Cały świat złapał się za głowę przez Igę Świątek. Sensacyjny zwrot

3 godzin temu
To był zaskakujący sezon dla Igi Świątek. Większe sukcesy osiągała tam, gdzie mało kto się spodziewał, wygrywała turnieje, w których wcześniej aż tak nie błyszczała, nigdy nie była tak regularna w Wielkim Szlemie. Jednocześnie słabiej radziła sobie na ukochanej mączce, częściej przegrywała z największymi rywalkami. Rok 2026 również może przynieść niespodzianki, co nasza tenisistka zdążyła już zasugerować.
Rok 2024 kończył się dla Igi Świątek trzęsieniem ziemi. Przeżyła sprawę dopingową, która uniemożliwiła jej kolejne występy i z tego powodu straciła pozycję liderki rankingu kobiecego tenisa. W międzyczasie zmieniła także trenera, po trzech latach współpracy Tomasza Wiktorowskiego zastąpił Wim Fissette. W obecnym, kończącym się już sezonie, doszło w przypadku Świątek do kolejnych zaskakujących historii, których trudno było spodziewać się na starcie rozgrywek.

REKLAMA







Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie



Kto by przewidział, iż największe sukcesy nasza tenisistka osiągnie tam, gdzie dotąd szło jej nieco gorzej, a na ukochanych kortach poradzi sobie tym razem słabiej? W ostatnich miesiącach Iga Świątek wygrała Wimbledon oraz turniej WTA 1000 w Cincinnati. W obu przypadkach to niespodziewane sukcesy, bo to imprezy rozgrywane na wyjątkowo szybkich kortach, jednych z najszybszych w całym tourze.
Nieoczekiwany sukces w Wimbledonie
Jej relacja z trawą w ostatnich latach uchodziła za skomplikowaną. Po juniorskim sukcesie w Wimbledonie 2018, wśród seniorek zaszła tam najdalej do ćwierćfinału dwa lata temu. W Londynie osiągała wcześniej wyraźnie gorsze wyniki niż w pozostałych turniejach wielkoszlemowych. Tymczasem w tym roku Świątek nie dość, iż zaliczyła pierwszy finał imprezy trawiastej w karierze w Bad Homburg, to jeszcze kilkanaście dni później okazała się najlepsza na londyńskiej trawie, w zdaniem wielu najbardziej prestiżowym turnieju tenisowym na świecie.
To tym większy sukces, iż Iga Świątek poprzednio nie czuła się aż tak pewnie w warunkach trawiastych. Przyszło jednak przełamanie, a wygrana wimbledońska to zasługa kapitalnego serwisu, wprowadzenia slajsa do gry w częstszym zakresie, lepszego poruszania się po trawie. - Potrzebne są inne ruchy, inaczej muszę zatrzymać się przed piłką - zapowiadała w rozmowie ze Sport.pl.
Zaskoczeni mieliśmy prawo być także w sierpniu, gdy Świątek triumfowała w Cincinnati. Wcześniej w tej lokalizacji nie zaszła nigdy choćby do finału, co w przypadku imprez kategorii WTA 1000 stanowiło wyjątek - jedyny obok Canadian Open i turnieju w Wuhanie. Co prawda w tym roku korty w Ohio nieco zostały zwolnione, ale wciąż są bardzo szybkie. Rok temu Polka przegrała wyraźnie w półfinale w Cincinnati z Aryną Sabalenką, teraz okazała się zdecydowanie najlepsza.



We wrześniu wygrała także w Seulu, startując tam po raz pierwszy w karierze. Na długo zapamiętamy tamtejszy finał, w którym Idze Świątek długo nie szło, w pierwszej partii Jekaterina Aleksandrowa rozbiła ją 6:1. Polka wyrwała to zwycięstwo 1:6, 7:6, 7:5, a sukces był ważniejszy niż ranga turnieju WTA 500. W meczu decydującym o tytule pokazała, iż może pokonać nie tylko rywalkę, ale i swoje słabości.
Gorzej na mączce
Wygrywając Wimbledon Iga Świątek przeszła do historii jako pierwsza polska mistrzyni tej imprezy w singlu. Zdobyła swój szósty tytuł wielkoszlemowy, dzięki czemu zakończyła czwarty sezon z rzędu z co najmniej jednym tytułem Wielkiego Szlema. Gdybyśmy mieli w styczniu zgadywać, gdzie wywalczy taki tytuł, pewnie wielu w ciemno stawiałoby na Paryż. Tym razem jednak na mączce szło jej nie aż tak dobrze. Półfinał w Madrycie, ćwierćfinał w Stuttgarcie, trzecia runda w Rzymie i półfinał Roland Garros to wyniki poniżej jej oczekiwań. Wiosną przeżywała trudny okres, gdy obrona sporej liczby punktów z poprzedniego jeszcze sezonu mogła stanowić dodatkowe obciążenie.
Martwiły nas nie tylko same niepowodzenia na ziemi, ale także ich styl. Coco Gauff rozbiła Igę Świątek w stolicy Hiszpanii 6:1, 6:1, Danielle Collins w stolicy Włoch 6:1, 7:5. Polka seryjnie wygrywała z Gauff, ale to się ostatnio zmieniło. Na kortach Foro Italico, które stanowią sprawdzian generalny przed Roland Garros, Iga do tej pory błyszczała, wygrywając już trzy razy. Trzecia runda to był jej najgorszy rezultat na mączce w imprezie rangi 1000 od czterech lat.
Przerwana została także jej seria w Dosze, gdzie po trzech zwycięstwach odpadła w półfinale z Jeleną Ostapenko, rozbita 3:6, 1:6. Ten występ obok wspomnianych spotkań z Coco Gauff i Danielle Collins oraz starcia z Aleksandrą Ealą w Miami (2:6, 5:7) można uznać za najsłabsze w całym sezonie w wykonaniu Świątek.



Bilans tegorocznych spotkań naszej tenisistki wygląda następująco: 62 zwycięstwa - 17 porażek (79 proc. wygranych). A jak było w poprzednich latach?

2022: 67 - 9 (88 proc.)
2023: 68 - 1 (86 proc.)
2024: 64 - 9 (88 proc.)

Jednocześnie w imprezach wielkoszlemowych rozegrała najrówniejszy sezon w karierze: półfinał Australian Open, Roland Garros, ćwierćfinał US Open i tytuł w Wimbledonie. Pierwszy raz w ciągu roku we wszystkich czterech turniejach doszła co najmniej do najlepszej „ósemki". Z kolei w zawodach WTA 1000 osiągnęła trzy półfinały, trzy ćwierćfinały, dwie czwarte rundy, jedną trzecią rundę oraz tytuł w Cincinnati.


Perspektywa ma tu najważniejsze znaczenie. W przypadku zdecydowanej większości tenisistek takie rezultaty można by uznać za gigantyczny sukces. A u Igi Świątek? Panowało nie raz poczucie niedosytu ze strony kibiców, którzy przyzwyczajeni są do pasma zwycięstw, rozpieszczeni listą osiągnięć tenisistki w poprzednich latach. Podobnie, jak utarło się, iż Polka zwykle nie daje żadnych szans swoim największym rywalkom w bezpośrednich spotkaniach.
Największe rywalki się stawiają
Turniej Mistrzyń w Rijadzie potwierdził, iż na tym polu jest trudniej niż wcześniej. Iga Świątek przegrała w grupie WTA Finals z Jeleną Rybakiną i Amandą Anisimową. Z tą pierwszą wcześniej wygrała cztery mecze z rzędu, ale z Amerykanką poniosła już drugą porażkę w ostatnich miesiącach. Do tego ma niekorzystną serię dwóch przegranych z Aryną Sabalenką, trzech z Coco Gauff, dwóch z Jessicą Pegulą i Mirrą Andriejewą. W Wuhanie pierwszy raz nie dała rady Jasmine Paolini, rozbita przez Włoszkę aż 1:6, 2:6. W ostatnich latach jej bilans z przeciwniczkami z top 10 był bardzo korzystny, w ostatnim sezonie wynosił 11:5, a w obecnym 9:8.



W tym kontekście wymowne pozostają słowa Igi Świątek wypowiedziane w trakcie wywiadu dla Canal+ Sport po ostatnim meczu z Amandą Anisimową w Arabii Saudyjskiej. - adekwatnie nie ma niczego, czego bym żałowała, poza dosłownie może jedną decyzją, gdy mnie przełamała w trzecim secie. Prawda jest taka, iż zrobiłam, co mogłam. Z jednej strony to pocieszające, bo niczego mogę nie żałować, a z drugiej strony słabo, iż to już nie wystarcza - powiedziała.






Przed sezonem 2025 pewnie nikt nie spodziewał się, iż nasza zawodniczka będzie miała takie kłopoty z największymi rywalkami. Albo, iż aż trzy razy przegra trzeciego seta w stosunku 0:6: w półfinale Roland Garros z Aryną Sabalenką, w czwartej rundzie w Pekinie z Emmą Navarro czy w ramach WTA Finals z Jeleną Rybakiną. Jak wskazał Łukasz Jachimiak w artykule opublikowanym na portalu Sport.pl: "Od 12 lat nikt nie przegrywał tak, jak w tym sezonie Iga Świątek."
Zaskoczeni mieliśmy prawo być również w trakcie sezonu pozytywnymi zmianami. Po słabszej wiośnie przyszło odrodzenie na trawie. Po kilku przegranych tie-breakach na początku roku Iga kończy sezon czterema wygranymi "dogrywkami" i dodatnim bilansem tie-breakowym 8:7. W pierwszych miesiącach serwis często jej nie pomagał, by w Londynie stać się największą bronią, a od tego czasu - choć podanie przez cały czas faluje - jest jednak zwykle argumentem na jej korzyść. Serwuje szybciej, dokładniej, w bardziej urozmaicony sposób, jest w czołówce zagranych asów, czego jeszcze 12 miesięcy temu nikt by nie przewidział.
Czytaj także: Co za wyczyn Sabalenki



W rankingu też działy się rzeczy zaskakujące. Świątek zaczynała sezon jako wiceliderka, w czerwcu spadła na ósmą pozycję, najniższą od czterech latach. W drugiej części roku wróciła na drugie miejsce, co, biorąc pod uwagę wszystkie perturbacje, należy docenić. Podobnie, jak całość występów Igi Świątek w 2025 - nie był to tak dobry rok, jak poprzednie, ale to nie znaczy, iż zły. Sam triumf w Wimbledonie zamknął usta krytykom, pokazał, iż w otoczeniu obecnych współpracowników przez cały czas może być najlepsza na świecie.
Jak będzie dalej?
Czym nas polska tenisistka zaskoczy w przyszłym sezonie? Niewykluczone, iż zmianą w planie startów, co już kilka razy zdążyła zasugerować. Również po przegranej z Anisimową w Rijadzie mówiła: "Jedyne adekwatnie co mogę zmienić, to zacząć grać mniej meczów, a więcej trenować. Może wtedy takie spotkania będę w stanie wygrać (…). Fajnie, iż zagrałam tyle meczów. Może to nie był dobry pomysł. Zobaczymy, jak przyszłe sezony będą wyglądały".
To byłoby niespodziewane, bo Polka przyzwyczaiła, iż gra praktycznie wszędzie, rzadko rezygnuje ze startów, a prawie wyłącznie gdy jest do tego zmuszona - kontuzjami czy zawieszeniem jesienią zeszłego roku. Nikt nie grał tak często w 2025, jak Iga Świątek, ale nie zawsze przekładało się to korzystnie na jej występy. Nie zawsze także na ranking, bo jak tłumaczyliśmy, Aryna Sabalenka wystąpiła w mniejszej liczbie turniejów, także tych obowiązkowych WTA 500, a mimo to nie została tak surowo ukarana przez tzw. karne zera, jak nasza tenisistka. To również daje do myślenia, czy Polka zmieni swój terminarz w 2026 i zaskoczy nas jedną czy drugą nieobecnością w danej imprezie.
Idź do oryginalnego materiału