost, czego od danego zawodnika oczekuje i czego chce. Dla mnie to zrozumiałe i łatwe do wykonania.
Twoją rolę w kadrze w ostatnich latach można było opisać jako doświadczony zawodnik, który jest potrzebny na początku sezonu, gdy brakuje jeszcze czołowych siatkarzy. Taki trochę opiekun przy sporej grupie młodszych zawodników, który w razie potrzeby ciągnie grę.
Jeździłem wówczas, by grać i by osoby, które docelowo leciały na kolejne turnieje, mogły spokojnie potrenować lub odpocząć po sezonie w klubie. Opiekunem się nie czułem. Fakt, na tych pierwszych turniejach chyba były takie momenty, iż byłem najstarszy. To też inna perspektywa i wiadomo, iż wtedy trochę inaczej trzeba się zachowywać.
Poważniejesz wtedy?
Nie, chyba nie. Raczej jestem sobą. Po prostu jak jesteśmy teraz w drużynie i jest wielu doświadczonych zawodników to co innego. W tamtym momencie było dużo młodych chłopaków, więc może trochę więcej odpowiedzialności trzeba było na siebie brać.
To też miałam na myśli, mówiąc o opiekunie. I takie podbudowywanie oraz wspieranie młodszych kolegów w trakcie meczu. Kiedyś po udanej akcji aż podnosiłeś Maksymiliana Graniecznego.
Jestem ekspresyjnym zawodnikiem i lubię się cieszyć na boisku. Jak widzę dwudziestolatka, który wchodzi do reprezentacji i gra superakcje, to mnie to bardzo cieszy i to pokazuję.
Czy trener Grbić wyjaśnił ci, dlaczego to właśnie na ciebie postawił przy ostatnim etapie selekcji składu na MŚ?
Nie. Mam ostatnio taki komfort i spokój, iż naprawdę nie dociera do mnie nic z tego, co się dzieje w mediach - kto co pisze i mówi. Więc o ile trener publicznie to argumentował, to proszę, nie mów mi tego. Bo ja specjalnie tego wszystkiego unikam.
Ok. To powiedz, czy...
To znaczy, jest mi bardzo miło, jeżeli trener wskazał jakieś moje zalety, ale niech to pozostanie teraz poza mną. Robię tak z pewnego powodu.
Czy był taki moment, kiedy zacząłeś sobie dawać sprawę, iż to już są te finalne etapy selekcji, iż jest blisko wyjazdu na MŚ? Analizowałeś, choćby mimowolnie trochę, swoje szanse?
Jakoś tak dobrze do tego podszedłem, iż skupiałem się na pracy oraz trenowaniu i fajnie to szło. Wiadomo, gdzieś wewnętrznie nie da się tego całkiem uniknąć i wraz ze zbliżaniem się kolejnych decyzji dotyczących zawężania składu gdzieś w środku to wszystko wyczuwasz. Ale nie wpływało to, na szczęście, jakoś mocno na mnie. Byłem tak naprawdę gotowy na wszystko, co przyniesie los i decyzja trenera. Raczej zdroworozsądkowo do tego podchodziłem i nie siedziałem rozemocjonowany.
Ale gdy już się dowiedziałeś, iż jesteś w składzie na MŚ, to chyba twoja reakcja nie ograniczyła się do "Aha, ok"?
Nie powiem, iż się nie ucieszyłem. To kolejne spełnienie dziecięcych marzeń. Taka nagroda za te wszystkie lata, kiedy przyjeżdżałem na kadrę, żeby zagrać chociażby jeden turniej. Dla mnie choćby właśnie pojechanie na jeden turniej to też była nagroda. To nie była żadna forma kary. Nigdy mi to nie ujmowało, iż przyjeżdżam zrobić małą robotę. Niczym mi to nie umniejszało.
Nigdy nie przeszło ci przez myśl, iż skoro plan zakłada udział w jednym turnieju, to może lepiej się zamiast tego podleczyć i odpocząć po sezonie klubowym?
Nie, choć docierały do mnie opinie typu: "Szalupa, może sobie odpocznij przed sezonem? Po co będziesz jechał na jeden turniej?". Ale zawsze się decydowałem na przyjazd i nie żałuję. Niedawno jeden z kolegów opowiadał mi, iż od dziecka marzył, by jechać na igrzyska i zdobyć olimpijski medal. Ja nie miałem marzeń dotyczących konkretnego medalu, ale chciałem po prostu grać w reprezentacji, więc każdy przyjazd na nią to wspomnienie tych dawnych marzeń i celów.
Rady dotyczące odpuszczenia sobie kadry słyszał pewnie też nieraz Bartosz Bednorz, który w ostatnich latach dość regularnie odpada na końcowym etapie selekcji przed ważnymi turniejami i tak było też teraz. Tylko chyba też trudno się dziwić sportowcowi, iż ma ambicję i wciąż próbuje.
I mnie taka postawa Bedniego nie dziwi. Ja też wiele razy byłem w sytuacji, w której on jest teraz i na pewno to nie jest przyjemne uczucie. Ale to jest sport - w nim zawsze czyjeś szczęście jest smutkiem kogoś innego. Myślę nawet, iż sam częściej byłem po tej stronie barykady, iż gdzieś nie jechałem.
W ostatnich latach wręcz stale.
Dokładnie. Ale wiesz co ci powiem też a propos Bedniego? A adekwatnie to nie tylko jego. Ja, Bedni, kontuzjowany w tej chwili Olek Śliwka i wielu innych chłopaków - wszyscy sportowo zasługujemy, by jechać na MŚ. Ale miejsc w składzie jest tylko 14. Jak na razie dwóch reprezentacji nie możemy wystawić, więc zawsze ktoś na tym musi ucierpieć.
Kłopot bogactwa daje o sobie znać.
Tak jest. To są też na pewno trudne decyzje i w sumie nie zazdroszczę osobie, która musi je podejmować.
Czy któryś brak powołania na istotny turniej zabolał cię szczególnie mocno?
Szkoda mi, iż nie byłem na igrzyskach. Bo byłem na wielu turniejach i wiele było sezonów, gdy byłem cały czas z reprezentacją, a koniec końców na igrzyska nigdy nie pojechałem. A miałem na to dwie szanse do tej pory. Turnieje olimpijskie były trzy, ale myślę, iż dwukrotnie miałem szanse, by pojechać.
Które edycje masz na myśli?
W Rio de Janeiro i Tokio. Tych drugich najbardziej mi szkoda, bo zostały przesunięte o rok z powodu pandemii COVID-19.
Czy po tych kolejnych odrzuceniach twoja skóra stawała się stopniowo coraz grubsza?
Myślę, iż tak. Za sprawą tych decyzji i doznawania różnych emocji z tym związanych.
A teraz zalały cię gratulacje?
Tak, sporo ich dostałem. Było to bardzo miłe. Fajnie jest mieć wokół ludzi, którzy ci kibicują i cieszą się z twoich sukcesów.
Od twojego poprzedniego występu w MŚ minęło siedem lat. Zakładam, iż nie powiesz, iż to minęło jak jeden dzień, bo w międzyczasie sporo się w twoim życiu wydarzyło.
Siedem lat to mnóstwo czasu. Mam tu jeszcze małą dygresję odnośnie całej naszej rozmowy. Bo wiesz, fajnie, iż jestem na tych mistrzostwach i bardzo się z tego cieszę, ale to nie było celem samym w sobie. Chcę pomóc drużynie i wiem, iż cel drużynowy to zdobycie mistrzostwa świata. I na tym się skupiam. To nie jest tak, iż jestem w euforii, bo mam odhaczone w swoich celach, iż jestem w składzie i dla mnie to jest koniec. Praca trwa, jesteśmy w trakcie przygotowań do tych mistrzostw i główny cel to ten drużynowy.
Ile razy w karierze grałeś ze złamanym palcem?
(uśmiech) Raz. Rodzina mi powiedziała, iż to wypłynęło, bo wcześniej jakoś fajnie się to udało zamaskować i nikt o tym nie wiedział. Stało się to podczas turnieju Ligi Narodów w Chinach, w meczu z Japonią. Potem grałem z Serbią i nic mi nie dokuczało. Palec był mocno zaklejony i myślałem, iż jest po prostu mocno wybity. W Spale zrobiliśmy rentgen, żeby potwierdzić, iż nic się nie stało, ale okazało się, iż jednak się stało. Przez dwie godziny była wersja, iż nie lecę do USA, ale pomyślałem, iż przecież byłem wcześniej na turnieju i z tym złamanym palcem byłem w stanie grać, więc poprosiłem o rozmowę z trenerem. Powiedziałem, iż jestem gotowy lecieć. Tego samego dnia jeszcze na treningu sprawdziliśmy, czy przy dobrym otajpowaniu jestem w stanie wykonywać wszystkie elementy. Byłem, więc poleciałem i wszystko było w porządku. Gdybym nie wykonał tego rentgena, to bym nie wiedział w ogóle, iż mam złamany palec.
Może kiedyś też już grałeś ze złamaniem, tylko się o tym nie dowiedziałeś.
Myślę, iż zdarzają się takie sytuacje.
Twoja determinacja, by jednak polecieć wtedy do USA miała związek z tym, iż Bartosz Bednorz wypadł wówczas ze składu po odnowieniu się problemów z łydką? Motywowało cię dodatkowo to, iż drużyna jest w potrzebie?
Myślałem o tym, iż tak fajnie graliśmy w Chinach, a mieliśmy lecieć do USA prawie tym samym składem i zagrać tam z Włochami oraz Brazylią. Bardzo się cieszyłem na ten wyjazd i możliwość zagrania drugiego turnieju z tą reprezentacją, więc powiedziałem sobie: "Kurde, no nie, kontuzja. Jak może się to skończyć w taki sposób?".
I postanowiłeś, iż się nie skończy.
Tak. Nie chciałem, by to się tak skończyło.
W grupie z Chin, o której mówisz, był m.in. Maks Granieczny. Podczas przedmeczowych rozgrzewek nieraz było można zobaczyć, jak uczy cię chyba żonglować. Trzymacie się razem?
Maks mógłby mnie uczyć żonglować, ale to dla mnie za trudne. Ja go z kolei uczę kręcić piłkę na palcu i idzie mu opornie, więc to ma do poprawy. Miałem przyjemność być z nim w pokoju podczas Silesia Cup i okazał się bardzo w porządku gościem. Bardzo mu kibicuję. Zawsze pożartujemy. W ogóle to bardzo dobry chłopak.
A kto teraz jest twoim współlokatorem?
Wcześniej był nim Mateusz Poręba, a podczas MŚ spotkał mnie zaszczyt dzielenia pokoju z panem kapitanem. Z Bartkiem Kurkiem znamy się z kadry już dość długo. Myślę, iż się dogadujemy i iż nie będę mu bardzo przeszkadzał. Będę dbał, żeby był gotowy na każdy mecz. Jak będzie chciał spać, to będę wychodził z pokoju, żeby sobie spał grzecznie.
Wiele lat dzielił pokój z Piotrem Nowakowskim, którego dobrze znasz, więc masz dobre źródło informacji, jak zadbać o pana kapitana.
Z "Pitem" jestem w kontakcie i zapytam o wskazówki. Co działa, żeby Bartek był naładowany na mecz. Patrząc na charakter "Pita", to pewnie po prostu cisza i brak rozmów są tym rozwiązaniem.
Z czegoś się wzięło określenie "najcichszy pokój świata".
To prawda.
We trójkę byliście na MŚ sprzed siedmiu lat. Kiedyś mówiłeś mi, iż wobec ciebie są przyjmowane dwa stany - albo forma z 2018 roku, albo człowiek, który nie nadaje się do siatkówki. Że nie ma żadnej szarości. Coś się zmieniło?
Tamte słowa odnosiłem tak trochę żartobliwie w stosunku do mediów.
Są wciąż aktualne?
Nie wiem. Teraz to już piszcie, co chcecie (śmiech). Już mnie to nie interesuje. Wtedy może za bardzo mnie to...
Bolało?
Nie bolało. Wtedy miałem jakby za dużo wiedzy o tym, co się mówi. W tamtym momencie tak czułem - iż jak gram dobrze, to słyszałem, iż wraca Szalpuk z MŚ, a jak gorzej, to się do niczego nie nadawałem i generalnie tak wtedy to odbierałem.
A teraz jak sam siebie odbierasz?
Odbieram siebie bardzo dobrze. Jestem dumny z tego, jaką jestem osobą i cały czas chcę nad sobą pracować - jako osoba i siatkarz. I głównie skupiam się na procesie. Mam pewne założenia, jak chcę grać, jaką osobą być i staram się je realizować. A o ile mnie to do czegoś doprowadzi, czy do moich celów, to będę bardzo zadowolony.
Siatkarsko jesteś w tej chwili z siebie zadowolony?
Staram się unikać perfekcjonizmu, którego się nie da osiągnąć. Jestem z siebie zadowolony, choć mam poczucie, iż na pewno jest duże pole do poprawy. Mam nadzieję, iż w najlepszej formie będę podczas MŚ.
Na początku sezonu trener Grbić wskazywał twoje zalety, ale też przyznał, iż na tle reszty topowych graczy w kraju na twojej pozycji odstajesz nieco pod względem przyjęcia. Taką opinię można też usłyszeć w środowisku siatkarskim. Zgadzasz się z tym? Sam nad tym elementem mocniej pracujesz?
Chcę pracować nad każdym elementem i myślę, iż w każdym mogę się jeszcze poprawić, a nad przyjęciem po prostu pracuję więcej. Myślę, iż u każdego zawodnika zawsze jesteśmy w stanie wymienić lepsze czy gorsze elementy. Po prostu tak jesteśmy nauczeni grać w siatkówkę - mamy określone umiejętności i to normalne, iż nad tymi gorszymi trochę więcej się pracuje.
Gdy rozmawialiśmy dwa lata temu, to mówiłeś, iż kiedyś potrafiłeś o sobie myśleć w tak negatywny sposób, w jaki w życiu byś nie pomyślał o innych. A dowodem na zmianę było to, iż potrafiłeś bez problemu stanąć przed lustrem i wymienić 10 rzeczy, które w sobie lubisz.
Teraz wymieniam za co jestem wdzięczny. Ten proces ewoluuje. Ogółem daję sobie teraz dużo więcej zrozumienia. Chcę, choć nie muszę - to jest dobre słowo - nie muszę być zawsze najlepszy. Nie muszę kończyć 100 procent piłek. Nie muszę być człowiekiem idealnym. Dużo łatwiej się żyje z takim podejściem.
A czy za zmianą nastawienia wobec siebie poszła zmiana reagowania na boisku np. na własne błędy? Perfekcjoniści chyba często się na siebie denerwują i przeżywają błędy, a to może wpływać autodestrukcyjnie.
Chyba jest tak przyjęte, iż najlepiej po błędach nie okazywać emocji. Pokazać, iż liczy się następna piłka. I to jest słuszne, by raczej skupiać się na pozytywnych myślach. Ale widziałem gdzieś wypowiedź Novaka Djokovicia, którego na pewno można zaliczyć do najlepszych sportowców na świecie i mówił, iż nie zgadza się z tezą, iż nie ma w sporcie miejsca na negatywne emocje. Według niego są one w porządku, o ile się wkurzysz i krzykniesz, to to jest ok, o ile nie zostajesz zbyt długo w tej emocji i jesteś w stanie skoncentrować się na kolejnej piłce. To wszystko nie jest więc takie zero-jedynkowe.
A czujesz, iż tobie samemu takie wkurzenie się i krzyknięcie pomaga?
To zależy. Ale myślę, iż bliżej mi jest do tej teorii. Choć wiem, iż w sporcie drużynowym jednak troszkę inaczej musisz się zachowywać, bo masz kolegów dookoła siebie. Musisz pokazać, iż ciebie to nie rusza, by im pomagać.
Można powiedzieć, iż zmieniasz się pod tym względem?
Pracuję nad tym.