Było już 2:1 i 15:14. Niewiarygodne, z czym mierzyli się polscy siatkarze

3 godzin temu
Polacy przegrali pierwszy mecz w tegorocznej Lidze Narodów, ale to było ich najtrudniejsze dotychczasowe spotkanie - przeciwko obecnym mistrzom świata z Włoch, którzy grali w swoim niemal najlepszym składzie. Teraz czeka ich spotkanie przeciwko Kanadzie. Będą w nim faworytem, ale z pewnością pamiętają mecz, w którym mieli z tą drużyną spore problemy. Choć walczyli nie tylko przeciwko niej.
Pierwsze cztery spotkania Polaków w Lidze Narodów to zwycięstwa. W turnieju w Xi'an w Chinach nie pokonał ich nikt. Za to na start drugiej rundy meczów fazy interkontynentalnej w Hoffman Estates, na przedmieściach Chicago, doznali pierwszej porażki w tym sezonie.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki odpowiada hejterom kobiecej reprezentacji Polski: To są największe leszcze!


Przeciwnik był jednak bardzo wymagający. Włosi zagrali w bardzo silnym zestawieniu, podczas gdy do składu Polaków w USA dołączają dopiero pierwsi podstawowi zawodnicy. Dlatego sam wynik wcale nie jest taki zły - przegrana po tie-breaku wskazuje choćby na sporą siłę polskiej drużyny, a zwycięstwo można byłoby rozpatrywać w kategoriach niespodzianki i dużego sukcesu.
Teraz Polacy mają szansę dobrze zareagować na tę pierwszą porażkę w Lidze Narodów. Drugi mecz w Now Arenie rozegrają przeciwko Kanadzie. Rok temu pokonali ją w tych rozgrywkach w czterech setach. W tej edycji Kanadyjczycy grają jednak sporo pięciosetowych spotkań. Jedno takie, z niezbyt odległej przeszłości, w pamięci mogą mieć też polscy siatkarze.


Polacy walczyli nie tylko z rywalem
W 2023 roku polscy siatkarze mogli wyznaczyć sobie trzy szczyty formy - turniej finałowy Ligi Narodów, który odbywał się w Gdańsku, mistrzostwa Europy z finałem we Włoszech i turniej kwalifikacji olimpijskich w Xi'an w Chinach. jeżeli tak zrobili, to po wszystkim mogli sobie każdy z nich zaznaczyć na zielono. Spełnili wszystkie oczekiwania, wygrywali mecz za meczem i zdobyli dwa trofea - wygrali Ligę Narodów i zdobyli złoto ME, a także awansowali na igrzyska. Wszystko to jednak oczywiście nie bez problemów.
Najtrudniejszym wyzwaniem okazały się te ostatnie rozgrywki. Nie ze względu na poziom rywali, stawkę, o którą toczyła się gra, a moment, w którym przyszedł turniej w Chinach. Polacy walczyli o awans na igrzyska na sam koniec sezonu, po wielu rozegranych meczach, gdy ich siły były już na wyczerpaniu.


I trzeci mecz tego turnieju z Kanadyjczykami oddał to, co działo się z Polakami w tamtym czasie. Jak walczyli nie tylko z rywalem, ale też z własnymi słabościami i zmęczeniem bardzo długim sezonem.
Kanadyjczycy byli pod ścianą, ale wszystko się odwróciło
W pierwszej partii zawodnicy Nikoli Grbicia prowadzili tylko raz: przy stanie 1:0. Następnie Kanadyjczycy powoli wychodzili na coraz wyższe prowadzenie - najpierw dwoma (5:7), potem trzema (9:12) i w końcu czterema punktami (12:16). Polacy byli w stanie ją zmniejszyć (17:18), ale na koniec znów wzrosła. Na koniec rywale i tak wygrali czterema punktami - do 21.
Potem biało-czerwoni zdecydowanie się przebudzili. Ruszyli na rywali od początku drugiego seta i prowadzili siedmioma punktami (13:6, potem 19:12). Kanadyjczycy długo nie mieli odpowiedzi, a Polacy zyskali aż osiem piłek setowych (24:15). Wykorzystali jednak dopiero szóstą, wygrywając 25:20. Po zmianie stron przeciwnik grał lepiej tylko w pierwszej fazie seta. Nie potrafił sobie też wypracować wysokiej przewagi. Polski zespół gwałtownie ich doszedł i przejął kontrolę nad grą. Od stanu 8:8 zdobył dziewięć z jedenastu punktów (17:10). W końcówce ta różnica spadła do maksymalnie trzech punktów (20:17), a na koniec wyniosła pięć (25:20).
Kanadyjczycy byli pod ścianą, a ich sytuacja się nie poprawiała. Po dobrym starcie w czwartej partii (1:5) Polacy dogonili rywali i wydawało się, iż idą po zwycięstwo. Było 15:14 i 2:1 w setach, ale wtedy zespół Nikoli Grbicia stracił inicjatywę. Można było mieć nadzieję, iż wygrana nie wymknie im się z rąk, ale Kanadyjczycy coraz wyraźniej pokazywali, iż są w stanie im ją odebrać. 25:20 na koniec seta mogło budzić niepokój przed tie-breakiem. Nagle cały układ sprzed kilkudziesięciu minut się odwrócił.


Gra na oparach i współczucie. Ale przyszedł happy end
Oglądając ten mecz trudno było Polakom nie współczuć. Grali na oparach, mając świadomość, iż po tylu rozegranych meczach - a teraz jeszcze dodatkowo niesprzyjających okolicznościach, bo turniej w Chinach to jet lag i przystosowanie się do nowych warunków - trudno wciąż prezentować najwyższy poziom. Czasem brakowało jakości i oglądanie ich na boisku nie sprawiało przyjemności, ale liczyło się jedno - wygrać mecz, a później zapewnić sobie bilet do Paryża. A w tie-breaku znów nie szło zbyt gładko.
Choć na początku mieli inicjatywę (7:5), to w pewnym momencie przegrywali choćby 9:10. choćby gdy Polakom kolejny raz udało się wyjść na dwupunktowe prowadzenie przy 13:11, to Kanadyjczycy odpowiadali i doprowadzali do remisu. Ostatecznie po dwóch niewykorzystanych meczbolach w końcu przyszedł ten, który zapewnił im wygraną - 17:15 w decydującej partii i 3:2 w całym meczu.
To było 20. zwycięstwo z rzędu kadry Grbicia, co tylko pokazuje, ile przeszli w tamtym momencie. Choć stylowo to nie musiało się podobać, trzeba było mieć do Polaków szacunek za wygrane, gdy wielu innym kadrom z pewnością nie udałoby się utrzymywać poziomu wystarczającego do zwycięstw w tak ważnym turnieju. Bilet do Paryża też udało się wywalczyć, i to bez porażki w turnieju w Xi'an. To był happy end historii, która gdyby nie wygrane w tak trudnych okolicznościach jak przeciwko Kanadzie, mogłaby mieć zupełnie inne zakończenie. Oczywiście, Polacy raczej i tak zagraliby na igrzyskach w Paryżu, ale pojechali na nie po wywalczeniu awansu, spokojni w trakcie sezonu olimpijskiego, podczas gdy inni dalej musieli się starać o miejsce na turnieju we Francji. A tam Polacy zdobyli przecież srebrny medal, po 48 latach przerwy od poprzedniego miejsca na olimpijskim podium.


Teraz kadra Grbicia wkroczyła w nową erę i przygotowuje się do dwóch celów na ten sezon: walki o kolejny medal w Lidze Narodów - to byłby już szósty z rzędu - i przygotowanie do mistrzostw świata, a podczas nich próbę odzyskania złotego medalu. Takie mecze jak ten z Kanadą pozwalają zgrywać się drużynie, a trenerowi Nikoli Grbiciowi dostarczają informacji o tym, gdzie w tym momencie jest jego zespół. Już po pierwszych meczach w tym sezonie wiemy, iż znów jest w niezłym miejscu, ale warto podtrzymywać dobre nastawienie na kolejne spotkania i wysoki poziom pewności siebie. Mecz Polaków z Kanadyjczykami w Hoffman Estates zaplanowano na godzinę 2:30 czasu polskiego w nocy z piątku na sobotę.
Idź do oryginalnego materiału