Co to był za horror! Polskie siatkarki w ćwierćfinale MŚ

2 tygodni temu
Co to był za dreszczowiec! Polskie siatkarki w ćwierćfinale mistrzostw świata! Walkę o ósemkę w Bangkoku zaczęły od przegrania seta, w którym prowadziły już 15:9. Potem był koncert, który przerwał kolejny zwrot akcji. Biało-Czerwone ostatecznie pokonały Belgijki 3:2 (25:27, 25:20, 25:17, 22:25, 15:10), a trener Stefano Lavarini próbował w międzyczasie niemal wszystkiego.
Z jednej strony mówiono przed tymi mistrzostwami świata, iż drugi z rzędu ćwierćfinał to cel minimum reprezentacji Polski siatkarek, ale - obserwując choćby spore falowanie w grze Biało-Czerwonych w fazie grupowej, trzeba było zachować pewną dozę ostrożności. Przebieg sobotniego pojedynku z Belgijkami sprawił, iż trzeba było ją zachować również do samego końca trwającego ponad dwie godziny meczu.


REKLAMA


Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!


Najpierw były stracone sety z grupowymi outsiderkami z Wietnamu i Kenii, potem dreszczowiec z Niemkami, w którym Polki obroniły aż cztery piłki setowe i wygrały 3:2. Wtedy wszyscy ich fani liczyli, iż to był ten wyczekiwany przełomowy moment. Choć jeżeli ktoś liczył na brak nerwów w pojedynku z Belgijkami, to się zdecydowanie przeliczył.
Dzięki kompletowi zwycięstw Polki awansowały do fazy pucharowej z pierwszego miejsca w grupie i w 1/8 finału uniknęły głównych faworytek turnieju - Włoszek. Z tymi ostatnimi na pierwszym etapie rywalizacji mierzyły się w Tajlandii Belgijki, które z ekipą Italii ugrały seta. Z Polkami wyszarpały dwa.
Powszechną wiedzą w środowisku siatkarskim jest to, iż największą gwiazdą 13. w światowym rankingu zespołu jest przyjmująca Britt Herbots, która - by się rozkręcić - potrzebuje stale dostawać sporo piłek. Tak też było w pierwszym secie i 25-letnia przyjmująca często była dużym zagrożeniem. Ogółem jednak początek meczu był dość nerwowy z obu stron. Trener Stefano Lavarini w wywiadzie przed spotkaniem zwracał uwagę, iż swoje może robić stawka spotkania i fakt, iż tu już nie ma szansy na rehabilitację - przegrany wraca do domu.
Szybciej grę ustabilizowały trzecie na światowej liście Biało-Czerwone, które wyszły na prowadzenie 15:9. Po chwili jednak ich fani mogli przecierać oczy ze zdumienia, bo na tablicy wyników był już remis 16:16, a po chwili - po asie Belgijek te objęły prowadzenie. Chwilę później Lavarini po raz pierwszy w tym meczu dokonał podwójnej zmiany, ale gdy rywalki odskoczyły na 24:21, to przywrócił do gry Katarzynę Wenerską i Magdalenę Stysiak. Polki zredukowały te straty, a potem obroniły jeszcze jedną piłkę setową, ale zaraz potem rozkładały bezradnie ręce, a Belgijki cieszyły się z objęcia prowadzenia w całym pojedynku. Jak podsumowała komentująca mecz w Polsacie Sport Joanna Kaczor-Bednarska, przegranym przez Polki na własne życzenie.


W drugiej partii Belgijki często popełniały błędy na zagrywce, a Kaczor-Bednarska - brązowa medalistka mistrzostw Europy 2009 - apelowała do młodszych koleżanek z kadry: Korzystajmy z tych prezentów. Było 13:11, ale rewelacyjnie spisujące się w tej części meczu w obronie rywalki nie poddawały się. Nie brakowało też błędów po stronie faworytek. - Sami podajemy rękę Belgijkom - skwitowała Kaczor-Bednarska, gdy prowadzące 17:14 Biało-Czerwone straciły trzy punkty z rzędu.
To wtedy Lavarini zaczął stopniowo dokonywać zmian, które okazały się najważniejsze w tej części spotkania. Najpierw Malwina Smarzek zastąpiła Stysiak, a zaraz potem Paulina Damaske - bohaterka meczu z Niemkami - weszła za Martynę Czyrniańską, która od początku turnieju ma problemy z przyjęciem i skutecznością ataku. Swoje dokładała też rozgrywająca Wenerska, która najpierw popisała się skutecznym blokiem, a potem czujnością w przepychance na siatce, za co brawami nagrodziła ją świetna środkowa Agnieszka Korneluk.
Lavarini słynie z tego, iż jest bardzo konserwatywny w kontekście składu, ale tym razem zdecydował się na oczywisty wybór i na trzecią partię pozostawił na boisku Smarzek i Damaske. W drugiej części seta, którego Polki miały pod kontrolą, błyszczała zwłaszcza ta pierwsza, która punktowała zagrywką, a poza tym broniła i atakowała w jednej akcji.
Wydawało się, iż Biało-Czerwone są na najlepszej drodze, by przypieczętować awans już w kolejnej partii, ale wtedy w ich maszynie coś się zaczęło zacinać. Coraz częściej z blokiem rywalek nie mogła sobie poradzić Damaske, a przewaga 13:11 odeszła w zapomnienie. Kilka minut później Belgijki prowadziły 18:14, a Polki wydawały się pogubione. To wtedy Lavarini wrócił do zestawienia ze Stysiak, Wenerską zmieniła Martyna Kowalewska, a na środku pojawiła się w miejsce Magdaleny Jurczyk Aleksandra Gryka. W końcówce Polki jednak były w stanie tylko zmniejszyć straty, ale nie uchroniły się przed tie-breakiem. Belgijki były mocno nakręcone, a ostatnie słowo w czwartej partii należało do Herbots.


Decydująca partia zaczęła się idealnie dla Polek, bo od prowadzenia 3:0. Ale jeżeli ktoś myślał, iż teraz to już będzie tylko formalność, to mocno się pomylił. Rywalki jednak nie były już tak równe jak w poprzedniej partii, a Biało-Czerwone zachowały chłodną głowę i korzystały z okazji na skończenie akcji.
W środowym ćwierćfinale Polki zmierzą się z Włoszkami, które w sobotę rozbiły Niemki 3:0. Ekipa Italii to nie tylko mistrzynie olimpijskie z Paryża, ale i triumfatorki dwóch ostatnich ostatnich edycji Ligi Narodów.
Idź do oryginalnego materiału