„Dziś, pomimo tego, iż moje ciało wciąż jest gotowe na kolejne wyzwania, moje serce jest już gdzie indziej. Czuję, iż nadszedł czas, by swoją całą uwagę skupić na rodzinie”. To fragment długiego wpisu, w którym Wojciech Szczęsny pożegnał się z futbolem. Jak się okazało później – powiedział mu jednak „do zobaczenia”, a słowo „żegnaj” odłożył na kolejny rok.
Wraz z przybyciem Thiago Motty do Juventusu, jasne stało się, iż zasłużony włoski klub pod batutą nowego trenera czeka rewolucja. Nie ominęła ona polskiego bramkarza (który przychodził do Juventusu pod koniec kariery wybitnego Gianluigiego Buffona jako jego następca). Motta ma być kluczowym elementem przebudowy Juventusu i poukładać go według własnej wizji, na co trzeba było pozyskać środki. W ten sposób docieramy do złożonej przyczyny odejścia Szczęsnego. Jego kontrakt miał obowiązywać do końca sezonu 2024/2025. Za porozumieniem stron został jednak rozwiązany. Kwota rekompensaty z tego tytułu dla Polaka jest mniejsza niż pensja, jaką otrzymałby za rok pobytu w klubie. Juventus nie postanowił ot tak pozbyć się klasowego bramkarza, zdecydował się bowiem sprowadzić następcę Polaka – Michele Di Gregorio. Trzymanie w kadrze tak drogiego zmiennika, jakim byłby Szczęsny, nie miałoby ekonomicznego sensu. Część kibiców mogłaby się oburzyć, iż Juventus zrezygnował z takiego fachowca jak Szczęsny, ale najłatwiej wyjaśnić to stwierdzeniem, iż on i Di Gregorio w momencie swoich transferów do Juventusu rocznikowo mieli 27 lat. Włoski klub zadbał więc o swoją przyszłość, domykając sprawę następcy Polaka rok wcześniej.
Polska bajka
Prawdopodobnie Szczęsny zamierzał dograć jeszcze rok w Juventusie i wtedy przejść na piłkarską emeryturę. Ma on już ułożone życie rodzinne i zupełnie zrozumiałe jest, iż nie chciał na krótki okres wywracać go do góry nogami. Osiągnął bowiem tak dużo, iż nie musiał już nic nikomu udowadniać. Jego plany zmieniła koszmarna kontuzja Marca-André ter Stegena z 22 września, która według prognoz wykluczyła go z gry na około osiem miesięcy. Momentalnie stało się jasne, iż Barcelona pilnie potrzebuje bramkarza klasy światowej, by walczyć w tym sezonie o trofea. Z jej punktu widzenia trudno o lepszego kandydata do tej roli niż Szczęsny w momencie, gdy okno transferowe jest już zamknięte.
Ważny w tej całej historii jest też kontekst polskich kibiców. Otrzymaliśmy niepowtarzalną okazję, by śledzić poczynania dwóch polskich zawodników w FC Barcelonie w tym samym czasie. Dwóch wybitnych polskich zawodników, od lat podbijających topowe ligi zagraniczne w klubach o wielkiej marce i ambicjach. Dwie największe gwiazdy swojego reprezentacyjnego pokolenia. Dwie twarze kojarzone z erą polskiego futbolu, podczas której wreszcie możemy się cieszyć przynajmniej z tego, iż regularnie jeździmy na turnieje rangi mistrzowskiej. Dwaj przyjaciele z reprezentacji Polski, których losy w barwach narodowych układały się różnie, ale zapamiętamy ich przede wszystkim z tych pięknych momentów, których było wiele. Po latach wyboistej reprezentacyjnej drogi, Lewandowski i Szczęsny będą mogli ją podsumować jako kluczowi zawodnicy klubu, który w klasyfikacji największych drużyn na świecie, prawdopodobnie znalazłby się na podium.
Najpiękniejsza nagroda
Jak ma się jednak do tego deklaracja Szczęsnego o zakończeniu kariery, która brzmiałabardzo stanowczo? Wszak pojawiają się głosy zarzucające mu niesłowność i to od postaci szeroko znanych w polskim środowisku piłkarskim. Dla portalu „Goal.pl” na temat powrotu Szczęsnego wypowiedział się uznany polski bramkarz – Jerzy Dudek: „W jakimś sensie byłoby to jednak zaskakujące, iż po tym wszystkim co Wojtek mówił, iż robi to dla rodziny, iż chce odpocząć, iż to czas na reset, iż się chce skupić na czymś innym…”.
Uwielbialiśmy Szczęsnego nie tylko za jego olbrzymią jakość boiskową, ale też za unikalną osobowość, charyzmę i za to, iż robił wiele rzeczy na własnych warunkach. Ta ostatnia sentencja często padała w wypowiedziach komentujących jego sierpniową decyzję. Tym razem chyba choćby sam Szczęsny nie przewidywał żadnych zwrotów akcji i myślał, iż to naprawdę koniec jego boiskowych zmagań. Tak naprawdę jedynymi osobami, z których zdaniem powinien się liczyć przy tej nieoczekiwanej zmianie decyzji, jest jego rodzina. Ma on za sobą wybitną karierę, podczas której grał w uznanych klubach, takich jak Arsenal, AS Roma i Juventus, zdobywał z nimi trofea, notował kapitalne występy w reprezentacji Polski. Możliwość gry w Barcelonie jest dla niego wielką nagrodą za te kilkanaście lat. Znając profesjonalizm Szczęsnego, włoży on ogromny wysiłek w to, aby ten prezent był jeszcze bardziej okazały. jeżeli tak się stanie i zdobędzie z Barceloną któreś z dwóch głównych trofeów (Liga Mistrzów lub La Liga), to zejdzie ze sceny w jeszcze większym blasku chwały niż w momencie pożegnania z Juventusem.
Nikt nie zabroni marzyć
Początek sezonu w wykonaniu Barcelony sprawia, iż rozważania o zdobyciu trofeów nie są odrealnione. Nie jest oczywiście przesądzone, iż kataloński klub faktycznie dołoży jakiś istotny puchar do swojej gabloty. Sama jednak perspektywa realnej walki o krajowy czempionat, w której głównym rywalem będzie prawdopodobnie Real Madryt z wielką plejadą gwiazd, jest scenariuszem niezwykle emocjonującym. Przed październikową przerwą reprezentacyjną, po dziewięciu rozegranych kolejkach La Liga, FC Barcelona miała trzy punkty przewagi nad Realem Madryt. Nie wolno też zapominać o trofeum najważniejszym w europejskim futbolu – Lidze Mistrzów. Trudno aż w to uwierzyć, ale Barcelona czeka na podniesienie tego pucharu od 2015 roku. Nadzieje sympatyków „Blaugrany” na poważną rywalizację w tych rozgrywkach zdają się być uzasadnione. Ich synonimem jest Hansi Flick, pod którego wodzą zasłużony hiszpański klub znakomicie rozpoczął sezon ligowy, a Niemiec uwiarygodnił się tym jako trener, który znowu jest w stanie wygrać najważniejsze klubowe rozgrywki. Ponad cztery lata temu w wielkim stylu poprowadził do tego Bayern Monachium, na czele z… Robertem Lewandowskim.
Według hiszpańskich mediów Szczęsny miał zadebiutować w barwach FC Barcelony 20 października w starciu z Sevillą. Na przestrzeni następnych sześciu dni Barcelonę czekało starcie z Bayernem Monachium, a następnie wyjazdowe El Clásico. Gdy czytacie ten tekst, prawdopodobnie wiecie już, co się w tych meczach wydarzyło. Do końcowych rozstrzygnięć sezonu pozostało jednak jeszcze wiele miesięcy. Oby do końca brał w nich udział wybitny polski duet i w pięknym stylu zwieńczył kończącą się erę polskiego futbolu.
Igor DZIEDZIC