Cała Polska chciała, cała Polska ma. Po czterech latach znowu to samo

3 godzin temu
W ostatnich latach w reprezentacji Polski i wokół niej zmieniało się wiele. Nie zmieniło się tylko jedno: wciąż mamy szczęście w losowaniach. W czwartek - podobnie jak przed trzema laty - znów uniknęliśmy najtrudniejszych przeciwników i możemy realnie marzyć o awansie na mistrzostwa świata. Dzisiaj czujemy, iż lepiej być nie mogło, ale pamiętajmy, iż wszystko rozstrzygnie się w marcu na boisku.
W trakcie ostatnich meczów reprezentacji Polski jak na dłoni widzieliśmy jeden z jej największych problemów ostatnich lat: brak stabilizacji. Najpierw piłkarze Jana Urbana grali jak równy z równym z Holandią, by kilka dni później męczyć się ze słabiutką Maltą. Z tego powodu pojawiały się głosy, iż losowanie baraży o mundial nie ma większego znaczenia.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamil Grosicki ujawnia, dlaczego wrócił do reprezentacji Polski


Zwolennicy powyższej tezy podkreślali, iż przecież wszystko zależy od nas. "Jeśli zagramy jak z Holandią, pojedziemy na mistrzostwa. jeżeli skompromitujemy się jak na Malcie, nie mamy szans" - wskazywali. Ja z tym się nie zgadzałem. W końcu w potencjalnym finale na przykład lepiej było zagrać z Ukrainą niż na wyjeździe z Włochami czy Turcją. Poza naszą dobrą formą w marcu potrzebowaliśmy też szczęścia w losowaniu.
I my to szczęście znów mieliśmy, po czwartkowym losowaniu możemy być zadowoleni. Przede wszystkim dlatego, iż w potencjalnym finale uniknęliśmy wyjazdów do Włoch, Turcji czy Danii. W półfinale czeka nas spotkanie z Albanią, która może i w tym roku przegrała tylko dwa mecze z Anglią i dobrze pokazała się na Euro 2024, ale przecież całkiem niedawno ogrywaliśmy ją na Stadionie Narodowym (1:0). I zrobiliśmy to za koszmarnej kadencji Fernando Santosa, kiedy kadra grała najgorzej od wielu lat. Nie ma powodów, dla których w marcu przyszłego roku mielibyśmy nie wygrać raz jeszcze.
Losowanie baraży MŚ. Lepiej być nie mogło
Potencjalny finał? Tuż też nie mamy na co narzekać. O uniknięciu trudnych wyjazdów już było. Z pierwszego koszyka wylosowaliśmy zespół najsłabszy, który na dodatek - z uwagi na wojnę - nie rozgrywa meczów w swoim kraju. Co w naszym kontekście jest nie bez znaczenia. jeżeli Ukraina awansuje to finału, być może decydujący mecz o awans na mundial zagramy w Polsce. Wszystkie trzy spotkania fazy grupowej kwalifikacji Ukraińcy rozegrali w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Kto wie, czy w barażach nie będzie tak samo.


Najpierw jednak Ukraińcy muszą wyeliminować Szwecję. Szwecję, która na pierwszy rzut oka straszy wartym setki milionów funtów atakiem z Premier League - Alexander Isak i Viktor Gyokeres - ale z drugiej jest drużyną w potężnym kryzysie. Szwedzi nie wygrali żadnego meczu w fazie grupowej kwalifikacji, mając za rywali Szwajcarię, Kosowo i Słowenię. W efekcie zmienili selekcjonera, ale jego pierwsze mecze - ze Szwajcarią (1:4) i Słowenią (1:1) - też nie dały wielkiej nadziei. Zresztą przed trzema laty to właśnie Szwedów ograliśmy w Chorzowie, zapewniając sobie wyjazd do Kataru. Niezależnie od sytuacji i tego, iż ewentualny mecz rozegramy na wyjeździe, to rywal w naszym zasięgu.


Mówiąc krótko: jest dobrze. Być może choćby lepiej być nie mogło. Tak samo jak cztery lata temu, gdy w barażach uniknęliśmy Włochów czy Portugalii, mieliśmy szczęście. Można powiedzieć, iż po losowaniu znów jesteśmy zwycięzcami. Ale przed nami najważniejsze: wyjść na boisko, udowodnić swoją jakość i dopomóc szczęściu.
Dziś naprawdę możemy być optymistami i realnie myśleć o mistrzostwach świata w USA. Mamy na to wielką szansę i tego nie da się podważyć. Ale nie popadajmy w huraoptymizm. Pamiętajmy, iż rywale podobnie patrzą na nas i też uważają, iż jesteśmy w ich zasięgu. Bądźmy jednak dobrej wiary i pewni naszych umiejętności. Tych - jak pokazuje kadencja Urbana - naprawdę nam nie brakuje. Byle do marca.
Idź do oryginalnego materiału