Domino ruszyło. Leicester Lions rozpoczęli prawdziwą lawinę, o ile chodzi o rozrachunek na brytyjskim rynku. Max Fricke, który myślał o angażu w Danii, otrzymał ofertę nie do odrzucenia. King’s Lynn Stars, bez wyjątku. marzyli o pewnym swego numerze jeden. Przez ostatnie lata byto to karkołomna misja, która często kończyła się niepowodzeniem. Australijczyk ma być odpowiedzią na ostatnie problemy, a choćby dodać nowej jakości drużynie z Adrian Flux Areny.
Szybka akcja
Zaraz po ogłoszeniu, iż Fricke opuszcza Leicester Lions, działacze z King’s Lynn przystąpili do działania. W momencie, kiedy rynek jest niestabilny przez brak deklaracji startu niektórych zespołów, Stars mają możliwość do pływania między zawodnikami.
– Nie myśleliśmy o większych zmianach, bo byliśmy naprawdę mocni. Jedynie kontuzje nam pokrzyżowały szyki – powiedział Rob Lyon dla klubowych mediów. – Podczas dyskusji o zmianach zrozumieliśmy, iż nie jesteśmy w stanie znaleźć odpowiednio mocnej rezerwy i nie zostać w tyle. Kiedy tylko się dowiedzieliśmy o odejściu Maxa, natychmiast przystąpiliśmy do ofensywy. King’s Lynn nie miało rozpoznawalnego numeru jeden od 2019 roku, więc czemu nie spróbować? Mamy pojęcie, iż to zabiera sporo punktów z limitu, ale nie mamy wyjścia.
To ten sezon?
Powiedzmy sobie szczerze, iż w tej chwili King’s Lynn Stars są w komfortowej sytuacji. Nie doszło do licytacji odnośnie ich nowego numeru jeden, a sam Max Fricke wybrał pozostanie w lidze brytyjskiej. Ponadto nie będzie narzekał na zarobki, więc sytuacja zdecydowanie komfortowa dla obu stron. Pozostaje jednak pytanie – czy to ten sezon? Stars od lat próbują wejść do fazy play-off, ale zawsze kończą z problemami natury kadrowej. w tej chwili znamy trzy nazwiska. Poza Fricke zobaczymy również Chrisa Harrisa i Jana Kvecha. Wiele wskazuje również na to, iż w kadrze pozostanie Luke Harrison czy Nicolai Klindt. Ben Cook, ze swoim nowym CMA, będzie kąskiem dla wszystkich z klubów.
Max Fricke
