Finał Ligi Mistrzów. FC Barcelona nie ma już na co liczyć

6 miesięcy temu

Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. O sile tego piłkarskiego powiedzenia przekonał się Robert Lewandowski. Po meczu przeciw Paris Saint-Germain napastnik FC Barcelona słyszał komplement za komplementem. Choć nie strzelił gola w Paryżu, był jednym z bohaterów tamtego widowiska. Podkreślano, iż pokazał dojrzałość, klasę i boiskową mądrość. Po prostu wzór piłkarza. A tydzień później? – Sfrustrowany, nieudolny, bezmyślny! – grzmiały hiszpańskie media. Trudno jednak nie wściekać się nie tylko na Lewandowskiego, ale przede wszystkim na Ronalda Araujo. Urugwajczyk, który jeszcze w pierwszej połowie rewanżu z PSG dostał czerwoną kartkę, jest głównym winowajcą blamażu. – Nieodwracalnie zdemolował cały plan, jaki miał na ten wieczór trener Xavi – czytamy w katalońskiej prasie. Do incydentu z wykluczeniem obrońcy z boiska gospodarze mieli dwubramkową przewagę w dwumeczu. Wystarczyło zachować spokój i kontrolować spotkanie, ale grając w dziesiątkę, nie było na to szans. Rozpędzony Kylian Mbappe i spółka konsekwentnie punktowali rozbitą Barcelonę, spuszczając jej bolesne lanie 4:1. Wynik nie pozostawia wątpliwości, komu należał się awans do półfinału. W stolicy Francji wygraną nazwano symbolicznym odwetem za historyczną porażkę z marca 2017 roku, kiedy PSG przegrało w Katalonii aż 6:1. W klubie finansowanym przez arabskich szejków zapanowała radość, ale ambicje sięgają wyżej. – To jeden z najpiękniejszych dni, od kiedy jestem w Paryżu. Ale nie zamierzamy się na tym zatrzymać – deklaruje Nasser Al-Khelaifi, katarski biznesmen, prezes PSG. W Paryżu wciąż czekają na pierwszy triumf w prestiżowej Lidze Mistrzów. – Czy to ten sezon? – pytają z nadzieją piłkarscy eksperci znad Sekwany.

Barcelona płacze, Madryt świętuje!

A adekwatnie pół Madrytu sympatyzujące z Realem, mającym patent na wygrywanie Pucharu Europy (rekordowe 14 triumfów). Niewykluczone, iż w tym sezonie „Królewscy” zdobędą kolejny puchar. Choć po remisie 3:3 z broniącym tytułu Manchesterem City przed rewanżowym starciem w Anglii byli skazywani na porażkę. I rzeczywiście, „Obywatele” atakowali bramkę Realu jak opętani. Rewelacyjnie między słupkami spisywał się jednak rezerwowy bramkarz Andrij Łunin. Ukrainiec był też bohaterem serii rzutów karnych (po 120 minutach gry wciąż mieliśmy nierozstrzygający niczego remis). W loterii, jak nazywane są rzuty karne, chłodniejsze głowy zachowali gracze Realu i to oni mogli oddać się szaleńczym tańcom pod sektorem kibiców gości. Porażkę z godnością i zaskakującym opanowaniem przyjął Pep Guardiola, trener Manchesteru. – Przy takiej dominacji w każdym innym sporcie pewnie byśmy wygrali. Ale futbol bywa brutalny – powiedział 53-latek.

W półfinałach zabraknie angielskich, włoskich czy portugalskich klubów, a zamiast nich są dwie niemieckie ekipy. Bayern Monachium odprawił z kwitkiem Arsenal Londyn, zaś Borussia Dortmund poradziła sobie z Atletico Madryt. Bawarczyków czeka teraz konfrontacja z Realem, natomiast nieobliczalna Borussia będzie chciała napsuć krwi PSG. Niemcy górą? Śmiało można mówić o świetnych czasach niemieckiej piłki. Zwłaszcza iż ani jedni, ani drudzy półfinaliści Champions League nie są w tej chwili najlepszą drużyną Bundesligi. Tą został po raz pierwszy w dziejach Bayer Leverkusen. Wiele wskazuje, iż „potwór z Leverkusen”, którego stworzył hiszpański trener Xabi Alonso, wniesie wiele ożywienia do następnej edycji Ligi Mistrzów. Zanim się o tym przekonamy, trzeba dokończyć sezon. W pierwszej połowie maja półfinały, a potem – 1 czerwca – gra o wszystko na Wembley.

Idź do oryginalnego materiału