W Polsce istnieje pewien paradoks: z jednej strony coraz więcej osób regularnie biega, trenuje, jeździ na rowerze i startuje w zawodach. Trend ten potwierdzają dane Strava, według których liczba aktywnych użytkowników z Polski zwiększyła się o ponad 22% w ostatnich latach. Z drugiej, wciąż funkcjonuje silne przekonanie, iż po wysiłku „należy się piwko”, a integracja firmowa bez alkoholu jest jak maraton bez mety.
Chociaż oba światy, ten biznesowy i sportowy, rządzą się zupełnie innymi prawami, to łączy je jeden mechanizm: presja. A tam, gdzie jest presja, szukamy rozluźnienia. Dla jednych to trening. Dla innych kieliszek. W polskiej kulturze bardzo często… jedno i drugie.
– Ludzie naprawdę chcą odpocząć od napięcia. Problem w tym, iż często zaczynają od rzeczy, które je zwalniają, a nie rozwiązują – mówi Piotr Kościelny, założyciel Fundacji SoberNET.
Problem w tym, iż organizm traktuje te dwa bodźce dokładnie jak przeciwstawne siły. jeżeli sport jest gazem, to alkohol jest ręcznym hamulcem. I to nie jest opinia, to nauka. jeżeli trening jest bodźcem adaptacyjnym, który wzmacnia organizm, to alkohol jest bodźcem deadaptacyjnym, który te procesy zatrzymuje albo spowalnia.
Alkohol nie jest „nagradzaniem” ciała
W środowisku sportowym powtarza się niekiedy narrację o „jednym piwie, które pomoże uzupełnić elektrolity”. Problem polega na tym, iż badań na tę tezę… nie ma. Są za to badania pokazujące coś odwrotnego. Zespół dr Louise Burke z Australian Institute of Sport pokazał, iż alkohol po treningu obniża syntezę białek mięśniowych choćby o 37%, co oznacza, iż ciało regeneruje się wolniej, słabiej, a czasem – wcale. choćby „jedno piwo” wypite po biegu nie jest obojętne, Sprawia, iż odwodnienie utrzymuje się dłużej, mikrourazy gorzej się goją, tętno spoczynkowe rośnie, jakość snu spada, a tkanka mięśniowa nie odbudowuje się na czas.
Alkohol jest depresantem. Zaburza funkcję neuroprzekaźników, wpływa na koncentrację i obniża jakość snu REM. To dokładnie ta faza, która odpowiada za przetwarzanie bodźców treningowych i uczenie motoryczne.
– W Fundacji często powtarzamy: nie ma czegoś takiego jak alkohol ‘dla regeneracji’. Każda dawka to zabranie organizmowi tego, co właśnie sobie wypracował – dodaje Piotr Kościelny.
Krótko: alkohol nie jest neutralny. Alkohol jest regresywny. Sport rozkręca organizm, alkohol go wyłącza. To jakby po treningu zdjąć buty do biegania i założyć ołowiane.
Dlaczego więc tak wielu ludzi biznesu wciąż łączy bieganie i alkohol?
Bo oba dają poczucie ulgi. Trening zdrowo i trwale, natomiast alkohol szybko, ale krótkotrwale, z rachunkiem na jutro.
Przedsiębiorcy, menedżerowie i osoby na wysokim ciśnieniu zawodowym często traktują sport jako sposób na oddech. I słusznie, aktywność fizyczna obniża poziom kortyzolu, poprawia koncentrację, zwiększa odporność psychiczną. Ale polska kultura dołożyła do tego drugi rytuał: „dobrze pobiegaliśmy – to teraz się napijemy”, „zamknęliśmy projekt – to świętujemy”, „dobiegliśmy do mety – należy się nagroda”. Tyle iż jeden z tych rytuałów wspiera organizm, a drugi mu szkodzi.
Sport buduje networking. Alkohol tylko go imituje
W świadomości wielu wciąż pokutuje przekonanie, iż to alkohol tworzy relacje, iż kieliszek „zbliża ludzi” i ułatwia rozmowę. Tymczasem badania z University of Oxford pokazują coś innego: to wspólna aktywność fizyczna dużo silniej buduje poczucie wspólnoty niż wspólne picie. Grupa, która trenowała razem szybciej ufała sobie, łatwiej współpracowała, lepiej podejmowała decyzje jako zespół. Bo wysiłek synchronizuje. Łączy. Otwiera. Networking zbudowany podczas wspólnego biegu jest prawdziwy. A ten po drinku często tylko wydaje się głębszy.
To nie przypadek, iż w środowiskach biznesowych powstają biegowe grupy networkingowe, iż coraz więcej firm organizuje sportowe onboardingowe, a nie „wieczory integracyjne”. Wpływ jest długofalowy: mniej absencji, mniej problemów zdrowotnych, więcej energii, lepszy humor, lepsze wyniki.
Dane WHO pokazują, iż jedna noc słabego snu obniża efektywność poznawczą choćby o 30%. A alkohol, choćby w małych dawkach, jakość snu upośledza.
– Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć jedno: rozmowa po treningu jest bardziej szczera niż rozmowa po kieliszku. I dużo bardziej produktywna – podsumowuje założyciel Fundacji SoberNET, którapowstała po to, aby zmieniać kulturę biznesu w Polsce. Żeby pokazać, iż trzeźwość nie jest wyrzeczeniem, tylko przewagą. A networking bez alkoholu jest możliwy, zdrowy i bardziej autentyczny.
Wspólna meta, nie wspólny kieliszek
Wbrew mitom sport i alkohol nie są równoległymi ścieżkami życia. To przeciwnicy. Każdy, kto choć raz robił „długi bieg” po zakrapianym wieczorze, zna tę różnicę: ciało jest ciężkie, oddech płytki, mięśnie jakby obrażone na właściciela. Organizm jasno mówi: „najpierw mnie niszczysz, a potem oczekujesz ode mnie formy?”.
Ale jest drugi obrazek, coraz częstszy: zespół biegowy z dużej korporacji, który przed pracą robi wspólną piątkę, grupa founderów, którzy zamiast siedzieć do 2:00 rano nad winem, idą rano na saunę i zimną kąpiel, albo menedżer, który zamiast „na jedno piwo” mówi: „chodźmy pobiegać”. To powoli staje się nową normą.
Mniej alkoholu, więcej energii
Alkohol nie jest wrogiem człowieka. Jest wrogiem regeneracji, koncentracji i odporności. Sport nie jest fanaberią, jest inwestycją w mózg, serce i wynik. W czasach, gdy biznes wymaga klarowności, szybkiego myślenia i odporności psychicznej, oba wybory widać jak na dłoni: Trening buduje. Alkohol odbiera. Dlatego coraz więcej ludzi biznesu, sportowców amatorów i menedżerów traktuje trzeźwość jako przewagę, a nie wyrzeczenie. I to nie tylko w pracy, ale też na trasie biegu, na macie, na rowerze, na siłowni.
Bo kiedy ciało odpoczywa lepiej, mózg pracuje szybciej. Kiedy jest mniej alkoholu, jest więcej energii. A kiedy zamiast lampki wybierasz trening… to organizm, nie alkohol, daje nagrodę.
Źródło: Fundacja SoberNET

1 godzina temu











