Ostatnie dwa lata w polskich skokach rzadko przynosiły nam chwile radości. W Pucharze Świata były to w zasadzie tylko skoki Aleksandra Zniszczoła i Pawła Wąska, ale pojedyncze miejsca na podium nie potrafiły wzbudzić większego entuzjazmu u kibiców. Daleko było do nastrojów z okresu dominacji polskiej kadry zimą. Także dlatego, iż gdy patrzyliśmy na zaplecze, nie widzieliśmy skoczków, którzy mogliby wskoczyć na najwyższy poziom rywalizacji i zastąpić tych, którym nie idzie.
REKLAMA
Zobacz wideo Zbudował skocznię w ogrodzie, teraz organizuje tam konkursy. Jak wyglądają skoki amatorów?
Wygląda na to, iż teraz będzie inaczej. Już od kilku lat mówi się, iż w grupie juniorów mamy kilku bardzo dobrych, utalentowanych zawodników. I jeżeli nie zmarnujemy tej szansy, to oni będą odnosić sukcesy. Teraz dostaliśmy pierwsze potwierdzenie, iż rzeczywiście stać ich na spore osiągnięcia.
Tomasiak przyjechał do Niemiec jako lider. Miał trudne zadanie
Kacper Tomasiak przez całe lato utrzymywał wysoką formę. Od połowy września pokazywał ją na zawodach Letniego Pucharu Kontynentalnego. Choć w pierwszym konkursie w Stams został zdyskwalifikowany, później aż trzy razy stawał na podium, do tego wygrywając raz w Stams i raz w Hinterzarten. Na ostatni weekend startów w LPK przyjechał jako lider klasyfikacji generalnej.
W sobotnim konkursie zajął ósme miejsce. Jego największy rywal - Jonas Schuster z Austrii - zmniejszył nieco stratę do Polaka, ale Tomasiak przez cały czas miał nad nim 32 punkty zapasu. Kluczem było utrzymanie Schustera za sobą, a jeżeli to by się nie udało, minimalizacja strat. Zadanie było trudne, stanowiło wyzwanie dla tak młodego skoczka, ale ze względu na przewagę - absolutnie wykonalne.
W niedzielę na skoczni w Klingenthal było podobnie wietrznie i loteryjnie jak dzień wcześniej. Tomasiak był chwalony już za to, iż nieźle poradził sobie w trudnych okolicznościach pierwszych zawodów. W drugich było jeszcze gorzej - trwały grubo ponad dwie godziny, pojawiały się też niebezpieczne sytuacje, gdy przed upadkami w powietrzu musieli się ratować Słoweniec Maksim Bartolj czy Markus Mueller z Austrii. Rywalizację przerywano i wyraźnie przeciągano.
Bomba dała Tomasiakowi zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Zdeklasował Austriaka
Po pierwszej serii Tomasiak był dziesiąty. Oddał solidny skok na 133,5 metra. Być może byłby jeszcze wyżej, gdyby nie to, iż podczas jego skoku gwałtownie poprawiły się warunki. I wydawało się, iż Polak wcale z nich nie skorzystał, ale ze względu na to, jak policzono mu punkty za wiatr, sporo za to stracił. Nie było się jednak czym martwić. Jonas Schuster (128,5 metra) był niżej - na 14. pozycji. Matematyczne szanse na wyprzedzenie Tomasiaka miał jeszcze Clemens Aigner, ale on wylądował dopiero na 20. miejscu, a miał do odrobienia aż 91 punktów.
Wszystko miało się zatem wyjaśnić jeszcze przed końcem konkursu. Już skok Schustera - 135 metrów - wskazywał, iż Tomasiakowi trudno będzie wypuścić z rąk taką przewagę w klasyfikacji generalnej. Ale Polak wręcz zdeklasował austriackiego rywala. Trafił na znakomite warunki - blisko 1,5 metra na sekundę wiatru pod narty - i świetnie je wykorzystał. Ależ to była bomba: 144,5 metra z pięknym telemarkiem przy lądowaniu! W takim stylu wygrywają najlepsi.
Tomasiak już wtedy był zatem pewny zwycięstwa w klasyfikacji generalnej. Pozostała odpowiedź na pytanie: który skończy w ostatnim konkursie cyklu? Po jego skoku obniżono belkę z 14. na 13. i rywale mieli kłopoty z tym, żeby dorównać Tomasiakowi. Zmieniły się też warunki, wiatr nie ułatwiał sprawy. Ostatecznie Polaka pokonali tylko Szwajcar Gregor Deschwanden (145 i 143 metry), Niemiec Felix Hoffmann (142 i 135 metrów) i Słoweniec Domen Prevc (133 i 139,5 metra). Tomasiak awansował zatem z dziesiątego na czwarte miejsce. Szkoda, iż nie stanął na podium, ale i tak mógł świętować swój wielki sukces. W konkursie punktował jeszcze Klemens Joniak, który był 13., a po pierwszej serii i skoku na 135 metrów choćby wyprzedzał Tomasiaka, zajmując dziewiąte miejsce. Niestety, po obniżeniu belki uzyskał tylko 126 metrów i spadł o cztery pozycje.
Czekaliśmy na to zwycięstwo ponad sześć lat! Jest też dodatkowe miejsce na zimę
W klasyfikacji generalnej Tomasiak zdobył łącznie 362 punkty. Jonas Schuster stracił do niego 50, a Clemens Aigner 134 punkty.
Ostatni raz, gdy polski skoczek wygrał cykl Letniego Pucharu Kontynentalnego, to 2019 rok i zwycięstwo Klemensa Murańki. W niedzielę minęło od niego równo 2212 dni. Sześć lat musieliśmy czekać na siódmy taki sukces w historii polskich skoków. Przed Tomasiakiem LPK wygrywali też Robert Mateja (2004), Marcin Bachleda (2005), Kamil Stoch (2010), Aleksander Zniszczoł (2011), Jakub Wolny (2014) i wspomniany Murańka (2017 i 2019).
A triumf w klasyfikacji generalnej Tomasiaka to nie wszystko. Dzięki swoim świetnym wynikom zapewnił także Polakom dodatkowe miejsce w kwocie startowej na aż 12 konkursów otwierających sezon Pucharu Świata, już zimą. Chodzi o zawody w Lillehammer, Falun, Ruce, Wiśle, Klingenthal i Engelbergu. Do tego w niedzielę wystarczało mu tylko 17. miejsce, więc jego czwarte miejsce nie pozostawiło żadnych wątpliwości. Dzięki zwycięstwu w Klingenthal przed Jonasa Schustera w decydującej o przyznaniu dodatkowych miejsc klasyfikacji periodu wysunął się Gregor Deschwanden. Trzecią pozycję, o punkt przed Schusterem i dwa przed Niemcem Felixem Hoffmannem, zajął Tomofumi Naito. Kwoty poza Polską powiększyły zatem Szwajcaria i Japonia.
Według informacji przekazywanych przez trenera kadry A polskich skoczków, Macieja Maciusiaka, Tomasiak ma teraz pozostać w Niemczech, gdzie już za tydzień odbędą się finałowe zawody cyklu Letniego Grand Prix. To będzie dla 18-latka prawdziwy sprawdzian tego, gdzie świetna forma pozwoli mu się znaleźć zimą.
W "Kontynentalu" pokonywał Austriaków z Niklasem Bachlingerem, Jonasem Schusterem czy Markusem Muellerem na czele, do tego najlepszych młodych skoczków z Niemiec czy Norwegii, a choćby takich z czołówki poprzednich sezonów - choćby Szwajcara Gregora Deschwandena. W teorii takie rezultaty oznaczają szanse na solidne skakanie w Pucharze Świata - punkty, a być może i coś więcej. U polskich skoczków wielokrotnie pojawiały się jednak problemy z przejściem na najwyższy poziom rywalizacji. Oby teraz ich nie było. Tomasiak udowodnił już, iż ma w tej chwili wszystko, żeby zabłysnąć i wśród najlepszych skoczków na świecie. Tego bardzo potrzeba całym polskim skokom.