Gdy mówimy o "obalaniu pomników", rzadko mamy na myśli dobre skutki dla tych, którzy na tych pomnikach stali. A jednak w przypadku Roberta Lewandowskiego efekt jest odwrotny do tego, którego moglibyśmy się spodziewać.
REKLAMA
Zobacz wideo
Przeciwnicy Lewandowskiego dostali pożywkę
Wydana w listopadzie przez SQN biografia "Lewandowski. Prawdziwy" ten pomnik, który wystawił sobie najlepszy polski piłkarz za życia, z pewnością obala. Sam autor, Sebastian Staszewski, w licznych wywiadach – m.in. w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem w Sport.pl – dawał do zrozumienia, iż obawiał się reakcji tzw. obozu Lewandowskiego, czy nie zostanie zasypany pozwami za to, co ujawnił.
Reakcja była zupełnie inna, choć po przeczytaniu książki antagoniści Roberta Lewandowskiego mogliby poczuć wiatr w żaglach. Napastnik Barcelony na pierwszy rzut oka wydaje się osobą pełną wad. O tym, iż brakuje mu empatii, napisali już wszyscy, ale przecież katalog negatywnych cech polskiego superstrzelca można poszerzyć o całą ich gamę. Zwłaszcza gdy czytać tę książkę na wyrywki bez szerszego kontekstu.
Krytycy Lewandowskiego mogą więc odnieść wrażenie, iż jest chciwy, bo wybiera klub, który jest w stanie zapłacić mu najwięcej. Jest nielojalny – najpierw wobec trenerów w reprezentacji, a potem menedżera Cezarego Kucharskiego. Jest cwaniakiem, bo gdy dostaje mandat z fotoradaru, podaje nazwisko kolegi zamiast swojego, jako kierowcy pojazdu. To już podlega choćby pod łamanie prawa - tak samo jak zamiłowanie do zbyt szybkiej jazdy. O przekraczaniu przepisów piłkarskich już choćby nie warto wspominać. Przecież podpisanie umowy z Bayernem Monachium dużo wcześniej niż ustawowe pół roku przed wygaśnięciem kontraktu z Borussią Dortmund, powinno mieć poważne konsekwencje zarówno dla zawodnika, jak i dla klubu.
Z kart książki można też wysnuć wniosek, iż Lewandowski nie nadaje się na kapitana kadry, a przede wszystkim jest wielkim egoistą, który cały otaczający go świat podporządkował swojej karierze.
Wielka kariera wybudowana na kruchych nadziejach
Kto jednak utkał sobie obraz Lewandowskiego z samych tylko wad, zgrzeszyłby brakiem empatii i ewangelicznym szukaniem drzazgi w oku swego brata. Bo z drugiej strony po przeczytaniu książki Staszewskiego nie sposób nie czuć podziwu dla napastnika Barcelony. Zwłaszcza, gdy uważnie prześledzimy, jak krucha wydawała się piłkarska przyszłość 18-letniego Lewandowskiego. Naprawdę kilka brakowało, żebyśmy nie mówili dziś o kandydacie do Złotej Piłki, ale o kolejnym utalentowanym nastolatku, który odrzucenie przez zawodowy futbol przypłacił ciężką depresją.
Ten mało empatyczny Lewandowski z drugiej strony pokazuje to, czego od dojrzałego człowieka wymagamy najbardziej: odpowiedzialność. Gdy czytam w książce o nielicznych imprezach, na których snajper bawił się do białego rana, to nie mam wątpliwości, iż i on lubi "pójść w tango" jak jego wielki antagonista z kadry, Kamil Glik. A jednak uroki życia towarzyskiego musiały zejść na dalszy plan w przypadku Lewandowskiego, bo za jego zbyt huczne zabawy zapłaciłby nie tylko on sam, ale także jego rodzina, drużyna, klub. A w przypadku reprezentacji Polski, to już zniweczyłby nadzieje całego kraju.
Determinacji, samodyscypliny i wspomnianej wyżej odpowiedzialności mogą pozazdrościć Lewandowskiemu nie tylko sportowcy, ale wszyscy, którzy chcą coś ze swoim życiem zrobić, choćby jeżeli mają mniej ambitne cele niż grę na mundialu.
Lewandowski serfuje na fali, która zmiotła go z pomnika
Świetnym posłowiem do książki Staszewskiego jest wywiad, jakiego udzielił Lewandowski Bogdanowi Rymanowskiemu na jego kanale na YouTube. Autor biografii może już naprawdę odetchnąć - pozwy go nie czekają. Wręcz przeciwnie, Lewandowski postanowił posurfować na fali, która zmiotła go z pomnika. Przyjął prawdę o swoich wadach, ale równocześnie potrafił się logicznie wytłumaczyć z kilku zarzutów, które padają w książce. Jak na przykład o specjalnym traktowaniu na zgrupowaniach kadry czy nielojalności wobec selekcjonerów.
Kilka razy dał się wprowadzić na minę, gdy na przykład między wierszami przyznał, iż Polskim Związkiem Piłki Nożnej rządzą prości ludzie, żeby nie powiedzieć prostacy. Albo, gdy adekwatnie przyznał – co prawda niejednoznacznie – iż Barcelona prosiła go w pierwszym sezonie, by nie strzelał więcej goli, by nie płacić premii Bayernowi Monachium.
Lewandowski opowiedział też o swoich córkach, codziennym życiu, stosunku do pieniędzy itp. Pokazał, iż nie jest cyborgiem nastawionym tylko na jeden cel, maszyną do strzelania goli, albo nowym polskim arystokratą, na którego próbowały kreować go kolorowe miesięczniki dla kobiet.
Widać, iż na tym pomnikowym cokole przestało już być Lewandowskiemu wygodnie.

2 godzin temu













