Cofnij się głęboko, a pokonasz Cracovię

6 godzin temu

Jeśli otworzysz na losowej stronie „Nad Niemnem”, otrzymasz opis przyrody, a gdy włączysz w którymkolwiek momencie starcie Cracovii z Motorem, ujrzysz zespół gości cofnięty na własne pole karne i miejscowych, którzy nie wiedzą, co z tym fantem zrobić. Mateusz Stolarski świetnie odrobił lekcje i doszedł do wniosku, iż jeżeli postawisz na głęboką defensywę, to pokonasz drużynę Pasów. Liga znalazła sposób na rewelację początku sezonu.

I to właśnie dlatego – przez nieumiejętność gry z defensywnymi zespołami – Cracovia nie jest realnym kandydatem do mistrzostwa Polski. Pokonywanie tuzów imponuje – zwłaszcza, iż mecze z najlepszymi są zwykle tymi najbardziej medialnymi – ale zgodnie ze starą ligową prawdą po tytuły sięga się właśnie w starciach z Motorami czy innymi Arkami albo Piastami. A w nich krakowianom, no cóż, idzie jak krew z nosa.

Mają przestrzeń za plecami obrońców – szaleją.

Przeciwnik się cofnie – są bezradni.

Cracovia – Motor 1:2. Bezradność Pasów

I właśnie w ten sposób grał Motor, licząc na to, iż Cracovia nie odnajdzie się w ataku pozycyjnym, a z przodu pomoże szczęście. I pomogło, bo czy przy otwierającym golu Rodriguesa można było zrobić cokolwiek? Tak, dało się, Madejski mógł nie ślizgać się na murawie, ale koniec końców to lichy strzał po rykoszecie, którego obrońca Pasów nie mógł uniknąć i który znacząco zmniejszył szanse bramkarza.

A więc Cracovia podawała, podawała i podawała, a Motor strzelił jej bramkę.

Co się stało później, można się domyślić – ekipa z Lublina cofnęła się jeszcze głębiej, uznając jednobramkową zaliczkę za wystarczającą, a ta z Krakowa prezentowała sztukę pod tytułem „Piłkarska Bezradność”. Wpadło jej – świetnego gola z dystansu zaliczył Praszelik – ale remis nie był konsekwencją udanej i mądrej gry, a raczej tego, iż gdy spamujesz wrzutkami, to raz na godzinę coś musi się z tego urodzić. Bo jak wiemy – czasem choćby w folderze SPAM przypadkiem znajdzie się wiadomość, na którą warto rzucić okiem.

Doprowadzenie do remisu podpięło Cracovię do prądu, ale nie zmieniło obrazu gry. To Motor – jako ten mądrzej grający zespół – trafił na 1:2 i zamknął w ten sposób mecz. Czubak mógł przespać większość spotkania (nie ze swojej winy, tak rzadko szukali go koledzy), ale w tym kluczowym momencie zachował koncentrację i strzelił głową. Warto dodać, iż klasową wrzutką popisał się van Hoeven, którego wejścia z ławki zwykle kilka dają Motorowi. W sobotę było jednak inaczej.

Cracovia – Motor 1:2. Motor odżył

Z perspektywy Cracovii to czwarty mecz bez zwycięstwa. I jednocześnie spotkanie, które już parę razy oglądaliśmy. Klich niby zagrywał interesujące piłki – to wszystko było na poziomie estetyki nieznanym z Ekstraklasy – ale nie stanowiły one elementu zaskoczenia. Forsowały drugą linię, ale nie defensywę. Ze stałych fragmentów nic Pasom nie wchodziło. Zawiódł też jej najważniejszy element, czyli napadzior. Bardzo możliwe, iż Filip Stojilković zagrał najgorsze zawody na polskich boiskach i – co znamienne – zszedł jeszcze przed godziną gry. Miał problemy z przyjęciem piłki, wyrzucał się z nią, nie potrafił przeciąć niezłej wrzutki Perkovicia, ale też koledzy zagrywali mu nie w tempo. Słowem – nie istniał.

W Krakowie nie obejrzeliśmy jednak wyłącznie indolencji gospodarzy, ale też świetne zorganizowanie Motoru. Defensywa z Lublina nie była bez luk, ale długimi fragmentami meczu mogła stanowić wzór tego, jak powinno się poruszać i przesuwać, by skutecznie wypychać drużynę z własnej szesnastki. To też istotna wartość. Zespół Motoru znajduje się na zupełnie innym kursie – on z kolei od czterech meczów nie przegrał.

Noty wkrótce.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: