Cały świat zobaczył, co się stało z rywalką Świątek. Polały się łzy

5 godzin temu
Amanda Anisimova jeszcze w trakcie meczu z Igą Świątek wycierała napływające do oczu łzy, a podczas późniejszej przemowy potrzebowała chwili, by przestać płakać. Po wygranym przez Polkę 6:0, 6:0 finale Wimbledonu jakość jej gry eksperci porównywali do maszyny, a Amerykanki było im po prostu żal. Teraz, w ćwierćfinale US Open, druga z tenisistek będzie miała szansę pokazać inną twarz.
- Nierealne - stwierdziła Iga Świątek tuż po lipcowym finale Wimbledonu. Zaraz po tym efektownym zwycięstwie aż złapała się za głowę, a chwilę później ten gest powtórzyła. Zaskoczyła nie tylko siebie, ale też wszystkich dookoła. A niektórzy - obserwując jej grę w pojedynku z Amandą Anisimovą, powtarzali, iż Polka zapomniała, na jakiej nawierzchni gra. W środowym ćwierćfinale US Open zmierzą się na korcie twardym i wydaje się, iż Amerykanka powinna być znacznie trudniejszą przeszkodą niż niespełna dwa miesiące temu.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"


Tenis na komputerze zamiast na korcie, ziemia zamiast trawy
"Bezlitosny pokaz" - tak zatytułowano zapis wideo z finału Wimbledonu z udziałem Świątek i Anisimovej na koncie na platformie Youtube londyńskiego wielkoszlemowego turnieju. W różnych artykułach też wówczas pisano, iż Polka nie miała litości. Na to, iż wygrała bez straty gema w 57 minut złożyły się dwa elementy - jej świetna dyspozycja i zagubienie rywalki.
Komentatorzy mówili, iż tenis Polki ma w tym meczu jakość maszyny. - Jakby grała na komputerze, a nie na korcie - zachwycali się. A po kolejnym z jej skutecznych uderzeń stwierdzili, iż jest po prostu za dobra.
Olbrzymią różnicę między nimi pokazywały też statystyki - Amerykanka wygrała zaledwie 24 punkty w tym spotkaniu, a Świątek 55. Pierwsza popełniła 28 niewymuszonych błędów i miała jedynie osiem uderzeń wygrywających (u drugiej było ich - odpowiednio - 10 i 11), a w zaledwie jednym ze wszystkich 12 gemów była o punkt od wygrania gema.


Jeszcze przed tym sezonem stale powtarzano, iż trawa to nawierzchnia, na której Polka nie może się odnaleźć. Nigdy wcześniej jako seniorka nie dotarła w turnieju rozgrywanym na takim korcie do finału. Tymczasem teraz w czerwcu grała w meczu o tytuł w Bad Homburg, a 12 lipca wygrała Wimbledon. Wimbledon, który dotychczas był u niej najgorszą z imprez wielkoszlemowych pod względem osiąganych wyników. I zrobiła to w sezonie, w którym wcześniej miała mocno pod górkę. I po ponad roku czekania na tytuł.


- Czterokrotna zwyciężczyni Roland Garros wyglądała, jakby grała na ziemi, a Anisimova wyglądała, jakby grała swój pierwszy finał wielkoszlemowy - podsumowano na portalu Tennis.com.
Amerykanka rzeczywiście debiutowała w meczu o tak wielką stawkę. Nic jednak nie zapowiadało, iż aż tak się w nim posypie. Wcześniej zbierała pochwały za wielką waleczność, dzięki której wyeliminowała m.in. liderkę światowego rankingu Arynę Sabalenkę. Ale w trakcie i po finale wobec niej stosowano głównie takie określenia jak "zagubiona" czy "przytłoczona". Wyraźnie zaskoczeni stanem zawodniczki z USA był także jej trener.
Przy stanie 0:6, 0:2 kamery pokazały, jak przeciera ręką oczy, z których leciały pierwsze łzy. Z ich powstrzymaniem największą trudność miała w trakcie przemówienia podczas dekoracji, gdy wspomniała o swojej matce. Przepraszała też wszystkich za słaby występ i dziękowała za wsparcie.
- To nie tak miał się potoczyć mój pierwszy finał Wielkiego Szlema. Sądzę, iż byłam trochę w szoku - podkreślała.


Fibak wprost o wyczynie Świątek: oddałbym choć gema. Polka podwójnie zaskoczona
Wojciech Fibak w rozmowie ze Sport.pl opowiadał, iż był przekonany w trakcie meczu, iż Anisimova wygra w drugim secie kilka gemów. Nie ukrywał też zaskoczenia taktyką przyjętą przez tę zawodniczkę.
- Dziwię się, bo trener coś tam do niej mówił, a ona 90 procent piłek kierowała na bekhend Igi. A przecież z bekhendu nie dostanie żadnego prezentu od Igi. Żal mi jej, bo bardzo się starała, ale choćby jak coś zagrała dobrego, to Iga odpowiada jeszcze lepszym uderzeniem w linię. (...) Wygrać finał wielkoszlemowy 6:0, 6:0 - ja bym tak nie potrafił. Oddałbym choć gema. Ale Iga jest bardzo twarda mentalnie - podkreślał wtedy ćwierćfinalista Wimbledonu z 1980 r.
Komentująca to spotkanie dla ESPN Chris Evert też zwracała uwagę, iż choćby zwyczajowe atuty Anisimovej tym razem nie działały. - Ciężko na to patrzeć - zaznaczyła legendarna tenisistka w pewnym momencie.
Fibak zapewniał, iż nikt nie mógł się spodziewać tego sukcesu Świątek. Słowa te potwierdzała sama tenisistka, która stwierdziła, iż choć uważa się za już doświadczoną tenisistkę po wygraniu wcześniej pięciu turniejów wielkoszlemowych to triumfu w Londynie się naprawdę nie spodziewała.


- Tenis wciąż mnie zaskakuje i ja samą siebie wciąż zaskakuję - podsumowała 24-latka, która tuż po ostatniej akcji meczu złapała się za głowę, a potem jeszcze powtórzyła ten gest m.in. wtedy, gdy biegła uściskać bliskich i współpracowników.
Świątek w niezwykle efektowny sposób uczciła też wtedy 100. wygrany mecz w Wielkim Szlemie. Jedyny wcześniejszy przypadek finału w zawodach tej rangi wygrany 6:0, 6:0 to zwycięstwo Steffi Graf nad Nataszą Zwerewą w Roland Garros 1988.
Wydaje się, iż zwycięstwo w takim wymiarze powinno przede wszystkim być atutem od strony mentalnej Świątek przed kolejnym pojedynkiem z Anisimovą. Ale Amerykanka już wtedy w Londynie zapowiedziała, iż postara się wykorzystać to bolesne doświadczenie jako lekcję.
- Powiedziałam sobie w pewnym momencie, iż z pewnością wrócę silniejsza po tym - zapowiedziała. Potwierdzić te słowa na korcie będzie miała okazję już w środę. Ćwierćfinał US Open z udziałem jej i Świątek zaplanowano ok. godz. 20 czasu polskiego.
Idź do oryginalnego materiału