- Nie tak sobie wyobrażaliśmy ten wieczór i wszyscy byliśmy zaskoczeni słabą grą w pierwszej połowie. To zastanawiające i musimy to zdiagnozować, porozmawiać z zawodnikami, poznać ich odczucia, z czego wynikało to, iż w pierwszej połowie byliśmy tacy nijacy, ospali, powolni, bez energii i intensywności, choć założenia były zupełnie inne. Wydawać by się mogło, iż to jakieś problemy fizyczne, natomiast w drugiej połowie nie było tego widać. Patrzyłem na pierwszą część meczu i mówię "coś jest z nami nie tak" - tak po poniedziałkowej porażce 0:1 z Górnikiem Zabrze mówił trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun.
REKLAMA
Zobacz wideo Wielkie transfery w Ekstraklasie. "Kiedyś to było nie do pomyślenia"
- Dobry wieczór? No, powiedzmy. Pierwsza połowa była poniżej wszelkiej krytyki. Ale ja nie jestem od komentowania meczów. Ja mogę tylko powiedzieć, iż tak to jest w sporcie, iż to, co zgadza się na papierze, nie zawsze zgadza się potem na boisku. Jesteśmy właśnie w tym momencie i musimy się zastanowić, jak się pozbierać przed najbliższymi czterema-pięcioma meczami i żeby to, co się zgadza na papierze, zaczęło się też zgadzać na boisku - na antenie Canal+ dodawał prezes klubu Piotr Obidziński.
I on, i Papszun zgodnie podkreślali słabą grę Rakowa w pierwszej połowie meczu z Górnikiem. Ale problem wicemistrzów Polski jest znacznie większy i nie dotyczy tylko tego jednego spotkania. W sześciu kolejkach tego sezonu Raków zdobył raptem sześć punktów i zajmuje dopiero 16. miejsce w tabeli, znajdując się w strefie spadkowej.
Ostatni raz częstochowianie tak źle rozpoczęli sezon w rozgrywkach 2019/20, czyli w pierwszych od powrotu do ekstraklasy. Wtedy w pierwszych sześciu meczach drużynę Papszuna ograły Korona Kielce (0:1), Cracovia (1:3), Górnik Zabrze (0:1) oraz Lech Poznań (2:3).
"To nie tak powinno wyglądać"
Teraz - biorąc pod uwagę dwa zaległe mecze - sytuacja Rakowa jest nieco inna. Ale to wcale nie znaczy, iż dużo lepsza. Pięć lat temu - mimo kolejnych awansów i błysku w Pucharze Polski - drużyna Papszuna wciąż uważana była co najwyżej za ciekawostkę. Dziś Raków jest nie tylko aktualnym wicemistrzem Polski, ale też czołowym klubem ekstraklasy i jednym z faworytów do tytułu.
Problem w tym, iż w meczu z Górnikiem w ogóle nie było tego widać. Do przerwy zabrzanie byli drużyną co najmniej o klasę lepszą, a o niemocy Rakowa najlepiej świadczyły statystyki. Mimo iż drużyna Papszuna miała dużo wyższe posiadanie piłki (63 proc.) i wymieniła aż 320 podań przy 186 Górnika, to do przerwy przegrywała 0:1. To goście byli znacznie bardziej efektywni, bo oddali aż 11 strzałów przy zaledwie jednym Rakowa. Strzały celne? 5:0 na korzyść zabrzan.
- Mamy piłkę i nic z tego nie wynika. Zmieniamy tylko strony i nie tworzymy zagrożenia. Do tego wkradają się proste błędy. To nie tak powinno wyglądać - mówił w przerwie wyraźnie przybity bramkarz częstochowian Kacper Trelowski.
Chociaż w drugiej połowie Raków ruszył do bardziej zdecydowanych ataków, to wyniku nie poprawił. Zresztą drużyna Papszuna i tak nie zasłużyła na żadną pochwałę, bo wszystko, co dobre w jej grze wynikało jedynie z indywidualnych zrywów i przebłysków jakości Iviego Lopeza.
- Nie chcę zrzucać odpowiedzialności na zawodników, bo to ja ich deleguję na boisko i można by zapytać: to dlaczego trener wystawia zawodnika, który popełnia błędy? Dzisiaj trudno byłoby się z tym nie zgodzić, skoro były trzy zmiany w przerwie. To niezbyt dobrze świadczy o selekcji zawodników przez trenera. To kamyczek do mojego ogródka, mogłem wystawić takich zawodników, którzy błędów nie będą popełniać. Utożsamiam się z tą porażką. To nie porażka piłkarzy, tylko moja, bo być może nie powinienem wystawiać graczy, którzy nie trenowali po przerwie na reprezentacje - mówił po meczu Papszun.
Liczby brutalne dla Rakowa
Ale przecież Raków zawalił nie tylko spotkanie z Górnikiem. Przed przerwą na mecze reprezentacji częstochowianie ponieśli porażkę 0:2 na wyjeździe z Pogonią Szczecin. Na przełomie lipca i sierpnia drużyna Papszuna przegrała zaś dwa ligowe mecze z rzędu z Wisłą Płock u siebie (1:2) oraz Radomiakiem Radom (1:3) na wyjeździe.
I były to porażki podobne do tej z Górnikiem. W obu spotkaniach to Raków był znacznie częściej przy piłce i to on wymienił większą liczbę podań. W obu przypadkach bardziej konkretni i skuteczni byli jednak rywale.
Problemy Rakowa - zwłaszcza te ofensywne - widać jak na dłoni w liczbach. Mimo iż drużyna Papszuna ma trzecie najwyższe średnie posiadanie piłki na mecz (58,3 proc.) w lidze, to w żaden sposób nie przekłada się to na konkrety w ataku. Raków zdobył raptem sześć bramek, co jest trzecim najgorszym wynikiem w ekstraklasie, a gorsze są tylko Arka Gdynia (pięć) oraz Piast Gliwice (trzy). I co najważniejsze, to nie jest przypadek.
Częstochowianie są też trzecią najgorszą drużyną pod względem liczby oczekiwanych goli, wyprzedzając jedynie wspomniane Arkę i Piasta. Raków zajmuje dopiero 10. miejsce w statystyce średniej liczby oddanych strzałów oraz 11. miejsce pod względem liczby strzałów celnych. Mimo iż Papszun po meczu z Górnikiem zapewniał, iż jego drużyna nie ma problemów fizycznych, to liczby mówią jednak co innego. Raków zajmuje ostatnie miejsce pod względem średniej liczby kilometrów przebiegniętych w meczu. U częstochowian to niespełna 101 km, a dla porównania liderzy - Wisła Płock i Lech Poznań - przebiegają aż o 14 km więcej!
- Nie powinniśmy przegrać czterech z sześciu meczów. To jest niedopuszczalne dla takiej drużyny, z takim potencjałem, z takimi możliwościami i zapleczem. Mogę tylko przeprosić wszystkich kibiców i sponsorów za to, co musieliśmy oglądać - mówił Obidziński po meczu z Górnikiem.
- Jestem jednak przekonany, iż znajdziemy rozwiązania naszych problemów. Przed nami bardzo trudne mecze, więc mamy duże wyzwanie. Ale my umiemy i lubimy grać z mocnymi przeciwnikami. Przeciwko najsilniejszym rywalom możemy pokazać, na co nas stać. Głęboko wierzę w to, iż ta drużyna to potrafi - dodał.
Problemy Rakowa definiował też trener Legii, Edward Iordanescu. - Raków w tym sezonie zmienił prawie 10 zawodników. Wydał około 9-10 mln euro na piłkarzy, którzy normalnie warci byli około 20 mln, więc mieli zmiany podobne do nas. Kiedy w drużynie jest wiele zmian, chemia zespołu może ucierpieć. Poza tym grali w europejskich pucharach. A kiedy połowa drużyny jest nowa i grasz co trzy dni, trudno nad tym pracować - mówił Rumun.
Lato pełne problemów
Problemy Rakowa wykraczają jednak daleko poza boisko. W ostatnich tygodniach głośno było też o konfliktach i niedopowiedzeniach w szatni. Zaczęło się od fochów wykupionego tego lata z OH Leuven Jonatana Brauta Brunesa, który nie znalazł się w kadrze na pucharowy dwumecz z Maccabi Hajfa oraz ligowe spotkanie z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Norweg, który w poprzednim sezonie na wypożyczeniu do Rakowa zdobył 14 bramek, chciał wymusić zagraniczny transfer. Piłkarzem interesować się miała m.in. Slavia Praga.
"Zawodnik poinformował sztab o złym samopoczuciu i braku gotowości do gry. Klub przypomina, iż kontrakt piłkarza jest istotny do czerwca 2028 roku, a Raków w pełni wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Klub informuje również, iż zawodnik nie jest i nie będzie na sprzedaż w obecnym oknie transferowym" - napisano w oficjalnym komunikacie Rakowa przed rewanżem z Maccabi.
Ale to był tylko początek. Pod koniec sierpnia portal Meczyki poinformował, iż ze swojej sytuacji w klubie niezadowolony jest też Oliwier Zych. 21-letni bramkarz, którego Raków wypożyczył na rok z Aston Villi, miał zażądać powrotu do Birmingham z powodu braku szans na grę. Klub się na to nie zgodził, a za chwilę musiał gasić kolejny pożar.
Tym razem po wpisie Iviego na Instagramie, który był niezadowolony z tego, iż do Zagłębia Lubin odszedł Leonardo Rocha. 28-letni napastnik trafił do Rakowa zimą z Radomiaka za 700 tys. euro i po zaledwie kilku miesiącach został wypożyczony na Dolny Śląsk. "To, czego nigdy nie rozumiem i nie zrozumiem, to jak można podjąć tak złe decyzje i iż nie pozwalają ci cieszyć się i odnosić sukcesów w tej drużynie. Z takim wspaniałym napastnikiem, jakim jesteś. Starałeś się dać z siebie wszystko, ale ci nie pozwolili" - pisał Hiszpan. Chociaż później i on, i Papszun starali się bagatelizować sprawę, to niesmak pozostał. Zwłaszcza iż w mediach żale wylewał też Rocha.
Jeszcze dziwaczniej potraktowany został letni nabytek Rakowa - Karol Struski. 24-letni środkowy pomocnik trafił do klubu za milion euro z Arisu Limassol. Mimo iż Struski wystąpił od początku w pierwszych pięciu meczach w lidze i pucharach, to od początku sierpnia zagrał tylko minutę i nie został zgłoszony do fazy zasadniczej Ligi Konferencji.
- Po meczu w Szczecinie pojawiła się informacja z otoczenia Karola i od samego Karola, iż chce odejść na wypożyczenie. W związku z tym nie chcieliśmy tego ruchu blokować, o ile byłaby taka decyzja. Daliśmy zawodnikowi świadomy wybór, iż jeżeli wypożyczenie, to nie zgłaszamy go na Ligę Konferencji. Zawodnik podjął decyzję, iż chce iść na wypożyczenie i żeby go nie zgłaszać. Po głębszym przemyśleniu zdecydował się, iż chce zostać i walczyć, a listy zostały już zamknięte - tłumaczył Papszun cytowany przez portal Nawylot.tv.
Mimo iż jak na jeden miesiąc zamieszanie w Rakowie było wyjątkowo duże, to Obidziński marginalizował problem. - Nie łączyłbym tych spraw. Jedyne, co mają ze sobą wspólnego to to, iż jest o nich głośno. Myślę, iż takie rzeczy dzieją się we wszystkich drużynach. Ktoś chce odejść, są jakieś negocjacje, ktoś zmienia zdanie tak jak w przypadku Karola. Takie rzeczy zawsze się dzieją i będą się działy. Po przegranych meczach w mediach łatwo spiralizuje się pewne rzeczy, ale nie sądzę, żeby one miały wielki wpływ na drużynę - mówił prezes Rakowa.
- On może nie wie, co się dzieje w szatni, dlatego mówi, iż te sprawy się nie łączą. A jest dokładnie odwrotnie. Takie sprawy jak wpis Iviego muszą się odbić nie tylko na szatni, ale też na sztabie szkoleniowym i ludziach odpowiedzialnych za transfery. Jesus Diaz i Rocha poprzedni mecz Rakowa zaczęli w podstawowym składzie, a dzisiaj są już w Zagłębiu Lubin. Rocha został kupiony za 700 tys. euro, a już dzisiaj nie ma go w klubie. Coś tu ewidentnie nie działa - kontrował ekspert Canal+ Marek Jóźwiak.
Czy Papszun zdąży ugasić pożar?
To wszystko sprawia, iż pytania o przyszłość Papszuna, który jest przecież legendą Rakowa, stają się coraz bardziej zasadne. Zwłaszcza w obliczu najbliższych bardzo trudnych meczów w ekstraklasie, po których częstochowianie zagrają jeszcze z Universitateą Craiova w Lidze Konferencji.
W tym momencie posada Papszuna jest bezpieczna, ale głównie ze względu na to, czego dokonał z Rakowem w przeszłości. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której inny trener mógłby być równie spokojny po takich wydatkach latem i tak kiepskich wynikach na początku sezonu.
Ale i cierpliwość Rakowa do Papszuna może mieć swoje granice. Zwłaszcza iż trener częstochowian uchodzi za szkoleniowca bardzo wymagającego i surowego. A tego lata spekulacje na temat jego zachowań tylko się nasiliły. Najpierw w mediach pojawiła się informacja, iż Papszun wściekł się na to, iż w dniu pierwszego meczu z Maccabi, kiedy urodziny obchodził Brunes, drużyna chciała wręczyć mu tort. Dziennikarz Meczyków Mateusz Rokuszewski przekazał zaś, iż jeden z zagranicznych transferów Rakowa nie doszedł do skutku m.in. dlatego, iż piłkarz nie chciał pracować z Papszunem po tym, co o nim usłyszał.
- Ile było tych trudnych momentów do tej pory, jeden? Więc tak, to na pewno jeden z trudniejszych momentów, które przeżywam tutaj jako trener - mówił Papszun po meczu z Górnikiem. Pytanie, czy szkoleniowiec ugasi pożar w Rakowie, który trawi drużynę na wielu poziomach.