Faworyt tego meczu był tylko jeden - Lech Poznań. Wystarczyło tylko spojrzeć na wycenę kadr obu zespołów na portalu Transfermarkt. Ta mistrza Polski uzyskała tam wartość 49,5 miliona euro. Breidablik wyceniono na 4,22 mln.
REKLAMA
Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"
Na całe szczęście dla 25 tysięcy kibiców, którzy z trybun stadionu przy Bułgarskiej zdecydowali się obejrzeć to widowisko, Lech nie czekał na ruch rywala i już w 4. minucie objął prowadzenie, kiedy dośrodkowanie Joela Pereiry z rzutu rożnego na gola zamienił Antonio Milić.
Chwila niepewności zamieniona w demolkę
Przez kolejne 20 minut wydawało się, iż w tym meczu nic złego nie ma prawa się stać "Kolejorzowi". Gospodarze zupełnie dominowali, oddawali na bramkę gości strzał za strzałem. Islandczycy urządzali zaś niegroźne wypady, które gwałtownie były neutralizowane przez obrońców Lecha. Do 25. minuty, kiedy Milić sfaulował zawodnika gości. A przynajmniej tak orzekł sędziujący spotkanie Jasper Vergoote, co było decyzją kontrowersyjną.
Kiedy Hoskuldur Gunnlaugsson doprowadził do wyrównania po 1, fanom "Kolejorza" mogła się przypomnieć słynna kompromitacja ich klubu z islandzkim Stjarnan. Na szczęście mistrz Polski miał inne plany na wtorkowy wieczór.
Zaczęło się od akcji Ishaka, na którym Viktor Margeirsson wyłapał czerwoną kartkę. Gracz Breidablik był w tej akcji ostatnim obrońcą i to wręcz dziwne, iż arbiter z Belgii, który stawał się powoli najbardziej zapracowanym człowiekiem na boisku, musiał sprawdzać powtórkę, by dojść do takiego wniosku.
Osłabienie obrony Breidablik skończyło się tym, iż chwilę później Lech wywalczył rzut karny (ponownie sprawdzany przez sędziego na VAR). Jedenastkę na gola bez trudu zamienił Ishak.
Wielki mecz "Kolejorza", wyrównali najlepszy mecz w historii
Prowadzenie 2:1 przy grze w przewadze bynajmniej nie zadowoliło gospodarzy. Pięć minut później znakomity rajd na lewej stronie przeprowadził Gurgul, który ostatecznie zagrał piłkę przed pole karne. Tam już czekał Pereira, który płaskim strzałem zdobył trzeciego gola dla Poznania. Po następnych pięciu minutach okazję z rzutu karnego ponownie zyskał Ishak. Kapitan Lecha tym razem strzelił jeszcze pewniej, mocno i pod poprzeczkę, wyprowadzając zespół na prowadzenie 4:1.
Ale to jeszcze nie koniec. W szóstej minucie doliczonego czasu pierwszej połowy znakomitą akcję dwójkową przeprowadzili Leo Bengtsson i Antoni Kozubal. Szwed pomknął w kierunku pola karnego rywali, po czym odegrał do Polaka, a ten w zamian obsłużył go świetnym podaniem z pierwszej piłki. Bengtssonowi, znajdującemu się już w szesnastce z piłką przy nodze, pozostawało tylko zamienić znakomitą sytuację na bramkę.
Przy wyniku 5:1 do przerwy, druga połowa jawiła się już wyłącznie jako formalność. W tym wszystkim szkoda nieco Timothy'ego Oumy. Kenijczyk został wprowadzony na początku drugiej części i widać było, iż ma spory potencjał do gry ofensywnej. Piłkarzom Lecha w tamtym momencie bardziej zależało jednak na oszczędzaniu własnych sił i zdrowia. Zwłaszcza, iż w jeszcze pod koniec pierwszej połowy z powodu urazu stracili Afonso Sousę.
Ostatecznie podopiecznym Nielsa Frederiksena udało się zdobyć jeszcze dwie kolejne bramki. W 77. minucie po strzale z dystansu na listę trafień zapisał się Jagiełło, a w 85 minucie hat-tricka złożonego z trzech rzutów karnych skompletował Ishak.
Ten wynik jest wyrównaniem najwyższej w historii wygranej Lecha w Europie. w okresie 2008/2009 "Kolejorz" w 2. rundzie el. Pucharu UEFA pokonał 6:0 Grasshopper Zurych 6:0.
Jednak dziś kibiców "Kolejorza" cieszyć musi przede wszystkim powrót do formy ich drużyny. Ta zaś może już zastanawiać się nad kolejną przeszkodą w eliminacjach Ligi Mistrzów, którą będzie Crvena Zvezda Belgrad. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż rewanż na Islandii stanowi formalność.
Lech Poznań 7:1 Breidablik
Bramki: 1:0 Milić (4'), 1:1 Gunnlaugsson (28'), 2:1 Ishak (37'), 3:1 Pereira (42'), 4:1 Ishak (45+3), 5:1 Bengtsson (45+6), 6:1 Jagiełło (77'), 7:1 Ishak (85')