W pewnym momencie Mirra Andriejewa podniosła rękę w kierunku Igi Świątek w przepraszającym geście, a komentujący ćwierćfinał w Dubaju w Canal+ Dawid Celt skwitował: "To może podciąć człowiekowi skrzydła". Ale w tym spotkaniu Polka w ogóle skrzydeł nie rozwinęła. Był to występ, o którym ona i jej kibice jak najszybciej chcieliby zapomnieć, a który był smutnym podsumowaniem trudnych startów na Bliskim Wschodzie. Startów nieudanych - a głównego winnego tej sytuacji Świątek wskazała właśnie po meczu ze złotym dzieckiem światowego tenisa. Teraz, w półfinale Indian Wells, będzie chciała zastąpić przykre wspomnienie sprzed trzech tygodni nowym, zdecydowanie lepszym.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
"Zniechęcona", "bezradna", "na zaciągniętym hamulcu" - takimi słowami przez większość czasu komentatorzy Canal+ opisywali postawę Świątek w meczu z 20 lutego. W meczu, w którym 23-letnia tenisistka popełniła aż 31 niewymuszonych błędów. Młodsza o sześć lat Andriejewa miała ich 13 - i tak samo odmienna była gra obu tenisistek w tym spotkaniu.
Pierwsze minuty meczu jeszcze nie zapowiadały późniejszego czarnego scenariusza dla fanów drugiej rakiety globu. Mało tego, popisała się wtedy zagraniem, które rozbawiło komentatorów. Wykorzystała przy tym wielki atut rywalki - potężny serwis. Przy returnie przystawiła bowiem rakietę i piłka błyskawicznie poleciała na drugą stronę kortu wzdłuż linii. Rosjanka nie miała szans. Celt i partnerująca mu za mikrofonem Klaudia Jans-Ignacik aż się roześmiali.
- Serwis 186 km/h i myślę, iż return kilka wolniejszy. Iga była delikatnie spóźniona, ale wyszło genialnie - podsumował kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Billie Jean King.
Ale potem już mu do śmiechu nie było. Wszechstronna Andriejewa bowiem się rozkręcała, a znacznie bardziej doświadczona i utytułowana Polka po pierwszych gemach oddała jej pole. Albo odprowadzała piłkę zagraną przez przeciwniczkę wzrokiem, albo frustrowała się własną niemocą. Żaden z tych widoków nie był dobrym sygnałem.
Wydawało się, iż w drugiej partii się przebudzi - prowadziła 3:1, a przecież nieraz w przeszłości odrabiała bez większych problemów stratę seta. Tyle iż teraz maszyna gwałtownie się zacięła i trzy gemy z rzędu powędrowały na konto nastolatki. Tej raz sprzyjało też szczęście - na początku ósmego gema wydawało się, iż piłka po jej mocnym uderzeniu musi wyjść na aut. Ale zamiast tego zatrzymała się na taśmie i spadła na połowę kortu Polki. To wtedy Celt wspomniał o podcięciu skrzydeł. A Świątek znów była nerwowa. Łapała się za głowę i wyraźnie nie miała pomysłu na to, jak przerwać własną niemoc.
Tuż po spotkaniu druga rakieta świata gwałtownie opuściła kort. Była tak rozczarowana, iż błyskawicznie przeszła obok czekających na nią członków swojego sztabu szkoleniowego. Wim Fissette wyciągał wtedy do niej rękę, chcąc podziękować za występ, ale zdenerwowana zawodniczka nie zareagowała. Była to typowa reakcja rozczarowanego sportowca, choć po meczu pojawiały się w niektórych mediach i na portalach społecznościowych sugestie, iż to dowód na kłopoty w relacji na linii tenisistka - trener. Dość gwałtownie jednak to ucichło.
Głośno zaś było o słowach Świątek z konferencji prasowej, bo Polka wskazała przyczynę swojego słabszego występu nie tylko w Dubaju, ale i wcześniej w Dosze. I dotyczyło to nie tylko jej, ale także innych czołowych zawodniczek. Zdaniem 23-latki winny był tu intensywny kalendarz obowiązkowych startów. Polskim kibicom pozostaje nadzieja, iż po piątkowym półfinale Świątek będzie analizować zwycięstwo nad Andriejewą i świętować je razem z Fissette'em.