Fatalne wieści dla Barcelony są wspaniałe dla Lewandowskiego. Mają nóż na gardle

4 godzin temu
Przygotujcie się, bo czeka nas prawdziwe bombardowanie. Chodzi oczywiście o Roberta Lewandowskiego. Im dłużej Polak nie będzie grał, tym częściej hiszpańskie media będą odpalać kolejne transferowe bomby. Na szczęście dla napastnika naszej reprezentacji to tylko niewybuchy. Barcelona musi uporać się najpierw z dużo poważniejszym problemem, zanim zacznie myśleć o zastąpieniu Polaka.
Serhou Guirassy z Borussii Dortmund, Moise Kean z Fiorentiny, Victor Osimhen z Napoli (tymczasowo w Galatasaray), Viktor Gyokeres ze Sportingu, Darwin Nunez z Liverpoolu, Alexander Isak z Newcastle - naprawdę imponująca wyliczanka. A to przecież tylko "newsy" z ostatnich kilku tygodni. Tego będzie więcej. Hiszpańskie media będą nas zasypywać potencjalnymi następcami Roberta Lewandowskiego z coraz większą intensywnością.


REKLAMA


Zobacz wideo


Lewandowski leczy kontuzję, media oszaleją
I są ku temu co najmniej trzy powody. Po pierwsze: Lewandowski doznał kontuzji i nie zagra w co najmniej dwóch ważnych meczach - z Realem w finale Pucharu Króla i w pierwszym meczu półfinału Ligi Mistrzów z Interem. Co będzie dalej, na razie nie wiadomo, ale są już tacy, którzy straszą, iż sezon dla Polaka mógł już się skończyć.
Po drugie: Lewandowski jest już w zaawansowanym jak na piłkarza wieku. W sierpniu skończy 37. rok życia. Nie było jeszcze zawodnika, który imponującą formę zachowywałby tak długo.


A po trzecie: zbliża się okienko transferowe i każdy hiszpański dziennikarz chciałby trafić i jako pierwszy napisać, iż taki czy inny zawodnik trafi na Camp Nou - najlepiej jako sukcesor Lewandowskiego.
Jednak na razie wszystkie te doniesienia nie mają wiele wspólnego z prawdą. I w ogóle są one tak prawdopodobne, jak to, iż Doda miała śpiewać hymn Polski przed Euro 2012. Albo, iż Diego Maradona miał przejść do Legii, o czym informował "Express Wieczorny" 1 kwietnia 1983 czy 1984 roku.


Transferowe możliwości Barceloną są na razie zamrożone
Na razie Barcelona ma większy ból głowy niż to, jak zastąpić Lewandowskiego. adekwatnie cała aktywność transferowa klubu została tymczasowo zamrożona. A głównym powodem jest fakt, iż przebudowa Camp Nou jest opóźniona o co najmniej 10 miesięcy. I już wiadomo, iż drużynie nie uda się wrócić na stadion na start nowego sezonu. Barcelona zamierza poprosić, żeby kataloński zespół mógł zacząć rozgrywki od serii meczów na wyjeździe. Nie byłoby to niczym niezwykłym. W podobnym przypadku władze ligi poszyły na rękę Realowi Madryt w 2022 roku, gdy ten kończył przebudowę Santiago Bernabeu.
Ale Barcelonie nie chodzi tylko o to, iż nie ma gdzie rozgrywać meczów w nowym sezonie - umowa z radą miejską o dzierżawie Estadi Olimpic Lluis Companys wygasa w maju. A w dodatku nie można jej przedłużyć, bo obiekt już został wynajęty od czerwca 2025 roku na organizację wielu imprez niepiłkarskich. Bardziej chodzi o to, iż klub ma dosłownie nóż na gardle, a wszystko przez swoistą inżynierię finansową Joana Laporty, prezydenta klubu.


Katalończyk w styczniu obwieścił, iż sprzedał na 30 lat 475 tzw. miejsc VIP na nowym Camp Nou. Z tego tytułu klub miał zarobić 100 mln euro. Miało to wystarczyć na to, żeby udało się zarejestrować na stałe Daniego Olmo i Pau Victora, którzy wcześniej zostali zatwierdzeni do gry tylko tymczasowo w miejsce kontuzjowanych kolegów. Co więcej, umowa miała dać klubowi możliwość powrotu do zasady 1 za 1, czyli iż każde pozyskane euro przez klub może zostać wydane na transfery lub pensje zawodników. Wcześniej z powodu gigantycznego zadłużenia kataloński klub musiał więcej zarabiać niż wydawać. Co prawda umowę o miejscach VIP udało się zawrzeć już po terminie wyznaczonym przez ligę, ale dzięki przychylności hiszpańskiego rządu, Olomo i Victor zostali zatwierdzeni do końca sezonu.
Z budżetu Barcelony wyparowało 100 mln euro. Klub walczy z czasem
Cała sprawa ma jednak dalszy ciąg. Firmy audytorskie, które dokonywały sprawdzenia tegorocznego budżetu Barcelony na potrzeby klubu i ligi odmówiły uwzględniania umowy na miejsca VIP w bilansie. Oznacza to, iż kataloński klub znów jest na minusie i znów musi walczyć o zatwierdzenie Victora i Olmo na kolejny sezon. Co więcej, ta decyzja blokuje wszelkie ruchy transferowe w lecie.


Powód, dla której audytorzy odmawiają uwzględnienia umowy na miejsca VIP, jest prozaiczny: tych miejsc jeszcze fizycznie nie ma. Ta część trybun nowego Camp Nou jest dopiero w budowie.
Teraz klub walczy z czasem. Przychylność okazały mu władze miejskie. Dzięki nim od początku kwietnia prace budowlane na stadionie realizowane są od poniedziałku do piątku przez 24 godziny na dobę, a w sobotę od 10 do 20. Ten rytm prac klub ma nadzieję zachować przez całe lato. Dzięki temu jest nadzieja, iż loże VIP zostaną wybudowane do końca sierpnia i audytorzy uwzględnią umowę, za którą Laporta wziął pieniądze już w styczniu.
Javier Tebas nie odpuści. Barcelona na cenzurowanym
Niemniej jednak, dopóki cały bałagan trwa, Lewandowski może spać spokojnie i oczekiwać nowego sezonu. Po pierwsze dlatego, iż Polak ma istotny kontrakt na kolejne rozgrywki. Po drugie: Barcelona nie kupi nowego napastnika, dopóki nie będzie mieć gwarancji, iż jej transfery z ubiegłego roku i przedłużone umowy z bieżącego roku zostaną zatwierdzone na stałe przez La Ligę.


W dodatku Javier Tebas, szef ligi, już nie chce, żeby Laporta kolejny raz wystawił go do wiatru swoją żonglerką tzw. dźwigniami finansowymi i sprzedażą aktywów, których klub nie posiada. Barcelona może mieć pewność, iż liga dogłębnie sprawdzi jej możliwości finansowe, zanim pozwoli pozyskiwać nowych zawodników.


W nowym sezonie Camp Nou będzie miało jeszcze ograniczoną pojemność. Pełna przebudowa zostanie ukończona dopiero w czerwcu 2026 roku. Wtedy stadion będzie mógł pomieścić 105 tys. widzów.
Idź do oryginalnego materiału