Jest skuteczna - ten argument pojawia się w każdej wypowiedzi dotyczącej gry reprezentacji Polski pod wodzą Nikoli Grbicia. I nic dziwnego, bo odkąd legendarny siatkarz został trenerem Biało-Czerwonych, to ci każdą imprezę o stawkę kończyli na podium i teraz chcą tę serię podtrzymać podczas mistrzostw świata w Manili. Ale czy skuteczna gra w ich przypadku oznacza też mało atrakcyjną dla oka? Tu zdania są podzielone.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
"Warto oczyścić organizm i atmosferę". Fornal odpowiada Kubiakowi
- Dyskusja na ten temat przybrała duże rozmiary. Sam nie wiem, czy potrzebnie. Ale warto oczyścić organizm i atmosferę. Bo nie ma potrzeby w momencie, kiedy mamy sukces, zatruwać sobie życia - mówi mi Ireneusz Mazur.
Sukces, do którego nawiązuje dawny trener Polaków i czołowych klubów PlusLigi, to sierpniowy triumf ekipy Grbicia w Lidze Narodów w chińskim Ningbo. To po półfinale z Brazylią Michał Kubiak wypowiedział słowa, które zapoczątkowały ową dyskusję.
- Żeby nie było tak fajnie, iż wygraliśmy po 3:0 te dwa mecze [wcześniej też ćwierćfinał z Japonią - red.], to obawiam się, iż z taką dystrybucją jutro z Włochami nie wygramy. Gramy naprawdę bardzo archaiczną siatkówkę, która jest oparta na skrzydłach i nie ma tam żadnej inwencji twórczej - przestrzegał były kapitan Biało-Czerwonych.
Polacy jednak pokonali w finale mistrzów świata bez straty seta. Kubiak później zaznaczył, iż prezentowali wtedy znacznie lepszą grę, ale też podtrzymał opinię, iż w półfinale była ona bardzo prosta i archaiczna.
Nie był pierwszym ze słynnych kadrowiczów, który wyraził tego typu opinię. Wiosną podobnie styl ekipy Grbicia opisywał Paweł Zagumny:
- Tak naprawdę żaden z naszych rozgrywających nie gra w reprezentacji tak, jak w klubie. Bo nasza gra w kadrze jest do bólu uproszczona, ale też bardzo skuteczna. Ale takim rozgrywającym był sam Nikola - do bólu skutecznym. Mało było u niego ciekawych i mocno zaskakujących zagrań. On był po prostu skuteczny i tego wymaga od swoich rozgrywających - zaznaczył mistrz świata z 2014 roku i wicemistrz globu 2006, który słynął z tego, iż starał się wprowadzać nieszablonowe zagrania.
Będący jednym z liderów kadry Tomasz Fornal po powrocie z Ningbo na wspomnienie słów Kubiaka stwierdził, iż każdy ma prawo mieć własne zdanie na temat gry kadry, a on sam się od takich dyskusji odcina.
- o ile komuś nasza gra się nie podoba, to nikt nie zmusza nikogo do oglądania - skwitował wicemistrz olimpijski z Paryża.
Gdy spytałam, czy czasem nie brakuje mu np. częstszych pipe'ów [ataków z drugiej linii ze środkowej części boiska], to rzucił z uśmiechem, iż najchętniej atakowałby każdą piłkę w meczu.
- Nie wiem, czy to by taktycznie dobrze wyglądało i nie wiem, czy by to dobrze wyglądało pod kątem skuteczności. Lubię atakować jak najwięcej i takie jest moje spostrzeżenie, ale to rozgrywający jest mózgiem operacyjnym na parkiecie i to on decyduje, kto w danym momencie dostaje piłkę. Wróciliśmy ze złotym medalem, więc wydaje mi się, iż nasza gra nie wyglądała tak źle - podsumował.
"Za walory artystyczne nie dostaje się punktu". Czy Polacy grają archaicznie?
Mazur mówi wprost - jako trener preferuje siatkówkę zapewniającą zwycięstwa. I o ile oznacza to wybór twardej, fizycznej gry, kosztem rezygnacji z subtelności, to on nie ma z tym problemu.
- Jak to mówimy potocznie - za walory artystyczne nie dostaje się punktu - zaznacza.
I wyraźnie podkreśla, iż choć bardzo szanuje Zagumnego i Kubiaka, to ma odmienne spojrzenie.
- Chcę wyeliminować takie określenie, iż np. w półfinale LN była to siatkówka prosta i taka, która może budzić niepokój czy różnorodne negatywne odczucia. Gdybyśmy zagrali archaiczną siatkówkę z Brazylijczykami, to zwinęliby nas jak dywan i choćby byśmy się nie zdążyli odezwać. Mówimy o rywalu, który wygrał wcześniej 12 z 13 meczów. Nagle się przestraszył Polaków i się sam rozłożył? To nie jest typ drużyny, która się sama rozłoży. Tę drużynę trzeba samemu rozłożyć na czynniki pierwsze - podkreśla ekspert.
Michał Mieszko Gogol, asystent Vitala Heynena w kadrze w latach 2018-21, na żywo oglądał występ Polaków w turnieju finałowym LN. Wychwala wielką pracę wykonaną przez sztab szkoleniowy. I pod tym względem zaleca przeanalizowanie po kolei wszystkich trzech spotkań Biało-Czerwonych w Ningbo.
- Mimo iż wiadomo było, iż taki Kewin Sasak powinien sobie dobrze radzić na japońskim bloku, to graliśmy dużo środkiem i pipem, bo rywale byli ustawieni szeroko. Wykorzystywaliśmy też pułap naszych zawodników. To był zupełnie inny mecz niż z Brazylią, bo tego wymagała sytuacja taktyczna. W półfinale rzeczywiście cały czas piłka szła na skrzydła, ale trzeba pamiętać, iż cała trójka brazylijskich środkowych jest naprawdę bardzo dobra i gwałtownie reaguje na pierwsze tempo oraz nieźle przy pipe'ie. A w finale wróciliśmy do gry środkiem i pipem - analizuje trener pracujący od dwóch lat w japońskim klubie JTEKT Stings.
Dodatkowo proponuje jeszcze na zakończenie obejrzeć mecz o trzecie miejsce. Gdy pod koniec zaciętego trzeciego seta - przy stanie 1:1 - Słoweńcy próbowali dwukrotnie ataku środkiem i skończyło się to niepowodzeniem, a Brazylijczycy wyprowadzili skuteczne kontry skrzydłami. Finalnie wygrali 3:1.
Zagumny przestrzega. Grbić "steruje" rozgrywającymi? "Po co tworzyć problemy?"
Zagumny stwierdził wiosną, iż na razie koncepcja Grbicia działa i reprezentacja odnosi sukcesy, ale jego zdaniem gra Polaków jest czasem już bardzo statyczna i przewidywalna, co powoduje pewne problemy.
- o ile nam nie zadziała serwis, nie zapunktujemy blokiem, to atak staje się czasami męczarnią dla chłopaków, bo wszędzie mają podwójny blok. Ale jako drużyna z takich opresji nieraz już wyszli. Zabiera to troszeczkę kreatywności rozgrywającym, ale coś kosztem czegoś - podsumował.
Pytam Gogola i Mazura, czy zgadzają się z opinią mistrza Europy 2009, iż Grbić w dużym stopniu "steruje" reprezentacyjnymi rozgrywającymi. Ci nie odpowiadają jednoznacznie. Pierwszy zakłada, iż Serb na pewno dzieli się doświadczeniem i przekazuje wskazówki, ale nie jest w stanie ocenić z boku, w jakim stopniu ma to wpływ na kierujących na parkiecie w tej chwili grą kadry Marcina Komendę i Jana Firleja.
- Nie miałem jednak wrażenia, by bardzo się męczyli dyscypliną taktyczną narzuconą przez szkoleniowca. Warto też pamiętać, iż to tak naprawdę początek ich współpracy z tym trenerem [dotychczas odgrywali w kadrze bardziej epizodyczne role - red.], a to w naturalny sposób wiąże się z większą liczbą rozmów o prowadzeniu gry zespołu - przekonuje były asystent Heynena.
Mazur z kolei argumentuje, iż gdyby wszystko zależało pod tym względem tylko od trenera, to każda drużyna prowadzona przez klasowego rozgrywającego powinna świetnie sobie radzić w tym elemencie. Chwali on Komendę, który pod nieobecność Marcina Janusza w kadrze tego lata jest "jedynką" na tej pozycji, m.in. za dystrybucję piłek w półfinale i finale. W pojedynku z Brazylijczykami - mając szalejącego w ataku Sasaka - nie zapominał całkiem o grającym słabiej Wilfredo Leonie, dzięki czemu odbudował go na finał.
- Poza tym Brazylijczycy i tak cały czas pilnowali Leona, a ich rozstrzeliwał Sasak, który miał niemal 80 procent skuteczności ataku. To założenie działało, więc po co tworzyć problemy? - pyta retorycznie były szkoleniowiec Biało-Czerwonych.
Zwraca też uwagę, jak dobrze poradził sobie Komenda w finale mimo pozostawiającej sporo do życzenia dokładności przyjęcia [35 procent pozytywnego]. I iż udało mu się mimo to zachować urozmaicenie w dystrybucji. Często to właśnie niedostatki w przyjęciu skutkują uproszczeniem gry. Gogol i Mazur przypominają, iż na odważniejsze i bardziej ryzykowne granie decydują się wtedy raczej nieliczni, a głównie doświadczeni zawodnicy. Na środek nieraz posyła wówczas piłki np. słynący z dużej kreatywności Fernando Kreling. Ale obaj rozmówcy wskazują, iż choć jest to u Brazylijczyka rozwiązanie bardzo efektowne, to niekoniecznie efektywne.
Polscy kibice podwójnie rozpieszczeni. Siatkówka kompletna w polskim wydaniu
Gogol o Brazylijczykach wspomina też przy innej okazji. Ci zdominowali międzynarodową rywalizację na początku XXI wieku, grając dynamicznie i widowiskowo.
- Trochę nas wtedy rozpieścili. Wszyscy wspominamy, jak wygrywali, grając gwałtownie i kończąc np. piłki z szóstego metra. Ich styl był wtedy zupełnie inny niż pozostałych drużyn. Natomiast teraz to się wszystko wyrównało i na pewno siatkówka stała się bardziej fizyczna przez ostatnie lata. Kiedyś atak nad blokiem nie zdarzał się często, a teraz praktycznie w każdym meczu oglądamy takie akcje. Stale zwiększa się też prędkość zagrywki. Siatkówka pod tym względem ewoluuje tak, jak np. lekkoatleci biegają coraz szybciej - analizuje ekspert.
Gdy pytam go, czy Polacy są w stanie grać tak, jak Canarinhos, to odpowiada, iż oni nie muszą. Po czym przypomina najistotniejszą kwestię - Biało-Czerwoni grają bardzo skutecznie. I przywołuje dane, według których to właśnie oni są w tej chwili najlepsi na świecie pod względem skuteczności ataku.
Mazur - w przeciwieństwie do Zagumnego - uważa, iż gra Serbów, gdy Grbić był ich rozgrywającym, nie była wcale aż tak uproszczona. Ale zwraca też uwagę przy analizie stylu mistrzów olimpijskich z Sydney na to, co jest według niego najważniejsze w kontekście każdej drużyny, czyli dostosowanie stylu do możliwości indywidualnych graczy i wyeksponowanie ich umiejętności. Przywołuje jako przykład Kubiaka, który bazował na dużej szybkości i różnorodności w ataku.
- Na takie granie można było sobie pozwolić, gdy się miało Kubiaka. Ale Kubiak jest jeden - zastrzega były szkoleniowiec Biało-Czerwonych.
Przyznaje, iż podobnymi warunkami fizycznymi do mistrza świata z 2014 i 2018 roku dysponuje w tej chwili Kamil Semeniuk, którego też cechuje duża dynamika. Ale od razu wskazuje różnicę między tymi graczami - pierwszy bazuje na szybkiej ręce, a drugi potrafi się "zawiesić" w powietrzu.
- w tej chwili na skrzydłach i na środku posiadamy zawodników o bardzo dobrych warunkach fizycznych. Pułap wystawianej piłki trzeba więc dostosować do tego. Pytanie, czy przy szybkiej oraz bardziej kombinacyjnej i urozmaiconej grze nasi siatkarze też byliby w stanie odnosić takie sukcesy jak teraz. Nie jesteśmy w stanie na nie odpowiedzieć, bo tego nie sprawdziliśmy w praktyce - zaznacza Mazur.
Mający kłopoty z blokiem Japończycy do perfekcji opanowali grę w obronie, a Francuzi słyną z technicznych ataków i też brylują w defensywie. Jak można określić styl Polaków?
- To taka mieszanka. Potrafimy mocno zagrywać, mamy w tej chwili praktycznie najlepszy atak, biorąc pod uwagę wszystkie strefy. jeżeli choćby nie przyjmiemy idealnie, to mamy wykonawców, którzy są w stanie sobie poradzić na wysokiej piłce czy przy dwubloku. A jak dobrze przyjmiemy, to mamy wszystkie strefy otwarte. Do tego jeszcze naprawdę bardzo dobrze blokujemy. Dzięki temu, iż mamy tak dużo atutów, to jest to taka siatkówka kompletna. Nie mamy wady, którą musimy chować, ukrywać. Tak, jak Japończycy muszą tuszować brak bloku - wskazuje Gogol.
Niektórzy jako ewentualną słabszą stronę Polaków wskazują czasem dokładność przyjęcia. Zwłaszcza, gdy na boisku jest Leon, który za to stanowi wielkie zagrożenie dla rywali w pozostałych elementach.
- Uważam, iż jesteśmy trochę rozpieszczeni przez to, jakie mamy dobre wyniki, ilu mamy zawodników i ilu dobrych przyjmujących. Pamiętam, jakie problemy na tej pozycji mieliśmy choćby 15 lat temu. Zawsze było tak, iż ktoś lepiej przyjmował, a ktoś inny atakował. Trudno było znaleźć większą grupę świetnych zawodników, a teraz mamy ogromny urodzaj. Cieszmy się, iż teraz to my dominujemy na świecie, iż stać nas na wygrywanie imprezy po imprezie i przed każdą możemy mówić śmiało, iż stać nas na złoto - przekonuje Gogol.
"Podczas igrzysk cała hala o tym wiedziała". Polacy też potrafią czarować. Beczka miodu i soli
Jako gracza kompletnego wskazuje on francuskiego przyjmującego Trevora Clevenot, który mimo dobrych warunków fizycznych dysponuje bardzo urozmaiconym atakiem i potrafi się odnaleźć także w bardzo trudnych sytuacjach.
- Podczas igrzysk cała hala wiedziała, iż tę piłkę sobie spokojnie zrotuje do prostej, ta dotknie bloku, a następnie wyjdzie na aut. To tak irytujące dla rywali, iż ci czasami się zastanawiają już, czy do tego bloku w ogóle skakać - opisuje szkoleniowiec.
I choć Clevenot - mistrz olimpijski z Tokio i Paryża - opanował to do perfekcji, to Gogol zapewnia, iż Polacy też potrafią nieraz technicznie czarować. Wskazuje na plasy i ataki po ostrym skosie Semeniuka, miękkie ataki na wysokiej piłce Fornala oraz pierwszy punkt zdobyty przez Leona w finale LN.
- Włosi stali okopani na dziewiątym metrze, a on kiwnął za blok. Niektórym może się wydawać, iż zawsze na skrzydle ładujemy z całej siły, ale tak nie jest. Mamy przygotowane różne rozwiązania, a dzięki temu przy następnej wysokiej piłce rywale muszą się zastanowić, czy podejść bliżej, czy nie - wskazuje ekspert.
Mazur wszystkim sceptykom przypomina na koniec, iż Polacy są po dużych zmianach personalnych w okresie poolimpijskim. Miało to wpływ na wyniki w fazie interkontynentalnej LN, w której Grbić tradycyjnie mocno rotował składem. Tyle iż teraz pod jej koniec nie miał do dyspozycji dobrze zgranych już liderów, a zawodników, którzy nieraz dopiero musieli znaleźć wspólny język na parkiecie.
- To był okres prób i błędów. Musieliśmy zjeść i beczkę miodu, i beczkę soli. A tymczasem wygraliśmy LN jak we śnie, który ma się tylko raz w życiu - stwierdza były trener m.in. PGE Skry Bełchatów.
Zarówno on, jak i Gogol są zdania, iż Polacy wciąż mają nad czym pracować i są przekonani, iż podczas przygotowań do rozpoczynających się w piątek mistrzostw świata sztab szkoleniowy wyciągnął wnioski.
- To są bardzo mądrzy ludzie i na pewno zaraz po LN zabrali się za analizowanie tego, co mogą zmienić rywale, gdy znowu na nich trafimy - przekonuje Gogol.