Mimo wielu sprzyjających okazji i wyjściu na prowadzenie jako pierwszy, wyglądało na ro, iż Chelsea jedynie zremisuje z Liverpoolem na własnym stadionie. W 6 minucie doliczonego czasu gry Estevao przechylił szalę zwycięstwa na stronę The Blues. Jak to piszą na plotkarskich stronach? "Trybuny eksplodowały" a celebracja Marescy zakończyła się dla niego wysłaniem na trybuny!
Na początku meczu to Liverpool więcej grał piłką, ale kilka z tego wychodziło Chelsea nastawiła się na kontrataki. W 14. minucie meczu piłkę otrzymał Moises Caiced i pokusił się o atomowy strzał z dystansu - piłka wpadła w samo okienko i dała Chelsea prowadzenie.
W końcówce pierwszej połowy Liverpool zaczął się budzić i miał dwie niezłe okazje: strzał Dominika Szoboszlaia został zablokowany przed linią bramkową, a potem Milos Kerkez nie zdołał dograć piłki do Mohameda Salaha tuż przed bramką.
Na przerwę Chelsea schodziła prowadząc 1:0.
Druga połowa okazała się nardziej żwawa. W 63. minucie dośrodkowanie Szoboszlaia przedłużył Alexander Isak a do siatki trafił Cody Gakpo.
Po stracie bramki wiatr w żagle złapali Garnacho i Neto, a także Enzo Fernandez. Mecz zrobił się nieco bardziej otwarty w czym pomogli również rezerwowi: Jamie Gittens, Marc Guiu i Estevao. Anglik i Brazylijczyk odważnie uderzali z dystansu, ale paradami popisywał się Giorgi Mamardaszwili.
Bramkarz The Reds powstrzymał uderzenie Caicedo zza pola karnego, ale miał także szczęście przy główce Fernandeza, który trafił w słupek.
Obie strony wymieniały się atakami, choć groźniejsza wydawała się Chelsea. W szóstej minucie doliczonego czasu gry Marc Cucurella zzagrał przed bramkę po ziemi, a tam na wślizgu piłkę sięgnął Estevao i wbił ją do siatki.
Po trafieniu Stamford Bridge oszalało - Enzo Maresca przebiegł całe boisko aby dołączyć do celebracji za co otrzymał czerwona kartkę. Chyba się tym nie przejął, a Estevao zostaje nowym bohaterem zespołu!