Gorąco w Rakowie przed meczem z Legią. Hamulce puściły. "Niedopuszczalne"

2 godzin temu
Raków Częstochowa wydał na transfery około 10 mln euro, ale, póki co, szoruje po dnie ekstraklasy. Drużyna Marka Papszuna ma też sporo problemów poza boiskiem, co sprawia, iż trener ma do ugaszenia wielopoziomowy pożar. Czy doświadczony szkoleniowiec zdąży wyprowadzić zespół na prostą? W najbliższych dniach porozbijany Raków czekają mecze z Legią Warszawa, Lechem Poznań i Widzewem Łódź.
- Nie tak sobie wyobrażaliśmy ten wieczór i wszyscy byliśmy zaskoczeni słabą grą w pierwszej połowie. To zastanawiające i musimy to zdiagnozować, porozmawiać z zawodnikami, poznać ich odczucia, z czego wynikało to, iż w pierwszej połowie byliśmy tacy nijacy, ospali, powolni, bez energii i intensywności, choć założenia były zupełnie inne. Wydawać by się mogło, iż to jakieś problemy fizyczne, natomiast w drugiej połowie nie było tego widać. Patrzyłem na pierwszą część meczu i mówię "coś jest z nami nie tak" - tak po poniedziałkowej porażce 0:1 z Górnikiem Zabrze mówił trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun.


REKLAMA


Zobacz wideo Wielkie transfery w Ekstraklasie. "Kiedyś to było nie do pomyślenia"


- Dobry wieczór? No, powiedzmy. Pierwsza połowa była poniżej wszelkiej krytyki. Ale ja nie jestem od komentowania meczów. Ja mogę tylko powiedzieć, iż tak to jest w sporcie, iż to, co zgadza się na papierze, nie zawsze zgadza się potem na boisku. Jesteśmy właśnie w tym momencie i musimy się zastanowić, jak się pozbierać przed najbliższymi czterema-pięcioma meczami i żeby to, co się zgadza na papierze, zaczęło się też zgadzać na boisku - na antenie Canal+ dodawał prezes klubu Piotr Obidziński.


I on, i Papszun zgodnie podkreślali słabą grę Rakowa w pierwszej połowie meczu z Górnikiem. Ale problem wicemistrzów Polski jest znacznie większy i nie dotyczy tylko tego jednego spotkania. W sześciu kolejkach tego sezonu Raków zdobył raptem sześć punktów i zajmuje dopiero 16. miejsce w tabeli, znajdując się w strefie spadkowej.
Ostatni raz częstochowianie tak źle rozpoczęli sezon w rozgrywkach 2019/20, czyli w pierwszych od powrotu do ekstraklasy. Wtedy w pierwszych sześciu meczach drużynę Papszuna ograły Korona Kielce (0:1), Cracovia (1:3), Górnik Zabrze (0:1) oraz Lech Poznań (2:3).
"To nie tak powinno wyglądać"
Teraz - biorąc pod uwagę dwa zaległe mecze - sytuacja Rakowa jest nieco inna. Ale to wcale nie znaczy, iż dużo lepsza. Pięć lat temu - mimo kolejnych awansów i błysku w Pucharze Polski - drużyna Papszuna wciąż uważana była co najwyżej za ciekawostkę. Dziś Raków jest nie tylko aktualnym wicemistrzem Polski, ale też czołowym klubem ekstraklasy i jednym z faworytów do tytułu.


Problem w tym, iż w meczu z Górnikiem w ogóle nie było tego widać. Do przerwy zabrzanie byli drużyną co najmniej o klasę lepszą, a o niemocy Rakowa najlepiej świadczyły statystyki. Mimo iż drużyna Papszuna miała dużo wyższe posiadanie piłki (63 proc.) i wymieniła aż 320 podań przy 186 Górnika, to do przerwy przegrywała 0:1. To goście byli znacznie bardziej efektywni, bo oddali aż 11 strzałów przy zaledwie jednym Rakowa. Strzały celne? 5:0 na korzyść zabrzan.
- Mamy piłkę i nic z tego nie wynika. Zmieniamy tylko strony i nie tworzymy zagrożenia. Do tego wkradają się proste błędy. To nie tak powinno wyglądać - mówił w przerwie wyraźnie przybity bramkarz częstochowian Kacper Trelowski.
Chociaż w drugiej połowie Raków ruszył do bardziej zdecydowanych ataków, to wyniku nie poprawił. Zresztą drużyna Papszuna i tak nie zasłużyła na żadną pochwałę, bo wszystko, co dobre w jej grze wynikało jedynie z indywidualnych zrywów i przebłysków jakości Iviego Lopeza.
- Nie chcę zrzucać odpowiedzialności na zawodników, bo to ja ich deleguję na boisko i można by zapytać: to dlaczego trener wystawia zawodnika, który popełnia błędy? Dzisiaj trudno byłoby się z tym nie zgodzić, skoro były trzy zmiany w przerwie. To niezbyt dobrze świadczy o selekcji zawodników przez trenera. To kamyczek do mojego ogródka, mogłem wystawić takich zawodników, którzy błędów nie będą popełniać. Utożsamiam się z tą porażką. To nie porażka piłkarzy, tylko moja, bo być może nie powinienem wystawiać graczy, którzy nie trenowali po przerwie na reprezentacje - mówił po meczu Papszun.


Liczby brutalne dla Rakowa
Ale przecież Raków zawalił nie tylko spotkanie z Górnikiem. Przed przerwą na mecze reprezentacji częstochowianie ponieśli porażkę 0:2 na wyjeździe z Pogonią Szczecin. Na przełomie lipca i sierpnia drużyna Papszuna przegrała zaś dwa ligowe mecze z rzędu z Wisłą Płock u siebie (1:2) oraz Radomiakiem Radom (1:3) na wyjeździe.
I były to porażki podobne do tej z Górnikiem. W obu spotkaniach to Raków był znacznie częściej przy piłce i to on wymienił większą liczbę podań. W obu przypadkach bardziej konkretni i skuteczni byli jednak rywale.
Problemy Rakowa - zwłaszcza te ofensywne - widać jak na dłoni w liczbach. Mimo iż drużyna Papszuna ma trzecie najwyższe średnie posiadanie piłki na mecz (58,3 proc.) w lidze, to w żaden sposób nie przekłada się to na konkrety w ataku. Raków zdobył raptem sześć bramek, co jest trzecim najgorszym wynikiem w ekstraklasie, a gorsze są tylko Arka Gdynia (pięć) oraz Piast Gliwice (trzy). I co najważniejsze, to nie jest przypadek.
Częstochowianie są też trzecią najgorszą drużyną pod względem liczby oczekiwanych goli, wyprzedzając jedynie wspomniane Arkę i Piasta. Raków zajmuje dopiero 10. miejsce w statystyce średniej liczby oddanych strzałów oraz 11. miejsce pod względem liczby strzałów celnych. Mimo iż Papszun po meczu z Górnikiem zapewniał, iż jego drużyna nie ma problemów fizycznych, to liczby mówią jednak co innego. Raków zajmuje ostatnie miejsce pod względem średniej liczby kilometrów przebiegniętych w meczu. U częstochowian to niespełna 101 km, a dla porównania liderzy - Wisła Płock i Lech Poznań - przebiegają aż o 14 km więcej!


- Nie powinniśmy przegrać czterech z sześciu meczów. To jest niedopuszczalne dla takiej drużyny, z takim potencjałem, z takimi możliwościami i zapleczem. Mogę tylko przeprosić wszystkich kibiców i sponsorów za to, co musieliśmy oglądać - mówił Obidziński po meczu z Górnikiem.
- Jestem jednak przekonany, iż znajdziemy rozwiązania naszych problemów. Przed nami bardzo trudne mecze, więc mamy duże wyzwanie. Ale my umiemy i lubimy grać z mocnymi przeciwnikami. Przeciwko najsilniejszym rywalom możemy pokazać, na co nas stać. Głęboko wierzę w to, iż ta drużyna to potrafi - dodał.
Problemy Rakowa definiował też trener Legii, Edward Iordanescu. - Raków w tym sezonie zmienił prawie 10 zawodników. Wydał około 9-10 mln euro na piłkarzy, którzy normalnie warci byli około 20 mln, więc mieli zmiany podobne do nas. Kiedy w drużynie jest wiele zmian, chemia zespołu może ucierpieć. Poza tym grali w europejskich pucharach. A kiedy połowa drużyny jest nowa i grasz co trzy dni, trudno nad tym pracować - mówił Rumun.
Lato pełne problemów
Problemy Rakowa wykraczają jednak daleko poza boisko. W ostatnich tygodniach głośno było też o konfliktach i niedopowiedzeniach w szatni. Zaczęło się od fochów wykupionego tego lata z OH Leuven Jonatana Brauta Brunesa, który nie znalazł się w kadrze na pucharowy dwumecz z Maccabi Hajfa oraz ligowe spotkanie z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Norweg, który w poprzednim sezonie na wypożyczeniu do Rakowa zdobył 14 bramek, chciał wymusić zagraniczny transfer. Piłkarzem interesować się miała m.in. Slavia Praga.


"Zawodnik poinformował sztab o złym samopoczuciu i braku gotowości do gry. Klub przypomina, iż kontrakt piłkarza jest istotny do czerwca 2028 roku, a Raków w pełni wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Klub informuje również, iż zawodnik nie jest i nie będzie na sprzedaż w obecnym oknie transferowym" - napisano w oficjalnym komunikacie Rakowa przed rewanżem z Maccabi.
Ale to był tylko początek. Pod koniec sierpnia portal Meczyki poinformował, iż ze swojej sytuacji w klubie niezadowolony jest też Oliwier Zych. 21-letni bramkarz, którego Raków wypożyczył na rok z Aston Villi, miał zażądać powrotu do Birmingham z powodu braku szans na grę. Klub się na to nie zgodził, a za chwilę musiał gasić kolejny pożar.


Tym razem po wpisie Iviego na Instagramie, który był niezadowolony z tego, iż do Zagłębia Lubin odszedł Leonardo Rocha. 28-letni napastnik trafił do Rakowa zimą z Radomiaka za 700 tys. euro i po zaledwie kilku miesiącach został wypożyczony na Dolny Śląsk. "To, czego nigdy nie rozumiem i nie zrozumiem, to jak można podjąć tak złe decyzje i iż nie pozwalają ci cieszyć się i odnosić sukcesów w tej drużynie. Z takim wspaniałym napastnikiem, jakim jesteś. Starałeś się dać z siebie wszystko, ale ci nie pozwolili" - pisał Hiszpan. Chociaż później i on, i Papszun starali się bagatelizować sprawę, to niesmak pozostał. Zwłaszcza iż w mediach żale wylewał też Rocha.
Jeszcze dziwaczniej potraktowany został letni nabytek Rakowa - Karol Struski. 24-letni środkowy pomocnik trafił do klubu za milion euro z Arisu Limassol. Mimo iż Struski wystąpił od początku w pierwszych pięciu meczach w lidze i pucharach, to od początku sierpnia zagrał tylko minutę i nie został zgłoszony do fazy zasadniczej Ligi Konferencji.


- Po meczu w Szczecinie pojawiła się informacja z otoczenia Karola i od samego Karola, iż chce odejść na wypożyczenie. W związku z tym nie chcieliśmy tego ruchu blokować, o ile byłaby taka decyzja. Daliśmy zawodnikowi świadomy wybór, iż jeżeli wypożyczenie, to nie zgłaszamy go na Ligę Konferencji. Zawodnik podjął decyzję, iż chce iść na wypożyczenie i żeby go nie zgłaszać. Po głębszym przemyśleniu zdecydował się, iż chce zostać i walczyć, a listy zostały już zamknięte - tłumaczył Papszun cytowany przez portal Nawylot.tv.
Mimo iż jak na jeden miesiąc zamieszanie w Rakowie było wyjątkowo duże, to Obidziński marginalizował problem. - Nie łączyłbym tych spraw. Jedyne, co mają ze sobą wspólnego to to, iż jest o nich głośno. Myślę, iż takie rzeczy dzieją się we wszystkich drużynach. Ktoś chce odejść, są jakieś negocjacje, ktoś zmienia zdanie tak jak w przypadku Karola. Takie rzeczy zawsze się dzieją i będą się działy. Po przegranych meczach w mediach łatwo spiralizuje się pewne rzeczy, ale nie sądzę, żeby one miały wielki wpływ na drużynę - mówił prezes Rakowa.
- On może nie wie, co się dzieje w szatni, dlatego mówi, iż te sprawy się nie łączą. A jest dokładnie odwrotnie. Takie sprawy jak wpis Iviego muszą się odbić nie tylko na szatni, ale też na sztabie szkoleniowym i ludziach odpowiedzialnych za transfery. Jesus Diaz i Rocha poprzedni mecz Rakowa zaczęli w podstawowym składzie, a dzisiaj są już w Zagłębiu Lubin. Rocha został kupiony za 700 tys. euro, a już dzisiaj nie ma go w klubie. Coś tu ewidentnie nie działa - kontrował ekspert Canal+ Marek Jóźwiak.
Czy Papszun zdąży ugasić pożar?
To wszystko sprawia, iż pytania o przyszłość Papszuna, który jest przecież legendą Rakowa, stają się coraz bardziej zasadne. Zwłaszcza w obliczu najbliższych bardzo trudnych meczów w ekstraklasie, po których częstochowianie zagrają jeszcze z Universitateą Craiova w Lidze Konferencji.


W tym momencie posada Papszuna jest bezpieczna, ale głównie ze względu na to, czego dokonał z Rakowem w przeszłości. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której inny trener mógłby być równie spokojny po takich wydatkach latem i tak kiepskich wynikach na początku sezonu.
Ale i cierpliwość Rakowa do Papszuna może mieć swoje granice. Zwłaszcza iż trener częstochowian uchodzi za szkoleniowca bardzo wymagającego i surowego. A tego lata spekulacje na temat jego zachowań tylko się nasiliły. Najpierw w mediach pojawiła się informacja, iż Papszun wściekł się na to, iż w dniu pierwszego meczu z Maccabi, kiedy urodziny obchodził Brunes, drużyna chciała wręczyć mu tort. Dziennikarz Meczyków Mateusz Rokuszewski przekazał zaś, iż jeden z zagranicznych transferów Rakowa nie doszedł do skutku m.in. dlatego, iż piłkarz nie chciał pracować z Papszunem po tym, co o nim usłyszał.
- Ile było tych trudnych momentów do tej pory, jeden? Więc tak, to na pewno jeden z trudniejszych momentów, które przeżywam tutaj jako trener - mówił Papszun po meczu z Górnikiem. Pytanie, czy szkoleniowiec ugasi pożar w Rakowie, który trawi drużynę na wielu poziomach.
Idź do oryginalnego materiału