- Co ja jeszcze muszę zrobić?! - miał pytać sfrustrowany Kamil Semeniuk w półfinale mistrzostw świata z Włochami, w którym polscy siatkarze mieli ogromne problemy ze swoją grą i świetnie dysponowanymi rywalami. Jeden z tych ostatnich mocno zaskoczył trenera Biało-Czerwonych Nikolę Grbicia, którzy przyznał, iż zawodnik z Italii był dla niego pewną zagadką.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Feralna passa Grbicia w MŚ. Trener Polaków tłumaczy słabość w grze
Wydawało się, iż półfinał z udziałem dwóch najlepszych drużyn świata musi się zakończyć długą batalią. Zamiast w niej skończyło się wygraną 3:0 ekipy Italii. A to oznacza, iż siódme podejście Grbicia do złota w imprezie tej rangi zakończyło się niepowodzeniem.
To sam Serb po przegranym półfinale wspomina o swojej feralnej serii. Robi to wtedy, gdy pytam, czy jeżeli Biało-Czerwoni wywalczą w niedzielę brąz, to będzie się w stanie cieszyć z niego. Pamiętam bowiem, iż trzy lata temu srebro porównywał do nokautu.
- Kolejny raz. To moje mnie siódme MŚ - w czterech brałem udział jako zawodnik, w trzech jako trener i wciąż nie mam złota. To dla mnie osobiście też trudny moment - zapewnia przygaszony mistrz olimpijski z Sydney i brązowy medalista igrzysk w Atlancie.
Trzeba mu oddać, iż zwykle jest bardzo dostępny dla mediów i - jeżeli tylko nie jest pośpieszany przez czekającą na niego drużynę - to odpowiada na wszystkie pytania. Jako szkoleniowiec Polaków zwykle odpowiadał na nie po sukcesach, ale w sobotę na Filipinach nie próbował uciekać po jednej z bardziej rozczarowujących przegranych.
Przegranej, która - wydaje się - mogła nie być aż tak dotkliwa. I to mimo przymusowej nieobecności Bartosza Kurka. Włochom trzeba oddać, iż zagrali naprawdę świetnie, ale sporo do życzenia pozostawiała gra Biało-Czerwonych. Bo o ile przynajmniej częściowo problemy z atakiem można usprawiedliwić rewelacyjną defensywą rywali, to bolączką była choćby zagrywka Polaków. I nie był to pierwszy mecz w tym turnieju, kiedy ten element szwankował.
- Czasami, jeżeli chcesz być efektywny, to musisz być agresywny. Ale nie jest tak, iż takie podejście nie niesie za sobą niekiedy błędów. Czasem pojawia się dużo emocji, a po stronie rywali to ryzyko się bardziej opłaci. Dziś zagrywka nie była na naszym zwyczajowym poziomie. A Włosi na wysokiej piłce atakowali źle - analizuje Grbić.
2,5 godziny czekania na nic. Obietnica Grbicia. "Podpisałbym się pod tym jako pierwszy"
Gdy rywal zwykle wychodzi na mecz z będącymi liderem światowej listy Polakami i gra rewelacyjnie, to Serb powtarza zespołowi, iż ten musi być cierpliwy. Czy o to też apelował w sobotę, gdy grali zawodnicy z Italii prowadzili 2:0 w setach?
- Rzecz w tym, iż graliśmy bardzo dobrze do pewnego momentu. Ale w ważnych chwilach oni spisywali się fantastycznie. Np. Francesco Sani. Nie wiem, gdzie on gra. Naprawdę. Nie grał nigdy w żadnym mocnym zespole, a dziś zagrywał jak mistrz olimpijski i w jednym z takich ważnych momentów zaliczył trzy z rzędu świetne zagrywki. Włosi dużo fantastycznych rzeczy robili w tych trudnych i ważnych momentach i dlatego musieliśmy mieć cierpliwość. Pod koniec drugiego seta powiedziałem drużynie, iż nie pamiętam, kiedy widziałem Włochów aż tak dobrze grających. Byłem ciekawy, czy są w stanie utrzymać ten poziom dwie i pół godziny, ale utrzymali - wspomina szkoleniowiec.
I dorzuca pewną deklarację dotyczącą zespołu z Italii, pod kątem szans na rewanż na arenie międzynarodowej. - Będziemy grać z nimi jeszcze wiele razy - zaznacza uspokajająco Grbić.
Przyznaje też, iż Polacy nie mieli wcześniej zbyt trudnej drogi do półfinału. A jej zwolennikiem jest właśnie Serb. Za przykład takiej drużyny w tych MŚ wskazuje choćby...Włochów.
- Mieli w grupie Belgię, z którą potem zmierzyli się ponownie. Wygrać z tym samym zespołem dwa razy na tym samym turnieju to jest coś wyjątkowego. Sam przerabiałem to pod kątem Włochów i MŚ w 1998 roku - w grupie wygraliśmy 3:0, a potem w finale przegraliśmy 0:3. Włochy, kiedy grają przygrywają jeden mecz, to często każdy następny mecz będą grać na swoim maksimum - wspomina szkoleniowiec Biało-Czerwonych.
Spytany o brak wprowadzenia na boisko niektórych zawodników, argumentuje zaś, iż część z nich niemal w ogóle nie grała w turnieju.
- Wiem, jak oni mogą zareagować. Wiem, co się dzieje w ich głowie - zapewnia.
Teraz przed Polakami walka o medal pocieszenia, czyli brąz. Grbić ma jednak świadomość, iż niektórym może być trudno w krótkim czasie zapomnieć o tym rozczarowaniu.
- Teraz najważniejsze to skupić się tylko na niedzielnym spotkaniu. Uważam, iż byłoby wielkim błędem myśleć wciąż o tej ostatniej przegranej. Mamy jakość, by wygrać, prezentując najlepszą grę, jaką jesteśmy w stanie w tym momencie. Bo Czechy będą walczyć o historyczny sukces - przestrzega trener Polaków.
Ale słynny Serb zdobywa się też na koniec na tezę w duchu "szklanka po połowy pełna". A ma to związek z okolicznościami, w jakich w tym sezonie funkcjonowała kadra.
- Myślę, iż jeżeli spojrzymy na listę zawodników, z którymi wygraliśmy LN i dostaniemy ofertę zdobycia z tą grupą dwóch medali w sezonie, to myślę, iż każdy by się na to zgodził. A ja bym się podpisał pod tym jako pierwszy. Myślę, iż jesteśmy reprezentacją, która zmieniła najwięcej zawodników i myślę, iż to byłby naprawdę fantastyczny wynik dla nas, jeżeli zdobędziemy medal. Nasz zespół go potrzebuje i uważam, iż ma jakość, by ten cel zrealizować - zapewnia Grbić.
Mecz o brąz Polska - Czechy rozpocznie się o godz. 8.30 czasu polskiego.