Cały świat mówi o Lewandowskim. Polacy już się nakręcają. To byłby cud

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Vincent West


Złota Piłka dla Roberta Lewandowskiego w 2025 r.? Polscy kibice już się nakręcają. Trudno się zresztą dziwić, bo napastnik Barcelony jest w znakomitej formie, strzela gola niemal w każdym meczu. Powściągnąłbym jednak wodzę wyobraźni. Szansa, by Lewandowski zdobył Złotą Piłkę, jest iluzoryczna. A adekwatnie żadna - pisze Michał Kiedrowski ze Sport.pl.
Światowe media, a przy najmniej ich część, nie mają wątpliwości! Robert Lewandowski faworytem do zdobycia Złotej Piłki! Co najmniej trzy zagraniczne serwisy przekazały tę krzepiącą dla Polaków wiadomość. Można o tym przeczytać na Sport.pl.


REKLAMA


Zobacz wideo


Droga Lewandowskiego po Złotą Piłkę to pole minowe
A pod artykułem mamy sondę z pytaniem: "Czy Robert Lewandowski zdobędzie jeszcze Złotą Piłkę?". I tam 61 procent czytelników zagłosowało na "tak". Przyznam się, iż ja wybrałem opcję "nie". Bynajmniej nie z przekory. Mam przekonanie graniczące z pewnością, iż Polak po Złotą Piłkę w tym sezonie nie sięgnie. Nawet, jeżeli teraz znajduje się na pole position. Zresztą to akurat jest teraz trudne do podważenia - po golach strzelonych Bayernowi w Lidze Mistrzów i Realowi w El Clasico nie może być inaczej. Jednak jego droga po trofeum to pole minowe. W każdej chwili może się zdarzyć coś, co przekreśli jego szansę na triumf w prestiżowym plebiscycie.
Zacznijmy od tego, iż podstawowym warunkiem do zdobycia Złotej Piłki 2025 nie będzie liczba goli, którą strzeli Lewandowski, ale przede wszystkim sukces na boisku jego drużyny i to też nie na arenie krajowej, ale międzynarodowej. Mecze z Realem i Bayernem obudziły nadzieję, iż Barcelona jest w tym sezonie zdolna do wielkich rzeczy.


Sezon jest jednak wciąż w swojej początkowej fazie. A będzie to rok w historii piłki nożnej niezwykły: z rozdętą do granic możliwości Ligą Mistrzów i nowymi klubowymi mistrzostwami świata na jej koniec. I tu leży problem.
Barcelona to nie jest klub, który da Lewandowskiemu komfort
Barcelona jest klubem o wąskiej kadrze, a w dodatku co najmniej połowa jej podstawowego składu nie licząc bramkarza to zawodnicy 21-letni lub młodsi. Najmłodsi - 17-letni Lamine Yamal i jego rówieśnik Pau Cubarsi - grają tak dużo, jak chyba jeszcze nigdy żadna dwójka zawodników w ich wieku nie grała.


A w klubie trwa tak naprawdę eksperyment: jak poradzić sobie z młodą i szczupłą kadrą w rozgrywkach na dwóch frontach. I przez to założenie, iż ekipa trenera Hansiego Flicka utrzyma formę przez cały sezon, jest bardzo mocno optymistyczne. Zwłaszcza iż najgroźniejsi rywale do sukcesu w Europie, tacy jak Real czy Manchester City, formę budują raczej na drugą część sezonu. I mają jeszcze jeden atut: możliwość uzupełnienia składu w styczniu.
Natomiast zespół Lewandowskiego jest dosłownie sklejony srebrną taśmą naprawczą i w każdej chwili może się rozsypać. Przypomnijmy, iż klub zaksięgował gigantyczną stratę za poprzedni sezon: 91 mln euro. Ten bilans nie został jeszcze uwzględniony w tzw. finansowym fair play La Ligi. Oznacza to, iż może być kłopot z zarejestrowaniem w styczniu Daniego Olmo, który na razie gra jako zawodnik zatwierdzony tymczasowo w miejsce kontuzjowanego Andreasa Christiansena.
"Największa umowa w historii futbolu wciąż niepodpisana"
Co prawda od pół roku Barcelona zapowiada, iż podpisze nowy kontrakt z firmą sportową Nike, który będzie "największy w historii futbolu", ale jak dotąd nic takiego się nie wydarzyło. Na początku października "Marca" informowała, iż kontrakt zostanie ogłoszony lada dzień. Od tamtego czasu minęły cztery tygodnie. Prezes klubu Joan Laporta mówił w wywiadzie dla klubowego serwisu internetowego dwa tygodnie temu: - Poszliśmy na rynek, aby poszukać lepszej oferty; dostaliśmy ją i Nike ją wyrównało. Negocjujemy, kończymy wszystko i niedługo zostanie to ogłoszone.


Są to słowa po prostu kuriozalne. Barcelona ma umowę z Nike do końca sezonu 2027/28 roku. Owszem, próbowała ją wypowiedzieć, ale okazało się, iż nie ma takiej prawnej możliwości. Jednym zdaniem Laporta nie mógł "iść na rynek", by szukać nowego kontrahenta. Amerykańska firma może oczywiście negocjować przedłużenie obecnego kontraktu, ale wcale nie musi się z tym śpieszyć.


W razie braku nowej umowy z Nike klub czeka czarny scenariusz. Zostanie zmuszony do sprzedaży, któregoś z ważniejszych piłkarzy. I tu znów wraca kwestia szczupłej kadry.
Musiałby się zdarzyć cud, żeby Barcelona to wytrzymała
Ale załóżmy, iż zdarzy się cud i żadna z tych min nie wybuchnie. Młodzi piłkarze Barcelony wbrew naturze utrzymają wysoką formę przez cały sezon. Yamal i Cubarsi okaże się cyborgami i wytrzymają obciążenia, jakich żadna para 17-latków przed nimi nie wytrzymała. Załóżmy, iż Barcelona naprawdę sięgnie po mistrzostwo Hiszpanii i odniesie sukces w Lidze Mistrzów. Chociaż finał. To i tak w kalendarzu zostanie jeszcze jedna impreza: klubowe mistrzostwa świata. A tam Barcelona nie zagra, bo się nie zakwalifikowała.
Oczywiście nie wiadomo, czy nowa impreza, która ma w świecie piłki mnóstwo przeciwników, okaże się niewypałem czy naprawdę prestiżowymi rozgrywkami. Gdyby jednak była udaną imprezą, na pewno postawi przed jurorami dylemat: kogo docenić bardziej? Klubowego mistrza świata czy mistrza Europy? Króla strzelców klubowego mundialu czy króla strzelców Champions League? Nowa impreza w kategorii wyścigu po Złotą Piłkę stawia zawodników takich klubów jak Manchester City, Real, PSG czy Bayernu Monachium w uprzywilejowanej sytuacji: dostaną drugą szansę, by uwieść jurorów.
Największy rywal czai się we własnym zespole
Ale największy problem do przeskoczenia będzie miał Lewandowski w swoim własnym zespole. Bo gdy już choćby jurorzy zgodzą się ze sobą, iż trzeba kogoś wybrać z Barcelony, to będą mieli problem, czy to ma być Raphinha, czy Yamal, czy Lewandowski. Jak dotąd to oni trzej przyczyniają się do dobrych wyników Barcelony najmocniej i trudno sobie wyobrazić, by bez któregoś z nich kataloński klub odniósł w tym sezonie sukces.


I tu obciążeniem będzie dla tego ostatniego kraj pochodzenia. Zagranicznym jurorom łatwiej bowiem wskazać Brazylijczyka czy Hiszpana: reprezentantów krajów, które wyżej stoją w piłkarskiej hierarchii niż Polska. Lewandowski już tego doświadczył, gdy musiał ustąpić pola Leo Messiemu w 2021 r. Poza tym Yamal ma jeszcze jeden wielki atut: swoją młodość i rozpoznawalność po Euro 2024. Marketingowo już jest większą gwiazdą niż Lewandowski. W tego typu zestawieniu, jakie tydzień temu opublikował serwis Sportspro.com, Yamal jest na 41. miejscu na świecie. Lewandowskiego nie ma w pierwszej pięćdziesiątce.
Zerknąłem też sobie na zakładkę "Barcelona" w prestiżowym The Ahletic – internetowym serwisie dla ludzi, których interesuje pogłębiona wiedza o sporcie. Zdjęć Lewandowskiego przy doniesieniach o katalońskim klubie jest jak na lekarstwo. Owszem przyozdabiają one relacje meczowe, bo Polak strzela bramki. Gdy jednak chodzi o wiadomości z klubu lub pogłębione analizy taktyczne, to dużo częściej wybierane są zdjęcia Yamala lub Raphinhi. I podejrzewam, iż dla dużej części fachowców to oni są symbolem rewolucji w Barcelonie, a bramki Polaka to tylko efekt uboczny.
Nie zapominajmy, iż Złota Piłka to też konkurs piękności. A w Barcelonie są bardziej atrakcyjni modele niż Lewandowski.
Idź do oryginalnego materiału