To duża sztuka imponować formą przez cały sezon, ale jeszcze większa to odnaleźć swoją najlepszą wersję dokładnie wtedy, gdy jest najbardziej potrzebna. A właśnie to robią w tej chwili Indiana Pacers. Czwarty zespół Konferencji Wschodniej od początku play-off jest w genialnej formie. Pokonali w rywalizacjach Milwakuee Bucks 4:1, Cleveland Cavaliers (najlepsza drużyna Konferencji po sezonie zasadniczym) także 4:1 oraz w finale Konferencji New York Knicks 4:2. Awansowali tym samym do wielkiego finału NBA po raz drugi w historii (w 2000 roku ulegli Los Angeles Lakers).
REKLAMA
Zobacz wideo Marcin Gortat o kolejnej edycji Wielki Mecz Gortat Team vs NATO Team. "Pojawi się wiele gwiazd i zobaczymy mocny pojedynek"
Thunder grali jak z nut. Popełnili jednak wielki błąd, zostawiając furtkę otwartą
W nim napotkali Oklahoma City Thunder, czyli absolutnie najlepszy zespół Konferencji Zachodniej w fazie zasadniczej (bilans 68-14). Thunder potwierdzili tę formę w play-off, ogrywając Memphis Grizzlies, Denver Nuggets oraz Minnesota Timberwolves, choć ci drudzy napędzili im stracha, bo potrzeba było siedmiu meczów, by wyłonić zwycięzcę. Dla tego klubu to piąty finał NBA w historii. Jak dotąd wygrali jeden z czterech w okresie 1978/79.
Było jasne, iż ktokolwiek zdobędzie tytuł, będziemy mieli do czynienia z wręcz epokowym wydarzeniem. Faworytami byli Thunder, szczególnie w pierwszym starciu granym u siebie. Jednak Pacers po raz kolejny w tym sezonie pokazali, iż jeżeli ich nie dobijesz, to oni potrafią przetrwać absolutnie wszystko. Przez większość spotkania prowadzili gospodarze. Po dwóch kwartach było 57:45, a w barwach Thunder świetnie spisywał się Shai Gilgeous-Alexander. Pacers w trzeciej kwarcie zniwelowali nieco straty do dziewięciu punktów (85:76), ale wciąż w ostatniej części meczu czekało ich niełatwe zadanie, jeżeli chcieli wygrać.
Haliburton znów to zrobił! Potrafi to jak nikt inny
Zespół z Indiana ma jednak specjalistę od takich sytuacji. Tyrese Haliburton jak dotąd w każdej fazie play-off raz ratował drużynę w ostatnich sekundach. Amerykanin trafił na 119:118 na 1,3 s przed końcem piątego meczu z Milwakuee Bucks, rzucił trójkę na sekundę przed końcem drugiego starcia z Cleveland Cavaliers, dając drużynie zwycięstwo 119:117 oraz ostatnim rzutem doprowadził do dogrywki w pierwszym meczu z Knicks, wygranej potem przez Pacers. Inauguracja finałowa długo mu nie szła, ogólnie w całym meczu rzucił tylko 14 punktów. Jednak gdy przyszło co do czego, to właśnie on nie zawiódł.
W ostatniej akcji meczu, przy wyniku 110:109 dla Thunder, Haliburton przejął piłkę, ograł broniących rywali i tuż sprzed linii oddał rzut na dwie sekundy przed końcową syreną. Piłka wpadła do kosza, a gdy to zrobiła, wynik zmienił się na 111:110 dla Pacers, zaś na zegarze zostało 0,3 s do końca spotkania. To było zbyt mało czasu, by gospodarze mogli coś jeszcze zrobić. Indiana Pacers wygrali pierwsze starcie finałowe dzięki kolejnemu przebłyskowi Haliburtona i są krok bliżej pierwszego mistrzostwa NBA w historii. Kolejna odsłona tej rywalizacji również w Oklahomie w nocy z niedzieli na poniedziałek (8/9 czerwca) o 2:00 czasu polskiego.