FIS zobaczył wynik Polaka i od razu go skreślił. Ujawniamy

2 tygodni temu
Zdjęcie: Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl


W Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) powstała naukowa specgrupa, która sprawdza np. czy rzeczywiście dzięki większym kombinezonom skoczkowie latają dalej - dowiedział się Sport.pl. Przeprowadzono test u Polaków, a wyniki jednego z nich nie zostały uwzględnione w badaniu.
Technologia i sprzęt odgrywają wielką rolę w nowoczesnym świecie sportu, a co zimę przekonujemy się o tym, jak ważne są dla skoczków narciarskich. Ciągle brakuje jednak twardych danych na potwierdzenie wielu tendencji, o których w środowisku mówi się od dawna. Choćby tego, iż więcej materiału w odpowiednio uszytym kombinezonie skoczka przekłada się na lepsze odległości. Wśród znawców skoków to oczywistość, ale nie do końca udowodniona, a już na pewno nie oficjalnie przez FIS.


REKLAMA


Zobacz wideo Ujawniamy kulisy kadry skoczków. Tak pracuje jej najważniejszy człowiek


Polacy wzięli udział w tajnym teście FIS. Oto szczegóły
Właśnie dlatego działacze międzynarodowej federacji, iż pora to naprawić. Na potrzeby tego i podobnych badań powstała specgrupa "Science And Ski Jumping". Zespół stworzony wewnątrz FIS skupia się wokół najważniejszych i najbardziej aktywnych naukowców pracujących wokół dyscypliny w różnych krajach. Jej pomysłodawcą był Fin Mikko Virmavirta z Uniwersytetu w Jyvaskyli. Bada skoki już od blisko 40 lat, a wcześniej pracował z niektórymi fińskimi skoczkami.
Poza nimi mózgami grupy są współpracujący z Niemcami Soren Mueller z Instytutu Nauk o Szkoleniu Stosowanym (IAT) w Lipsku, a także pomagający Norwegom Ola Elfmark z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii (NTNU) w Trondheim. W oryginalnym składzie grupy znalazło się też miejsce dla Włoszki Veroniki Bessone z grupy AMBU na Uniwersytecie Technicznym w Darmstadt w Danii. Kilka miesięcy temu dołączył do niej Piotr Krężałek, biomechanik z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie współpracujący z Polskim Związkiem Narciarskim.


I włączenie Krężałka do grupy było kluczowe, żeby polscy skoczkowie mogli zostać dołączeni do procesu badawczego nowego tworu w FIS. Szczegóły jego działania przez długi czas pozostawały tajne, podobnie jak dane z przeprowadzanych w ostatnich miesiącach testów. O tym, iż naukowcy chcą mieć na papierze zależność odległości na skoczni od ilości materiału użytego do uszycia kombinezonu, dowiedzieliśmy się wiosną podczas spotkań subkomitetów FIS w Pradze. Badanie zakładało testowanie trzech kombinezonów: powiększonego o dwa centymetry w stosunku do wymiarów ciała (mały), o cztery (średni, jako traktowany jako odnośnik, jako strój bazowy, zwykły) i o sześć (duży). Warto zaznaczyć, iż powiększano obwód kombinezonu, a nie np. ilość materiału na wysokości krocza.
Do tamtej chwili Polacy nie brali udziału w przeprowadzanych testach - analizowano jedynie treningi Norwegów i Niemców. I z uzyskanych wówczas danych kilka dało się wywnioskować. Przedstawiający wyniki Ola Elfmark mówił tylko, iż przypuszczenia o tym, iż im więcej materiału w kombinezonie, tym dalej skoczek poleci, się sprawdzają, ale badania trzeba pogłębić i uzupełnić o skoki w równych warunkach, czy wykonywane przez coraz lepszych skoczków. Wtedy udało się namówić do pomocy w testach skoczków maksymalnie na poziomie Pucharu Kontynentalnego.


Wszystko zmieniło się późnym latem i jesienią. Wtedy, choć u Niemców wciąż sprawdzano tylko wyniki jednego zawodnika z PK (trzy sesje we wrześniu), to u Norwegów w badaniach FIS podczas obozu w Trondheim pomogła kadra narodowa (cztery sesje w sierpniu). A kilka tygodni później dołączyli do nich Polacy, u których wyniki zaczerpnięto z treningów jednego skoczka z Pucharu Świata oraz dwóch z Pucharu Kontynentalnego. Pochodziły z obozów w Wiśle i Zakopanem. Jednak nie wszystkie wykorzystano przy analizie danych.
Wyniki jednego z Polaków trzeba było wykreślić. Wykryto anomalię
Naukowcy u jednego z Polaków zauważyli anomalię. W wynikach jednego ze skoczków na poziomie PK wyszła odwrotna tendencja do najczęściej pojawiającej się w analizach - najlepiej skakał w najciaśniejszym stroju. Tu z pomocą przyszli trenerzy. Wspólnie z naukowcami stwierdzili, iż wyniki trzeba wykreślić i nie brać ich pod uwagę, a to ze względu na zbyt chwiejną i słabą formę skoczka. Dane zależały tu w zbyt dużej mierze od jego dyspozycji i tym samym przestał być dobrym obiektem testów.
Jak wyglądały wyniki pozostałych dwóch Polaków? Cóż, nie różniły się wiele od założeń przyjętych wcześniej przez członków grupy badawczej FIS. W obu przypadkach wyniki wskazały znaną już tendencję: najdłuższe skoki zostały oddane w największym kombinezonie.
Strój powiększony o sześć centymetrów w stosunku do pomiarów ciała pozwolił na osiągnięcie noty od 80 do 95 punktów (punkty za odległość, wiatr i długość rozbiegu – wszystko mierzono u Niemców i Norwegów, a u Polaków nie mierzono siły wiatru). Tego typu noty czasem pozwalają choćby wygrywać treningi w Pucharze Świata. Kombinezon nazywany odnośnikiem (średni) dał możliwość uzyskania od około 70 do ponad 80 punktów. W przypadku najmniejszego z kombinezonów wyniki kręciły się wokół 55 i blisko 70 punktów.


W testach Polaków jedyna różnica w stosunku do wyników Norwegów czy Niemców to skala różnicy pomiędzy poszczególnymi strojami. W przypadku Polaków była ona najmniejsza. Na to może mieć jednak wpływ sporo czynników - od jakości materiałów przez formę zawodników aż do warunków na skoczni. Trudno to zatem potraktować inaczej niż jako małą ciekawostkę.
Fiński naukowiec uderza w FIS. Padły słowa o zakładnikach
Co ten test dał działaczom FIS? Przede wszystkim potwierdzenie tego, o czym w skokach do tej pory tylko się mówiło. Test pokazał jasno, jak zwiększanie ilości materiału w kombinezonie może pomagać zawodnikom na skoczni. Jednak zdaniem członka grupy badawczej federacji, Mikko Virmavirty, to dopiero pierwszy krok w kierunku poważniejszych testów. To program podstawowy, a potrzeba o wiele bardziej zaawansowanych działań.
- O tym, co wykazały badania kombinezonów u Norwegów, Niemców i Polaków wiedzieliśmy już dawno. Takie wyniki na papierze to dobry początek działania naszej grupy nad większymi projektami. To nie nowe informacje, ale potrzebne liczby. Cieszę się, iż FIS zaczął zajmować się takimi sprawami - przekazał Virmavirta w "BalcerSki podcast".


Jednocześnie Fin krytykuje FIS za to, w jaki sposób nadzoruje działania grupy. - Sandro Pertile pojawia się na naszych zebraniach. Mówi, iż lubi te spotkania, choć nie rozumie nic z tego, czym się zajmujemy. Mógłbym prowadzić je tylko z innymi naukowcami, ludzie z FIS nie są nam tu potrzebni. Zdecydowalibyśmy, jak możemy kontynuować badania i w jakim pójść kierunku. Zebrane dane o kombinezonach nie posłużą nam w znacznym stopniu do dalszego rozwoju. Potrzebujemy nowych, innych zadań i wyzwań - stwierdził Virmavirta.


Naukowiec nie jest też do końca zadowolony z tego, jakie funkcje poza obecnością w grupie badawczej pełnią jego koledzy. Twierdzi, iż jeżeli ktoś poświęca się działaniu dla dobra skoków narciarskich, powinien myśleć o interesie tego sportu, a nie swoim własnym. - Nie powinni starać się łączyć interesu kadr ze swoich państw z tym, co proponują w kontekście zmian w przepisach dotyczących skoków. To kreuje spore zagrożenie. Ola Elfmark pracuje z Norwegami i ich komitetem olimpijskim, jest wewnątrz ich przygotowań czy rozwoju technologicznego. Soren Mueller pracuje dla instytutu, który zdobywa i analizuje wiele danych, ale praktycznie z nikim się nimi nie dzieli, nigdzie tego nie publikuje. W taki sposób ci, którzy chcą pracować na rzecz skoków, stają się zakładnikami interesu krajowych związków i poszczególnych zespołów. To się nie powinno dziać - wskazał Mikko Virmavirta.


Na ten aspekt zwracał uwagę już rok temu trener Polaków Thomas Thurnbichler, ale nikt nie skomentował tematu szerzej i nie pociągnął tego wątku. Dla większości osób ze środowiska działania naukowców na rzecz własnego interesu i korzyści dla niektórych kadr ze świata skoków to pewnego rodzaju kompromis. Bo naukowców specjalizujących się w badaniu tej dyscypliny nie ma wielu, a bez nich nie będzie przybywać danych do analizy, wyciągania wniosków, a następnie podejmowania decyzji. Te osoby muszą mieć jednak świadomość, iż to niebezpieczna gra, na której kiedyś skoki mogą wyraźnie stracić.
Idź do oryginalnego materiału