W czwartek wreszcie przekonamy się, czy Tymoteusz Puchacz miał rację, mówiąc, iż FSV Mainz może przyjechać do Poznania i dostać w trąbę. Niemiecki zespół ma problemy – w Bundeslidze wygrał tylko raz i zajmuje w niej ostatnie miejsce. Ale do stolicy Wielkopolski przyjedzie już z nowym trenerem. Został nim Urs Fischer, czyli człowiek, który sensacyjnie wprowadził Union Berlin do Ligi Mistrzów.
Cykl życia w Moguncji zatoczył kolejny krąg. Kiedy w styczniu 2021 roku trener Bo Svensson obejmował zespół, wydawało się, iż tylko cud może uratować go przed spadkiem. Po 14. kolejkach klub miał na koncie raptem sześć punktów.
Duńczyk wykonał jednak fantastyczną pracę, ratując FSV i ostatecznie kończąc sezon na 12. miejscu. W dwóch kolejnych sezonach Svensson w powszechnej opinii osiągał wyniki ponad stan – z przeciętnym zespołem ocierał się o europejskie puchary. Raz zabrakło do nich jednego miejsca, raz dwóch.
Aż nastąpił krach. W listopadzie 2023 roku Svensson zostawił zespół na dnie tabeli, bez żadnego ligowego zwycięstwa. Sytuacji nie potrafił naprawić Jan Siewert, więc w lutym sięgnięto po rodaka Svenssona – Bo Henriksena. A ten powtórzył scenariusz swojego imiennika. Najpierw odrobił dziewięciopunktową stratę do bezpiecznego miejsca, utrzymał zespół, a w kolejnym sezonie zaatakował europejskie puchary.
Tym razem się udało – zeszły sezon Mainz niespodziewanie zakończyło na szóstej pozycji, wyprzedzając m.in. RB Lipsk czy VfB Stuttgart. I po raz piąty w swojej historii wywalczyło prawo gry w Europie.
Era Bo Henriksena
Henriksen chwalony był przede wszystkim za swoje wyjątkowo emocjonalne podejście do zespołu. Był nazywany mistrzem motywacji i wulkanem energii. Kilka minut przed rozpoczęciem każdego domowego spotkania wychodził do kibiców, zachęcając ich do głośnego dopingu. Gestykulował, wymachiwał rękami, krzyczał, biegał wzdłuż linii bocznej.
Fani go uwielbiali, piłkarze także. Zespół wyglądał zresztą tak, jakby był uosobieniem cech swojego trenera – był energiczny, agresywny, grający na niesamowitej intensywności. Piłkarze gryźli trawę choćby w beznadziejnych sytuacjach, co sprawiało, iż przeciwko Mainz grało się niezwykle trudno.

Bo Henriksen słynął z niegasnącej energii
Furorę w środku pola robił wszędobylski Kaishu Sano, obok niego rolę lidera odgrywał Nadiem Amiri. Pierwszy był płucami zespołu, drugi – mózgiem. A za finalizację odpowiadał fantastyczny Jonatan Burkardt, 24-letni kapitan zespołu, kończąc zeszły sezon z 18 trafieniami i trzema asystami. Jego letni transfer do Eintrachtu Frankfurt nie mógł dziwić – ba, gdyby nie poważna kontuzja, Burkardt Moguncję opuściłby znacznie wcześniej. Frankfurtczycy chcieli załatać nim dziurę po odejściu Marmousha i Ekitike, zapłacili więc Mainz 21 mln euro. I raczej nie żałują – w dotychczasowych 17 spotkaniach Burkardt strzelił już dla nowej drużyny 11 goli.
I niby poza nim nikt istotny latem Moguncji nie opuścił – ale w mieście Gutenberga znów zaczęło się sypać.
„Spadek Mainz byłby przede wszystkim wynikiem naiwności działaczy” – pisze Kicker, analizując sytuację w drużynie. Niemiecki magazyn zarzuca dyrektorowi sportowemu Niko Bungertowi brak odpowiednich wzmocnień – zarówno w defensywie, jak i w ofensywie.
Trójkę środkowych obrońców w zeszłym sezonie tworzyli Danny da Costa (przesunięty z prawej obrony), Dominik Kohr (środkowy pomocnik) i wypożyczony z Wolfsburga Moritz Jenz. Gdy ostatni z nich wrócił do VfL – zlepiona na kolanie, ale działająca w zeszłym sezonie obrona zaczęła przeciekać.
Z przodu – brakuje zawodników rosłych, mogących przytrzymać piłkę i powalczyć fizycznie z obrońcami. Burkardt został zastąpiony Benedictem Hollerbachem – piłkarzem szybkim, podobnym do będących już w kadrze Paula Nebela i Jae-Sunga Lee. Jedyny nominalny napastnik – niedoświadczony Nelson Weiper, pokłócił się dodatkowo z Henriksenem.
Na domiar złego Hollerbach gwałtownie nabawił się kontuzji, a problemy zdrowotne nie oszczędzały też innych ważnych zawodników. Od września nie gra wahadłowy Anthony Caci, do Poznania nie pojedzie też inny wahadłowy Phillipp Mwene, 27-krotny reprezentant Austrii. Na domiar złego kontuzjowany jest też bramkarz Robin Zentner.
To wszystko przełożyło się na fakt, iż FSV Mainz przeżywa kolejny kryzys. Tylko w Lidze Konferencji sytuacja wygląda jeszcze przyzwoicie – zespół wygrał trzy pierwsze mecze, w tym 2:1 z Fiorentiną, przegrywając dopiero ostatnio 0:1 z Uniwersitateą Krajowa. Ekipa Henriksena odpadła jednak z Pucharu Niemiec, a prawdziwą tragedią jest postawa w Bundeslidze. Mainz jedyne zwycięstwo odniosło w czwartej kolejce z Augsburgiem i po ostatnich przegranych z Freiburgiem (0:4) i Gladbach (0:1) spadło na ostatnie miejsce w tabeli.
– Nie mam prostego wytłumaczenia, dlaczego tak się dzieje. To wiele drobnych rzeczy, które sprawiają, iż sprawy idą w złym kierunku. W zeszłym sezonie wygrywaliśmy stykowe mecze, teraz je przegrywamy. Całkowicie straciliśmy rytm – mówił w niemieckich mediach kapitan, doświadczony Silvan Widmer.
Zespół długo stał murem za trenerem Henriksenem, szkoleniowiec cieszył się też zaufaniem i sympatią działaczy. Ale w końcu doszło do tego, co nieuniknione. Po wysokiej porażce we Fryburgu postanowiono, iż czas na zmianę.
– Kiedy odchodzi taki trener jak Bo, który zbudował osobiste relacje z zawodnikami, rozstanie naprawdę boli – oceniał Widmer. – Czujesz, iż zawiodłeś na boisku – dodaje. Podobnie rozstanie oceniały niemieckie media: Bo Henriksen nie był główną przyczyną problemów Mainz, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich rozwiązań – twierdził Kicker.
Urs Fischer, twórca sukcesu Unionu Berlin
Nowym trenerem został Urs Fischer, 59-letni Szwajcar, doskonale znany fanom Bundesligi. To on w ostatnich latach napisał piękną historię Unionu Berlin. Najpierw wprowadził zespół do Bundesligi, a później zajmował kolejno jedenaste, siódme, piąte i czwarte miejsce w niemieckiej elicie. Z absolutnie przeciętnym składem najpierw grał w Lidze Konferencji, później w Lidze Europy, a na końcu w Lidze Mistrzów.
To sprawia, iż dla Mainz wybór Fischera wydaje się z jednej strony bardzo logiczny – to trener uchodzący za specjalistę od wyciągania maksa z kiepskiej jakościowo kadry. Ponadto w Unionie preferował system z trójką środkowych obrońców – czyli taki, jakim gra w tej chwili Mainz. A najlepsze wyniki osiągał wtedy, gdy z przodu dysponował szybkościowcami w stylu Sheraldo Beckera. Tacy gracze jak Lee, Nebel czy Hollerbach powinni nieźle wpisywać się w jego wizję gry.
Ale są też gorsze wiadomości – gdy Union Fischera podleciał zbyt blisko słońca, lepione woskiem skrzydła natychmiast się rozpuściły. Szwajcar z Unionem żegnał się jednym punktem zdobytym w 14 ostatnich spotkaniach – a berlińczycy ledwo uratowali sezon, kończąc go na ostatnim bezpiecznym miejscu w tabeli.

Urs Fischer, nowy trener Mainz
Styl gry drużyn Fischera trudno nazwać też atrakcyjnym. Przeciwnie – Union za jego kadencji grał piłkę wręcz obrzydliwą. Jego zespół zabijał mecze, wciągał rywala w boiskowy chaos, cofał się wyjątkowo głęboko i bazował wyłącznie na kontratakach i dopracowanych do perfekcji stałych fragmentach gry. Z rzutów wolnych i rożnych potrafił zdobywać choćby ponad połowę bramek w sezonie.
Meczów Unionu po prostu nie dało się oglądać.
Ale trudno nie odnieść wrażenia, iż 59-letni Szwajcar mimo iż – eufemistycznie mówiąc – nie jest gwarantem atrakcyjnego futbolu, nie został wytypowany do swojej roli przypadkiem. Bazująca na agresywnej grze i formacji 3-4-2-1 drużyna wygląda jak skrojona pod to, by Fischer mógł doszlifować ją po swojemu.
Teraz nowy szkoleniowiec obejmuje jednak zespół w podobnej sytuacji co jego poprzednicy – będący na ostatnim miejscu w tabeli, z zaledwie sześcioma oczkami na koncie. I z sześcioma punktami straty do bezpiecznego miejsca.
Sano, Amiri, Nebel. Na kogo warto zwrócić uwagę?
Choć mówimy o zespole, który w realiach Bundesligi dysponuje kadrą co najwyżej przeciętną, a na niektórych pozycjach wręcz wymagającą wzmocnień, to nie tak, iż w Mainz nie ma zawodników, na których warto zawiesić oko. A jeżeli chodzi o realia Lecha Poznań – jest tam kilku zawodników zupełnie nieosiągalnych.
Jednym z nich jest wspomniany wcześniej Kaishu Sano, defensywny pomocnik, będący japońską wersją N’Golo Kante. To piłkarz o niebywałej wytrzymałości, przypominający grającego w środku pola pitbulla, nieoceniony w pressingu i odbiorze. Według Transfermarkt Japończyk już teraz jest wart 25 mln euro, a jeżeli reprezentacja Polski dostanie się na mundial – o agresywnej grze i wszędobylskości Sano przekona się na własnej skórze.
Liderem drużyny jest 29-letni Nadiem Amiri, partner Sano ze środka pola. Ten w styczniu 2024 roku zdecydował się na nieoczywisty ruch – zirytowany, iż tak mało gra w zespole Xabiego Alonso, opuścił zmierzający po mistrzowski tytuł Bayer Leverkusen, przechodząc do zagrożonego spadkiem Mainz. A jego transfer był równie istotny co przyjście Bo Henriksena. Środkowy pomocnik z miejsca wziął na siebie odpowiedzialność za wynik, z czasem odpowiadając choćby za strzelanie goli.
Zeszły sezon kończył z dorobkiem ośmiu bramek i pięciu asyst, w tym, mimo kryzysu drużyny, strzelił już siedem goli i zaliczył dwie asysty. Jego świetna forma została doceniona przez Juliana Nagelsmanna – w marcu tego roku Amiri grał dla Niemiec w meczach Ligi Narodów z Włochami, swoje minuty dostał też jesienią w meczach eliminacji do mundialu.

Nadiem Amiri cieszy się z gola dla reprezentacji Niemiec w meczu z Irlandią Północną
We wrześniu powołanie od Nagelsmanna dostał też Paul Nebel, 23-letni ofensywny pomocnik, będący wcześniej istotną postacią młodzieżowej reprezentacji. W dorosłej kadrze jeszcze nie zadebiutował, ale to kolejny piłkarz, na którego gracze Lecha będą musieli zwrócić szczególną uwagę. Nebel jest świetny technicznie, sprytny, potrafiący stworzyć zagrożenie w nieszablonowy sposób.
Niewykluczone, iż swoje minuty w Poznaniu dostanie też Kacper Potulski, 18-letni polski obrońca, który grał dotychczas we wszystkich meczach Ligi Konferencji. Pod koniec listopada Potulski zadebiutował też w Bundeslidze.
Mainz może dostać w trąbę?
Czy Lech Poznań może więc liczyć na pokonanie FSV Mainz? Są powody sądzić, iż tak. Ale nie będzie to łatwe zadanie. Gracze z Bundesligi indywidualnie wciąż mają większą jakość od piłkarzy Kolejorza, a zespół, choć pogrążony w kryzysie, będzie w debiucie nowego trenera zagadką.
Na korzyść Lecha działa fakt, iż Fischer nie miał dotychczas czasu, by porządnie popracować z drużyną, a jego misja zakłada przede wszystkim utrzymanie zespołu w Bundeslidze. W Lidze Konferencji sytuacja i tak jest w miarę komfortowa, a już w weekend FSV czeka najtrudniejsze możliwe starcie, czyli pojedynek z Bayernem Monachium.
Mainz do Poznania przyjeżdża w słabszym momencie, ale z kryzysów w ostatnich latach wychodziło tylko silniejsze. Pewnie tak będzie i tym razem – pytanie tylko, czy odbudowa FSV zacznie się już przy Bułgarskiej.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Odgrodzili sektor przed meczem z Legią. „Żeby zapobiec starciom”
- Padło wprost. Do tego momentu Papszun na pewno zostanie w Rakowie
- Europejskie puchary 2025/26. Kiedy grają Jagiellonia, Lech, Legia i Raków?
Fot. Newspix.pl

1 godzina temu












