Cały świat widzi, co się dzieje z Igą Świątek. Tego już się nie da ukryć

12 godzin temu
Nikt nie wie, co się dzieje pod czapką Igi Świątek, ale wszyscy się nad tym głowią. Szacowne "L'Equipe" dopiero co pisało, iż trwa tam burza. Im dłużej obserwowało się Polkę podczas Roland Garros, tym większą można było mieć nadzieję, iż burza minęła i wreszcie przyszedł spokój. Ale co my adekwatnie zobaczyliśmy w hitowym półfinale Świątek - Sabalenka?
Iga Świątek tańczy i podśpiewuje. Iga Świątek prosi kibiców, żeby zrobili falę. Iga Świątek wybucha, ale nie nerwami, tylko śmiechem, po tym jak nie udaje jej się nabrać dziennikarzy. To są obrazki z ostatnich dni. Całkiem inne od tych, jakie oglądaliśmy śledząc występy naszej tenisistki w wielu tegorocznych turniejach przed Roland Garros. Eksperci i kibice z całego świata przyglądali się przemianie byłej numer jeden. I zastanawiali się, na ile trwała okaże się w teście ognia, jaki czekał Polkę w hitowym półfinale z obecną numer jeden światowego tenisa - Aryną Sabalenką. Jaką dostaliśmy odpowiedź?


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy


Bardzo interesująca była dyskusja w studiu Eurosportu od razu po tym meczu. Świątek zaczęła go źle – po 10 minutach przegrywała 0:3. Ale od stanu 1:4 zaczęła grać dobrze, wyszła choćby na prowadzenie 5:4 i pierwszego seta przegrała po tie-breaku. W drugim secie Iga była kapitalna, zasłużenie wygrała 6:4. I gdy wydawało się, iż ma wszystko, żeby pokonać najlepszą dziś tenisistkę świata, przegrała 0:6 w 22 minuty.
- Możemy wyrzucić wszystkie notatki do śmietnika. Dla mnie nie ma znaczenia to, co Iga robiła w trzecim secie i chciałbym to bardzo mocno podkreślić. To był pokaz siły Sabalenki. To była dominacja w stylu Rafaela Nadala, który przez lata rządził na tym korcie – mówił Maciej Synówka. Z trenerem, który prowadził m.in. Belindę Bencić i Barborę Krejcikovą, nie zgodził się Paweł Kuwik. - Trzecia partia to coś niezrozumiałego. To tak, jakby cały mechanizm zegarka się rozpadł – mówił reporter w trakcie łączenia z Paryża. I podkreślał, iż owszem: Sabalenka zagrała świetnie, ale to po stronie Świątek trzeba doszukiwać się przyczyn aż tak ogromnej różnicy między nimi.
W decydującym secie panie rozegrały 30 punktów. Sabalenka wygrała 24:6. Świątek popełniła aż 12 niewymuszonych błędów, a jej rywalka nie zrobiła ani jednego.
- Trudno wygrać z taką rywalką, zaczynając tak sety – zauważał Dawid Celt. Kapitan reprezentacji Polski w Billie Jean King Cup podkreślał, iż Świątek źle weszła w pierwszą partię i jeszcze gorzej w ostatnią. W pierwszym secie straty potrafiła odrabiać, w trzecim już za bardzo się spieszyła i denerwowała, przez co mnożyła błędy. – Iga zaczynała za wolno, tracąc od razu podanie, pozwalając rywalce na zbudowanie przewagi. To jest rzecz, nad którą trzeba się zastanowić, bo w ostatnich tygodniach to się często zdarza – mówił Celt.


Panowie przypomnieli, iż w czwartej rundzie Roland Garros z Jeleną Rybakiną Świątek przegrywała 1:6, 0:2. Wtedy zdołała odrobić straty i wygrać mecz 1:6, 6:3, 7:5. Ale jest oczywiste, iż nie zawsze da się zaliczyć tak spektakularne powroty. - Zaskakujące są nerwy Igi na początku, bo pamiętamy, jak potrafiła wychodzić i z każdą rywalką wygrywać 3:0, 4:0, 5:0 – przyznawał Synówka.
Dużo więcej mówi się o głowie Świątek niż o jej tenisie. "Tu chodzi o psychikę"
Takich dyskusji mamy po meczach Świątek coraz więcej. O nerwach, o pośpiechu, o mnożeniu błędów – o tym wszystkim fachowcy dyskutują o wiele częściej niż choćby o forhendzie, który raz u Igi działa znakomicie, a za chwilę to głównie on wpędza ją w kłopoty. A jeżeli choćby fachowcy omawiają aspekty stricte tenisowe, to podkreślają, iż ten forhend nie działa, bo Iga jest zbyt usztywniona przez stres.
Spójrzmy na wypowiedź Caroline Wozniacki przed półfinałem Świątek – Sabalenka. Prosiliśmy o klasyczną opinię, prognozę przed meczem. Tymczasem była znakomita tenisistka ani słowa nie poświęciła technice i taktyce. - U Igi Świątek chodzi głównie o mental. Ostatnio Iga wydaje się zestresowana, nie może grać swobodnie. Tu chodzi o psychikę. Czy Iga poczuje ogrom presji i będzie spięta, pamiętając, iż tyle razy tu wygrywała, czy wejdzie na kort pewna, bo powie sobie: "Zwyciężałam tu wielokrotnie, to jest moja nawierzchnia i każdy powinien się mnie bać"? Zdecyduje nastawienie. Patrząc z zewnątrz, Iga powinna być pewna siebie, ale łatwiej o tym mówić niż to zrobić – podkreślała była numer jeden.
Po meczu Świątek z Sabalenką pewnie 90 procent kibiców zgodzi się z Wozniacki – chodziło o mental, o psychikę. To pod tym względem Sabalenka miała nad Świątek największą przewagę.


Wim Fissette trafił do Igi Świątek
„Burza pod czapką" – taki tytuł miał tekst o meczu Świątek z Rybakiną w cenionym "L’Equipe". Francuski dziennik docenił to, co Polka zrobiła w tamtym meczu, ale pod czapkę Igi zaglądał nie tylko a propos tamtego występu mistrzyni.
"Całkowicie przytłoczona, wybita z rytmu, non-stop spóźniona i niezdolna do tego, by odpowiedzieć na agresję Rybakiny, Świątek zdawała się wracać do złych nawyków, które sprawiły, iż przyjechała na Roland Garros, nie będąc w stanie wygrać od roku" – czytaliśmy.
Podobnie pisano na stronie Tennis.com. "Było kilka powodów, biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia Świątek w tym roku i jej poziom w ciągu ostatnich kilku tygodni, aby sądzić, iż uda jej się dokonać jakiegokolwiek powrotu". I podsumowywano: "Zwycięska forma Igi Świątek na Roland Garros, do której kiedyś byliśmy tak przyzwyczajeni, dziś wydała nam się objawieniem".
Iga tamten mecz wygrała, m.in. korzystając ze świetnej rady Wima Fissette’a. Trener podpowiedział jej, żeby stanęła dalej przy odbiorze serwisów Rybakiny. W ten sposób Świątek miała więcej czasu w reakcje po potężnych uderzeniach rywalki. I reagowała świetnie. Polka posłuchała też wtedy innej rady Belga – żeby zwolniła, żeby przestała próbować odpowiadać na mocne uderzenia Rybakiny jeszcze większą siłą. Utrzymywanie piłki w grze, wydłużanie wymian, spokój – tym wszystkim Polka rozmontowała groźną rywalkę.


Daria Abramowicz też wykonała robotę
Po tym meczu można było uwierzyć, iż triumf nad Rybakiną będzie dla Igi tak ważnym momentem jak zwycięstwo nad Naomi Osaką w drugiej rundzie Roland Garros przed rokiem. Wówczas Świątek obroniła meczbola, a wszystkie późniejsze mecze wygrała już bardzo pewnie.
Teraz zaimponowała nam tym, jak wytrzymała walkę z Rybakiną i jak ją przełamała. Pełni nadziei byliśmy już wtedy, gdy Iga czekała czy jej rywalką będzie Rybakina, czy Jelena Ostapenko. Świątek miała prawo być spięta, myśląc, iż los może jej zgotować kolejne starcie z Łotyszką, której nigdy nie pokonała, choć próbowała już sześć razy. W tym dwukrotnie w bieżącym roku. Tymczasem na konferencji prasowej Iga zapytana przez jednego z dziennikarzy czy ma jakieś preferencje co do rywalki z pokerową twarzą stwierdziła, iż nie, a dwie sekundy później rozbawiła wszystkich szczerym wybuchem śmiechu. To był po prostu fajny moment luzu, prawdy. A nie napięcia i uciekania w bezpieczne formułki.
Po zwycięstwie nad Rybakiną przyszła kontynuacja porządnego grania, co w tym roku nie jest u Igi regułą. Przeciw Ukraince Elinie Switolinie Polka wytrzymała wszystkie nerwowe końcówki. I – co ważne – tym razem nie pozwoliła rywalce uciec, już nie musiała desperacko gonić, miała mecz pod kontrolą. Ale z Sabalenką znów Iga była rozhuśtana. Kiedyś to była królowa regularności. I dominatorka, która – co przypomniał Synówka – mecz z każdą rywalką potrafiła zacząć od narzucenia swoich warunków, od ustawienia jej w narożniku i punktowania czy wręcz nokautowania. Dlaczego Świątek to zatraciła?
W sposób naturalny chciałoby się o to zapytać Darię Abramowicz. Jednak psycholożka, która od 2019 roku pracuje z Igą kiedyś chętnie o tej współpracy opowiadała, a w trudnym sezonie milczy. Miesiąc temu napisałem na Sport.pl tekst z pytaniami, które Darii Abramowicz zadają nie tylko kibice w mediach społecznościowych, ale też jej koledzy z branży. Bo inni psychologowie sportowi zaczęli się głośno zastanawiać czy formuła współpracy Abramowicz ze Świątek się nie wyczerpała. I czy nie jest tak, iż relacja profesjonalna, zawodowa, cierpi, bo pojawiła się zażyłość.


W reakcji na tamten artykuł Świątek dała wywiad Wirtualnej Polsce. Odpowiedzi na trudne pytania nie udzieliła, ale zapewniła, iż kooperacja z Abramowicz wciąż jest dla niej kluczowa. Że wręcz jest bazą, bez której dalszych sukcesów nie będzie.
Bardzo możliwe, iż to prawda. Wygląda na to, iż po serii zaskakująco słabych, wyraźnie przegranych meczów i po serii nader emocjonalnych reakcji Świątek na Roland Garros przyjechała w lepszej formie mentalnej. Dało się zauważyć, iż ma przepracowane negatywne rzeczy i iż zamiast zapętlać się na swoich błędach potrafi cieszyć się z tego, co robi, jak pracuje. Zdawało się nawet, iż znowu wierzy, iż może wszystko.


- Myślę, iż potrzebowałam tego rodzaju zwycięstwa, żeby poczuć, iż jestem w stanie zwyciężać, będąc pod presją. I choćby jeżeli mecz nie idzie w dobrą stronę, przez cały czas mogę odwrócić jego losy i wygrać - podkreślała po pokonaniu Rybakiny.
Mentalną przemianę w Idze dostrzegał też trener. - Role w naszym zespole są dość jasno określone - ja zajmuję się kwestiami technicznymi i taktycznymi, a Daria zajmuje się sprawami mentalnymi. Trzymamy to trochę oddzielnie i to też jest w porządku. Czuję, iż Iga jest w dobrym miejscu. I miło to widzieć po kilku trudnych tygodniach – mówił Wim Fissette przed półfinałem z Sabalenką.


Świątek nie powinna rozdrapywać ran po Sabalence
Ogromnie szkoda, iż Świątek tego meczu nie wygrała. Takie zwycięstwo mogłoby być przełomem. Sportowo dałoby pierwszy finał jakiegokolwiek turnieju od roku. I szansę na pierwszy tytuł od Roland Garros 2024. A taki sukces pozwoliłby pewnie na dobre zapomnieć o tych wszystkich frustrujących porażkach z ostatnich miesięcy. Dla perfekcjonistki Świątek bolesne były odpadnięcia w półfinałach i ćwierćfinałach niemal wszystkich tegorocznych imprez, choć dla 90 procent tenisistek z rankingu WTA byłyby to niemal wymarzone wyniki.
Ale Iga to była numer jeden i pięciokrotna mistrzyni wielkoszlemowa. Ona chce i może osiągać więcej niż osiąga od roku. Tylko chyba kluczem do osiągania znowu rzeczy wielkich będzie skupienie się na tym, co w Roland Garros było pozytywne. A rozdrapywanie ran po porażce z Sabalenką nie pomoże.
Tak, Świątek przegrywając w decydującym secie usztywniła się i już nie potrafiła zrobić tego, co zadziałało przeciw Rybakinie. Tym razem nie zwalniała tempa, nie szanowała piłki, tylko wpadła w schemat, w którym rozegrała choćby cały przegrany 1:6, 1:6 półfinał z Coco Gauff miesiąc temu w Madrycie. To jest niepokojące. Ale przecież w tym meczu było nie tylko to. Warto spojrzeć, jak Iga odrobiła straty w pierwszym secie, a zwłaszcza, jak wspaniale walczyła i zasłużenie wygrała w drugiej partii.
Tak naprawdę w jednym meczu z Sabalenką na Roland Garros zobaczyliśmy jak w soczewce te wszystkie huśtawki Igi z minionych miesięcy. Ona w tym jednym meczu była jak:


w turnieju w Dosze, gdzie zaraz po świetnym ćwierćfinale z Rybakiną (6:2, 7:5) zagrała beznadziejny wręcz półfinał Jeleną Ostapenko (3:6, 1:6)
w Dubaju, gdzie rozbijała po 6:0 w setach Azarenkę i Jastremską, by po tych meczach przegrać 3:6, 3:6 z Mirrą Andriejewą, a następnie nie podać ręki swojemu trenerowi
w Indian Wells, gdzie po bardzo mocnym graniu z Karoliną Muchovą (6:1, 6:1) i Qinwen Zheng (6:3, 6:3) znów przegrała z Andriejewą (6:7, 6:1, 3:6), a w trakcie tego półfinału kłóciła się z Abramowicz, przez co omal nie „ustrzeliła" chłopca od podawania piłek
w Miami, gdzie po naprawdę bardzo dobrym występie przeciw Switolinie (7:6, 6:3) sensacyjnie przegrała w ćwierćfinale z dopiero 140. wówczas w światowym rankingi Alexnadrą Ealą 2:6, 5:7
w Madrycie, gdzie z Dianą Sznajder omal nie przegrała, choć w pierwszym secie rozbiła ją 6:0 (skończyło się wynikiem 6:0, 6:7, 6:4), gdzie została zmiażdżona 0:6 przez Madison Keys, a następnie wygrała z nią kolejne sety 6:3, 6:2 w ćwierćfinale, gdzie w końcu w półfinale nie miała absolutnie nic do powiedzenia i przegrała z Coco Gauff 1:6, 1:6
w Rzymie, gdzie już w drugim meczu wyraźnie przegrała z Danielle Collins 1:6, 5:7, w pierwszym secie adekwatnie nie podejmując walki – tak, jakby to był kolejny set zatrważającego spotkania z Gauff z Madrytu, w którym Świątek była sztywna ze stresu


To jest bardzo długa wyliczanka pokazująca, jak forma Świątek w tym roku faluje. Po Roland Garros 2025 Polka spadnie na ósme miejsce w rankingu WTA. W tym sezonie bilans 32 wygranych i 10 przegranych meczów. Jest dopiero początek czerwca, a porażek na jej koncie jest już więcej niż było w całym 2024 roku (dziewięć, przy aż 64 zwycięstwach). Na koncie naszej tenisistki nie ma żadnego tytułu i nie ma żadnego finału. Ale wierzmy, ze po tym French Open mimo wszystko u Igi pojawi się coś ważniejszego – więcej spokoju. Pod czapką.
Idź do oryginalnego materiału