Domek pod Orzechem jako pit stop na Gravmageddonie

rozmowki-kobiece.pl 8 miesięcy temu

Pierwszy weekend sierpnia już tradycyjnie upływa nam pod znakiem maratonu rowerowego Gravmageddon. Po raz trzeci organizowaliśmy pit stop przy Domku pod Orzechem. Tym razem jednak trasa poprowadzona została w taki sposób, iż w Gierczynie usytuowano drugi przepak i punkt żywieniowy. To dało nam ogromne pole do popisu, ale wymagało też sporego zaangażowania.

Gravmageddon- rowerowe szaleństwo jakich mało


Gravmageddon to grawelowy maraton rowerowy biegnący przez Karkonosze i Góry Izerskie. Organizowany jest na dwóch dystansach: około 350 km i 135 km. Pit stop w Domku pod Orzechem to 270 km dystansu long i 80 km dystansu short. Kolarze z długiego dystansu, nim do nas dojadą muszą pokonać Karkonosze z Przełęczą Karkonoską i Odrodzeniem oraz wjechać na Jeszted w Czechach. Zatem pierwsi zawodnicy pojawiają się w piątkowy wieczór, ostatni dojeżdżają w niedzielny poranek. I o ile najszybsi mieli całkiem znośne warunki pogodowe, bo nie padało i nie wiało, to ci, którym nie udało się zmieścić w 24 godzinach, przeżyli przymusową wielogodzinną deszczową kąpiel.

Punkt żywieniowy przy Domku pod Orzechem


O tym, iż tym razem będziemy obsługiwać drugi przepak wiedzieliśmy od dawna, mieliśmy więc czas, by dobrze to sobie rozplanować i zorganizować. Już rok temu myślałam o wciągnięciu w organizację Koło Gospodyń Wiejskich w Gierczynie. Teraz nadszedł czas realizacji planów. Wymyśliłyśmy sobie, że podawać będziemy dania gorące i kanapki oraz ciasta. Standardowo była też kawa, herbata i kompot.

Pogoda nie rozpieszczała kolarzy, do nas dojeżdżali zmęczeni i zmarznięci. Możliwość zjedzenia ciepłego posiłku i wypicia gorącego napoju była dla nich zbawienna, czemu wyraz dawali w licznych komplementach pod adresem koła.

Podobnie też jak w ubiegłych latach, najbardziej zmęczeni mogli liczyć na nocleg pod naszym dachem. Kilka osób z tej możliwości skorzystało, inni drzemali pod wielkim namiotem na leżakach, materacach i kocach, czyli wszystkim, co ściągnęliśmy z naszego strychu.


Przez trzy dni i dwie noce nakarmiliśmy około 400 osób z dwóch dystansów. I choć wszyscy zawodnicy byli zadowoleni, to my już wiemy co chcemy poprawić, co trzeba zorganizować inaczej. Pewne wnioski nasuwały się nam już w trakcie, a burza mózgów jeszcze przed nami. Trzeba przyznać, iż wsparcie wiejskiej społeczności i zaangażowanie KGW, sołtysa i strażaków było nieocenione, a w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej, bo wszyscy już będziemy mieć doświadczenie.

O maratonie z punktu widzenia uczestnika napisze Chuda.

Zdjęć szukajcie na profilach Krisa oraz Pawła

Kris on tour

Paweł Zatoński


Idź do oryginalnego materiału