To, iż pewni awansu do 1/8 finału mistrzostw świata są już m.in. Belgowie, Bułgarzy i Turkowie, walczyć wciąż o niego w ostatniej rundzie fazy grupowej będą musiały takie potęgi siatkarskie jak Włochy i Francja, a szans nie mają już Japończycy, brzmi jak scenariusz z gatunku science fiction. Ale został on w ostatnich dniach zrealizowany na Filipinach. A jeden z Holendrów liczy po cichu, iż taka tendencja może pomóc jego drużynie w środowym meczu z Polakami.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Niewinny początek, a potem ruszyła fala. Dwie sensacje w kilka godzin. Szaleństwo i chaos
Zaczęło się niewinnie, bo od wygranego w poprzednią sobotę seta przez skazywaną na pożarcie Libię w meczu z Kanadą. Ale potem kolejne niespodzianki gromadziły się w szybkim tempie i coraz częściej w opisach meczów pojawiało się określenie "sensacja". Sporo osób przecierało oczy ze zdumienia np. kiedy Finowie prowadzili 2:0 z Argentyną. Ostatecznie drużyna Marcelo Mendeza uniknęła większej wpadki, ale punkt straciła. Dobrze znanego w Polsce za sprawą kilkuletniej pracy w Jastrzębskim Węglu trenera spotkałam kilka godzin później przypadkowo w hotelu, w którym mieszka część uczestników turnieju.
- Graliśmy po prostu źle - przyznał sympatyczny szkoleniowiec.
Jego drużyna zrobiła potem swoje, pokonując pewnie Koreę Południową, ale zajmujący 20. miejsce w światowym rankingu Finowie wcale się nie zatrzymali. We wtorek byli sprawcami jednej z dwóch sensacji - wygrali 3:2 z Francuzami (4.), mistrzami olimpijskimi z Tokio i Paryża. Ci ostatni zaś w ostatniej rundzie zmierzą się z Argentyńczykami i żadna z tych mocnych ekip nie pozostało pewna awansu. A za ich plecami czai się zespół ze Skandynawii, który jest wymarzonego sukcesu bardzo blisko, bo raczej nie powinien mieć problemu z będącymi outsiderem w tej grupie Azjatami.
Kilka godzin później, w tej samej hali - Smart Araneta Coliseum - padł kolejny wynik, którego nikt się nie spodziewał. Broniący tytułu Włosi, wiceliderzy światowej listy, przegrali 2:3 z plasującymi się na 17. pozycji Belgami. Choć na dobrą sprawę mogą się cieszyć z wywalczenia choćby punktu, bo było już 0:2 w setach. Ekipa Italii z posępnymi minami gwałtownie przechodziła potem przez strefę wywiadów, a Belgowie mogli fetować razem z żywiołową grupką swoich fanów.
- W teorii nie ma znaczenia, z kim wygrywasz - musisz po prostu mieć odpowiednią liczbę zwycięstw, by awansować do fazy pucharowej. Ale pod kątem podkręcenia pewności siebie to, co zrobiliśmy, to szaleństwo. Graliśmy tak dobrze, jak jeszcze nigdy - opowiadał dziennikarzom podekscytowany Ferre Reggers.
Rewelacyjny 22-latek był bohaterem swojej drużyny - zdobył 31 punktów. Po długim i zaciętym meczu spytałam, jak się mają jego nogi po wykonaniu aż 53 ataków. Choć już od jakiegoś czasu jest liderem i może się wydawać, iż dla niego to normalna sytuacja.- Nie, to nieprawda. To nie jest normalne dla nikogo. Nie czuję teraz nóg. Nie wiem, jak to możliwe, iż jeszcze stoję - przyznał lider Belgów.
To właśnie jego drużyna zakończyła pełen niespodzianek wtorek, bo wcześniej także zajmujący dopiero 88. miejsce w światowym rankingu Filipińczycy pokonali Egipt (21.) 3:1, wywołując euforię u swoich rodaków.
- Kochamy chaos - napisał na portalu X jeden z internautów, podsumowując ostatnie wyniki MŚ w Manili.
A historyczne zwycięstwo gospodarzy turnieju (na otwarcie ulegli Tunezji było też potrzebne kibicom z Filipin też na otarcie łez po dwóch sensacyjnych przegranych uwielbianych przez nich Japończyków. Ci ostatni po meczach z Turkami i Kanadyjczykami nie mają na koncie choćby seta i środowe spotkanie z Libią, które miało być formalnością i przypieczętowaniem awansu będzie jedynie stypą. Będący siódmą drużyną globu Azjaci po drugiej porażce byli załamani, a trener Laurent Tillie długo siedział na krzesełku, nie mogąc zrozumieć, co się właśnie stało. Sporym zaskoczeniem były też przegrane 0:3 Niemców z Bułgarami i Serbów z Czechami oraz zwycięstwo Portugalczyków 3:1 nad Kubańczykami.
Polacy stoją z boku. "Może to zabrzmi nieco zarozumiale". Holendrzy liczą na cud
Temu wszystkiemu z boku przyglądają się Polacy, którzy jako jedyni ze światowej czołówki nie pogubili na razie punktów. Zgodnie z planem po spotkaniach z Rumunami i Katarczykami ich bilans setów wynosi 6-0. Choć i u nich na początku było ciekawie, bowiem Rumunii mieli na początku choćby piłki setowe.
- Jestem bardzo zaskoczony, bo w tych czterozespołowych grupach jedna porażka może cię wyeliminować z turnieju. Miałem takie poczucie, iż o ile w piłce nożnej takie niespodzianki się zdarzają, to w siatkówce na tego typu turnieju już nie. Raczej się spodziewałem łatwych zwycięstw faworytów - opowiadał niedawno dziennikarzom na Filipinach przyjmujący Artur Szalpuk.
Rozgrywający Marcin Komenda mówi mi wprost - o ile liczył się z tym, iż Japonia może ewentualnie nie awansować z pierwszego miejsca w tabeli, to w ogóle nie brał pod uwagę zakończenia przez tę drużynę występu na fazie grupowej. Przyjmujący Kamil Semeniuk oraz Wilfredo Leon i trener Nikola Grbić zaś smutny los Azjatów i zaskakujące przegrane innych czołowych zespołów wskazują jako nauczkę, by mieć się na baczności.
- Na papierze możesz być faworytem, ale papier nie gra. Jak nie zagrasz na swoim poziomie, to nie ma znaczenia, iż jesteś wicemistrzem olimpijskim, mistrzem Europy czy numerem jeden na świecie. To nie ma znaczenia, jeżeli nie zagrasz jak przystało na tego wicemistrza olimpijskiego - zastrzega szkoleniowiec Biało-Czerwonych.
Gdy spytałam słynnego włoskiego rozgrywającego Simone Giannellego, skąd tyle niespodzianek w tym turnieju, wskazał na podniesienie poziomu drużyn z drugiego szeregu. Na co innego wskazuje mi Reggers.
- Uważam, iż swoje robi presja. To nie tak, iż topowe zespoły na początku lekceważą te niżej sklasyfikowane, ale one muszą wygrać. Takie postawienie sprawy nakłada na nie właśnie sporą presję. A kiedy masz tylko cztery drużyny w grupie, to musisz wygrać dwa z trzech spotkań. To jest utrudnienie dla faworytów, a nam daje szansę na popisanie się i sprawienie niespodzianki - tłumaczy gwiazdor Belgów.
Gdy pytam, które rozstrzygnięcie - jego zdaniem - można uznać jak na razie za największą sensację, uśmiecha się.
- Może to zabrzmi nieco zarozumiale, ale bardzo mnie cieszy nasza wygrana i wskazałbym na nią - dodaje.
A obserwacja dotychczasowych niespodzianek i sensacji to także nadzieja dla Holendrów. - Z pewnością padło dotychczas wiele ciekawych wyników w tym turnieju, więc może to dobrze dla nas. Może i my jesteśmy w stanie pokonać Polskę - rzuca z uśmiechem Bennie Tuinstra, przyjmujący środowych rywali Biało-Czerwonych.
Wszystkie zaskakujące wyniki zaś powinny cieszyć też organizatorów MŚ na Filipinach. Dotychczas o tej imprezie sporo mówiło i pisało się w kontekście słabej frekwencji na trybunach. Teraz zaś kibice ekscytują się niespodziankami i pojedynkami, w których faworyci na koniec fazy grupowej będą walczyć nieraz o życie. A to tylko może pomóc zapełnić widownię.