Tekst pod tytułem "Polski Związek Wódki Nożnej. Tak się bawią włodarze polskiej piłki" ukazał się w portalu Goniec.pl na początku lipca i odbił się szerokim echem nie tylko w piłkarskim środowisku. Opisywane w nim sytuacje są mocne. Jest opis nagrania, choć bez zmieszczonego wideo, na którym działacze PZPN mieli bawić się z politykami PiS w mieszkaniu skompromitowanego polityka Łukasza Mejzy. To tam mieli śpiewać wspólnie "Barkę" i sprawdzać swoje pięściarskie umiejętności. Anonimowi informatorzy opisują też inne historie i - zgodnie z tym, co przekazali autorzy tekstu - zapewniają, iż choć w artykule nie ma ich imion i nazwisk, to powtórzą swoje słowa w sądzie. Wszystko wskazuje, iż będą mieli do tego okazje, bo federacja jednoznacznie zaprzecza ich słowom i - jak dowiedział się Sport.pl - już teraz kieruje sprawę na drogę sądową.
REKLAMA
Zobacz wideo Sensacyjny powrót do reprezentacji Polski?! Jan Urban: Nie wahałbym się
W publikacji Goniec.pl pojawiła się również odpowiedź biura prasowego PZPN na pytania nadesłane przez autora - Krzysztofa Boczka. "Z uwagą zapoznaliśmy się z nadesłanymi pytaniami. Zdecydowana większość z nich to pytania zamknięte, w których stawia Pan wyraźną tezę o znamionach insynuacji i pomówień. Taka formuła może sugerować, iż wydźwięk Pana artykułu jest z góry ustalony. Mimo wszystko chcąc okazać szacunek dla Pańskiej pracy, przekazujemy poniższą zbiorczą odpowiedź i liczymy, iż przytoczy ją Pan w całości w swoim tekście. Niemal w każdym pytaniu sugeruje Pan zdarzenia, które nie miały miejsca. Co więcej, nie przedstawia Pan choćby cienia dowodów, które by uzasadniały zadanie takich pytań. Nie przedstawił Pan żadnych faktów, które można byłoby skomentować, jedynie wystosował Pan szereg niczym niepodpartych zarzutów" - czytaliśmy.
PZPN już ustanowił pełnomocnictwo
W kilku późniejszych wypowiedziach dla mediów prezes Cezary Kulesza sugerował, iż nie wyklucza podjęcia kroków prawnych. Zapytaliśmy więc w federacji, czy to tylko słowa, czy coś rzeczywiście dzieje się w tej sprawie. Odpowiedź PZPN publikujemy w całości:
"Szanowny Panie Redaktorze,
choćby zwykle krytyczni wobec PZPN dziennikarze wskazywali, iż wspomniana publikacja nie zawierała żadnych dowodów, ani wiarygodnych źródeł informacji. Nasza federacja jest otwarta na dialog z mediami, merytoryczną polemikę oraz konstruktywną krytykę. Możemy rozmawiać o faktach, ale nie możemy akceptować insynuacji oraz pomówień.
W przypadku publikacji, o którą Pan pyta, jedyną szansą na obronę dobrego imienia i przeciwdziałanie pomówieniom jest działanie na drodze formalnej. Polski Związek Piłki Nożnej ustanowił pełnomocnictwo prawne dla poprowadzenia tej sprawy. Reprezentująca nas kancelaria prawna wysłała do redakcji oficjalne wnioski o opublikowanie sprostowania, które w przeciągu kilku dni powinny dotrzeć do adresatów. Podobne działania podjął Prezes Cezary Kulesza. Należy jednak zaznaczyć, iż sprawy te są traktowane rozdzielnie, a prezes Kulesza wszelkie koszty dotyczące jego roszczeń pokryje z własnych środków finansowych.
Z poważaniem
Biuro Prasowe PZPN"
Początek powyższej odpowiedzi, to nawiązanie do słów Szymona Jadczaka, cenionego i nagradzanego dziennikarza śledczego Wirtualnej Polski, który w rozmowie z Pawłem Paczulem na Weszło tak skomentował publikację Gońca. - Autor, który to napisał, nie jest najbardziej rzetelnym dziennikarzem. On też pisze o mediach, pisał też o Wirtualnej Polsce i popisywał się skrajną nierzetelnością, tendencyjnością.
- Poza tym większość tych historii znałem, zabrzmi to nieskromnie, ale po części opisywane są moje historie z rozbudowanymi wątkami: Mejza, "Grucha", premie, Stasiak - kontynuował Jadczak i mówił: - Też nie we wszystkie historie bym wierzył, bo są wyciągnięte z magla. W przerwie meczu bodaj z Albanią Kulesza był tak pijany, iż nie mógł wstać, a wręczał na murawie nagrody dzieciom? To są drobnostki, które każą się zastanowić, czy tam nie ma więcej takich wpadek.
Z reakcji PZPN na zadane przez nas pytanie wynika, iż sprawa głośnej publikacji zakończy się w sądzie.