– Jak czuł się pan z wszędobylskimi kamerami, bo choć te wcześniej wam towarzyszyły i pewne materiały powstawały, to chyba nie takim poziomie.
– Nie jestem już aktywnym sportowcem i ja tej obecności kamer aż tak nie odczuwałem. Ale dla zawodników i kadry na pewno było to nie lada wyzwaniem. zwykle nie dopuszcza się aż tak blisko dziennikarzy i ekip telewizyjnych i nie pokazuje się kulis, tak jak w dokumencie. Jednak już po zakończeniu zdjęć, słyszałem od zawodników i trenerów, iż ekipa nagrywająca serial była dla nich praktycznie niezauważalna, bo na tyle przyzwyczaili się do ich obecności, iż normalnie wykonywali swoją robotę!
– A jakie były początki tego projektu? Takie coś nie wydarzyłoby się z dnia na dzień, wymagało to większego przygotowania.
– Gdy dostaliśmy propozycję, to trochę musiało potrwać, zanim się zgodziliśmy na ten projekt. My, jako Polski Związek Narciarski, nie chcieliśmy narzucać niczego trenerom i zawodnikom, a żeby wszystko było naturalne, potrzebna była pełna akceptacja od wszystkich, by ta inicjatywa wyszła trochę od nich, by dodali coś od siebie. Ale z drugiej strony, by nie przeszkadzało to w codziennej pracy i nie miało wpływu na treningi czy zawody. Wiemy, jak kręci się filmy – potrzebne są powtórki – a tu nie było szans na powtórzenie czegokolwiek. jeżeli coś się wydarzyło, to operator i dźwiękowiec musieli być w pełni gotowi.
Polecamy: Hit sprzed lat debiutuje na Netflix. Przygotujcie chusteczki, będą wam potrzebne
Ich obecność została dość gwałtownie zaakceptowana, stali się takimi niewidzialnymi duszkami w naszym otoczeniu. Oczywiście te wszystkie kamery, mikrofony, statywy i uchwyty „chodziły” za chłopakami, ale oni przywykli do tego na tyle, iż później już nie zwracali uwagi. Na początku nie było łatwo wszystkich przekonać do tego towarzystwa, śledzenia ich każdego ruchu. Chociaż nie dzień w dzień, nie w trakcie każdego treningu, nie na każdym zgrupowaniu czy zawodach, ale jednak. Wszystkie terminy były ustalane z trenerami, dopasowywane do kalendarza. Wymagało to sporej pracy organizacyjnej, ale się udało.
– Podczas podejmowania decyzji o podjęciu się tego projektu musieliście rozważyć za i przeciw. Jakie były potencjalne plusy? Bo spoglądając na inne dyscypliny, np. Formułę 1, widzimy jak „Drive to Survive” ogromnie wpłynęło na popularność tego sportu, poprawiło sytuację ekonomiczną. Czy przy tym projekcie przyświecały wam podobne cele?
– Tak! Sama popularność, dotarcie do miejsc, gdzie ten sport jest bardzo niszowy. Wiadomą sprawą jest, iż jeżeli chodzi o skoki, to jest to wiele trudniejsze do wykonania, niż w przypadku Formuły 1. Ta może rozgrywać się w prawie każdym kraju, tym bardziej iż niekoniecznie potrzebne są typowe tory, tylko często wyścigi realizowane są na ulicach i wtedy jest to jeszcze bardziej widowiskowe. W przypadku skoków, zaczynają pojawiać się imprezy „jeżdżące”, tak jak nasza „Akademia Lotnika”, ale organizacyjnie i pod względem zainteresowania jest to jeszcze na początkowym etapie. W marzeniach FIS-u faktycznie są plany, by skoki zagościły choćby w Afryce, w kolejnych lokalizacjach w Ameryce i Azji, gdzie pojawiają się naprawdę rzadko. To był na pewno najważniejszy moment, w którym podjęliśmy tę decyzję, iż wchodzimy we współpracę z Prime Video, głównie dla popularyzacji tego sportu – nie tylko podtrzymania, ale zwiększenia zainteresowania.
– Czy „Skoczkowie” to produkcja, która mogłaby powstawać rokrocznie? Czy czujecie, iż tych historii, niewidocznych dla fanów, jest aż tak dużo?
– Na pewno tak. Tym bardziej, iż zmienia się klimat, pojawia się coraz więcej problemów przy przygotowaniu skoczni, organizacji zawodów, a technika w samym sporcie i rzeczy, które są potrzebne, by skakać, też nieustannie ewoluują. Myślę, iż tak jak i przy Formule 1, gdzie można było się zastanawiać, co takiego można jeszcze tam pokazać, tak i w skokach, zawsze znajdzie się coś, co będzie nowe. Zawsze trzeba być przygotowanym na inne ewentualności, a stąd też bierze się wiele rzeczy, które nie są od nas zależne i towarzysząca nam wtedy kamera potrafi to wychwycić. Coś, czego nie da się wyreżyserować i zagrać, a co ludzie najbardziej lubią.
– A wracając do czasów, gdy był pan aktywnym sportowcem – czy tak wszędobylskość kamer, ale nie tylko tych telewizyjnych czy platform VOD, ale tych „internetowych”, byłaby atutem? Czy wspomina pan dziś momenty, które powinny były być uchwycone w oku kamery, może choćby zza kulis przez uczestników wydarzeń i udostępnione w social mediach? Czy ten kontakt z fanami przysparza dziś więcej korzyści, czy może rodzi więcej problemów i dziś jest pan wdzięczny, iż wtedy miał pan mówiąc wprost święty spokój.
– Tutaj to jest trochę 50/50 – są plusy i minusy. Na pewno z czasów moich startów, szczególnie z dzieciństwa, wieku juniorskiego i początków kariery, mam bardzo mało materiałów, bo faktycznie nie było ze mną kamer, nie było takich telefonów, aparat mało kto miał. Dziś zawodnicy mają w zasadzie takie możliwości, iż to jest na pewno plusem do wykorzystania. jeżeli chodzi o to, co jest negatywne, to trudno jest dziś stworzyć jakąkolwiek tajemnicę. Pewne rzeczy, choćby wbrew planom, są ujawniane. Przykładowo, gdy pojawi się gorszy skok, coś nie wyszło i chciałbyś się zapaść pod ziemię, to i tak cię dogonią z kamerami i pojawią się te niewygodne pytania.
– Gdzie stawialiście granice kamerom, a prościej pytając: czego nie zobaczymy w materiałach zza kulis? Czego nie będzie w dokumencie?
– Przede wszystkim tam, gdzie pracuje się nad pewnymi innowacjami i czymś, co jest nie do końca znane wszystkim. To rzeczy, które wykonujemy dla zawodników, specjalistyczne treningi organizowane pod konkretnego zawodnika, które można pokazać dopiero po zakończeniu przez niego kariery. To są pewne tajemnice, których nie da się wręcz pokazać, bo byłby to strzał w kolano. Jest sporo takich elementów, ale myślę, iż nie tylko w naszym przypadku, bo także inne kadry nie będą ujawniać swoich tajemnic.
– Czy premierze towarzyszą większe emocje z waszej strony? A może materiały wymagały waszej akceptacji i jesteście całkowicie spokojni?
– W wielu przypadkach na pewno tak, ale podpisując taki kontrakt wiesz na co się piszesz. Wiesz, co będzie pokazane, więc to nie jest tak, iż z pewnych rzeczy można się wycofać, jeżeli już się na to zgodziłeś. Te emocje na pewno są, tym bardziej, iż premiera się trochę opóźniła, a wiele osób na pewno się zastanawiało, z czego to wynika. Z drugiej strony, chęć zobaczenia naszego serialu, była w nas wszystkich.
Dokument „Skoczkowie” od dziś na Prime Video.