Co za mecz Polaków w Pucharze Prezydenta! 74 gole. Niebywała końcówka

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen z TV


Reprezentacja Polski uniknęła kolejnej kompromitacji na mistrzostwach świata, choć nie było to idealne spotkanie w jej wykonaniu. Już na początku pozwoliła Kuwejtowi przejąć inicjatywę i zbudować przewagę. Tę po kilku minutach Biało-Czerwoni zniwelowali i sami wyszli na prowadzenie. Zaczęli grać pewniej, ale demony wracały. Dopiero w drugiej połowie pokazali moc i całkowicie zdominowali rywala, notując kapitalną serię i odnosząc drugie zwycięstwo w walce o Puchar Prezydenta IHF.
"Niestety, tym razem nie udało się osiągnąć założonego celu - wyjścia z grupy. To trudny moment. (...) Mimo porażki, jesteśmy dumni z zespołu, który stworzyliśmy. Każdy z nas dał z siebie wszystko, a walka do ostatniego gwizdka pokazała, jak wiele potrafimy" - pisał Kamil Syprzak na Instagramie. Tak podsumował absolutną katastrofę reprezentacji Polski w fazie wstępnej mistrzostw świata 2025.


REKLAMA


Zobacz wideo "Piłkarski poker" w prawdziwym życiu. Polały się łzy


Biało-Czerwoni przegrali dwa starcia, a jedno zremisowali, przez co zajęli ostatnie miejsce w grupie i do fazy zasadniczej nie awansowali. Na pocieszenie pozostała im rywalizacja o Puchar Prezydenta IHF, która rozstrzygnie o ostatecznym miejscu naszych rodaków w turnieju.
Nerwowy początek Polaków. Po 10 minutach przejęli kontrolę. Pierwsza połowa na konto Biało-Czerwonych
Szczypiorniści Marcina Lijewskiego rozegrali już jedno starcie w ramach Pucharu Prezydenta IHF i wygrali 38:32 z Algierią. W czwartek mierzyli się z kolejnym rywalem - Kuwejtem. I w tym meczu Polacy ponownie byli faworytami, ale musieli potwierdzić to na boisku. Grali nieco osłabieni, bo bez Kamila Syprzaka i Arkadiusza Moryty.


Początek starcia był dość zaskakująco wyrównany i... ekspresowy. Obie drużyny narzuciły bardzo szybkie tempo. Dość powiedzieć, iż cztery bramki padły już w 90 sekund (2:2). Wydawało się, iż żadna z ekip nie skupia się na obronie, a na ataku. To nie działało jednak na korzyść Polaków. Ci popełniali bowiem błędy w akcjach ofensywnych, z czego korzystali rywale. I tak Kuwejt prowadził choćby trzema bramkami (8:5).
Dopiero później coś drgnęło w defensywie Biało-Czerwonych. W końcu udaną interwencję zaliczył Morawski, co napędziło zespół i pozwoliło zniwelować stratę. Ba, Polacy wyszli na prowadzenie i spokojnie zaczęli budować przewagę. Od stanu 11:10 zdobyli cztery gole z rzędu i po jednym trafieniu rywali, znów zanotowali czterobramkową serię. Dzięki temu prowadzili już 19:11. "Ekipa Marcina Lijewskiego perfekcyjna w ataku. Bramki padają co kilkanaście sekund" - pisał Michał Chmielewski w relacji na Sport.pl.


W budowaniu przewagi Polakom pomagały również rzuty karne i parady naszego bramkarza. Dodatkowo Kuwejt zaczął mylić się na potęgę. I tak pierwsza połowa zakończyła się zaliczką Biało-Czerwonych w postaci sześciu bramek (21:15).


Początek drugiej partii do zapomnienia. Ale to, co stało się potem, zasługuje na brawa. Kuwejt nie miał szans
- Niestety gramy falami - mówili w przerwie eksperci w studio TVP Sport. Czy gra Polaków poprawiła się w drugiej odsłonie spotkania i w końcu pojawiła się stabilizacja? Początek znów był trudny. "Demony wróciły" - pisał Michał Chmielewski. Szczypiorniści Lijewskiego popełniali sporo błędów. - Aż strach byłoby pomyśleć, co by było, gdyby nie interwencje Morawskiego - mówili komentatorzy, zwracając uwagę, iż polski bramkarz wielokrotnie ratuje drużynę z opresji.
Ale i on nie zawsze był w stanie pomóc zespołowi. W pewnym momencie ze stanu 27:21 zrobiło się 27:26, co mogło niepokoić. Polacy mylili się na potęgę, ale w końcu nieco uspokoili grę. I zanotowali kapitalną serię, uciekając spod przysłowiowego topora. Zdobyli aż 11 bramek z rzędu! (38:26). I tę serię rywale przerwali tylko dlatego, iż przez chwilę akurat nie było nikogo w bramce. Pod koniec Biało-Czerwoni nieco spuścili z tonu i nie demolowali aż tak rywali, a mimo to odnieśli wysokie zwycięstwo.
Polska - Kuwejt 42:32
Kolejny mecz Polacy zagrają w sobotę, a ich rywalem będzie Gwinea. Już teraz zapraszamy do śledzenia relacji tekstowej z tego spotkania na stronie głównej Sport.pl i w naszej aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.
Idź do oryginalnego materiału