Było już 1:2 i 22:24! Niewiarygodne, czego dokonały polskie siatkarki w tie-breaku

3 godzin temu
Co to były za emocje?! Mecz polskich siatkarek z Niemkami na mistrzostwach świata był niewiarygodny! W pewnym momencie wydawało się, iż rywalek nie da się już zatrzymać. Końcówka to już sceny, które na długo pozostaną w pamięci kibiców.
Gra Polek na tych mistrzostwach świata do tej pory miała prawo się nie podobać. Wyniki się zgadzały, ale styl dwóch zwycięstw z Kenijkami i Wietnamkami (dwa razy po 3:1) nie odpowiadał temu, iż grały z outsiderkami. W pierwszym prawdziwym sprawdzianie przeciwko Niemkom na pewno nie zabrakło im jednak odwagi i waleczności. Dzięki nim pewnie przyprawiły kibiców o zawał serca. Jednak wszystko skończyło się z happy endem!


REKLAMA


Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!


W samej grze były momenty lepsze i słabsze, ale dzięki temu, jak wytrzymały trudne momenty w tym spotkaniu, potrafiły wywalczyć zwycięstwo 3:2 (21:25, 25:15, 19:25, 28:26, 19:17). To była wyszarpana wygrana, ale takie często smakują najlepiej. To opanowaniem nerwów i umiejętnością gry pod wpływem ogromnych emocji, a także wykorzystywaniem błędów rywalek, da się wygrywać najtrudniejsze spotkania.


Realizator pokazał, jak Polki na pewno nie zagrają. Potem znów zaczęło się nerwowo i nieskutecznie
Sytuacja przed meczem była prosta: jeżeli wygrają Polki, to zajmą pierwsze miejsce w grupie i w 1/8 finału trafią na - na papierze łatwiejsze do pokonania - Belgijki. jeżeli przegrają z Niemkami, to po drugim miejscu na koniec fazy grupowej już w pierwszym meczu w play-offach trafią na faworytki do zdobycia mistrzostwa świata - Włoszki.
W wyjściowym składzie Stefano Lavarini nie dokonał żadnych zmian w stosunku do meczów z Kenijkami i Wietnamkami. Na boisko wyszły Magdalena Stysiak w ataku, Katarzyna Wenerska na rozegraniu, Martyna Łukasik i Martyna Czyrniańska w przyjęciu, Agnieszka Korneluk i Magdalena Jurczyk jako środkowe, a do tego Aleksandra Szczygłowska w roli libero. Te sugerował mu za to realizator transmisji, który na grafice przedstawionej tuż przed początkiem spotkania pokazał, iż zaczniemy... z dwoma atakującymi.


Być może to, choć bardzo abstrakcyjne, ustawienie przydałoby się polskiej kadrze. Brakowało w niej właśnie ognia w ofensywie. Niestety, znów zaczęło się od nerwowej i chwilami bardzo nieskutecznej gry. Może nie na tym samym słabym poziomie co przeciwko Kenijkom i Wietnamkami, gdy traciły po jednym secie z outsiderkami MŚ w Tajlandii. Jednak przez cały czas patrzyliśmy na Polki, które choćby w porównaniu do tego, co prezentowały jeszcze w tym sezonie, gdy zdobywały brązowy medal Ligi Narodów, jak na nieco obcy zespół. Grający nieswojo, nietypowo kiepsko.


Chwilami bardzo dobrze w ataku wyglądała Magdalena Stysiak. Chwilami spustoszenie po stronie rywalek siały zagrywki Martyny Czyrniańskiej. Chwilami Polki wykorzystywały błędy Niemek. I to by było na tyle. Rywalki naciskały je z pola serwisowego tak bardzo, iż z większości piłek trudno było ułożyć składną akcję. Popełniały proste błędy, a Stefano Lavarini wręcz uciekał wzrokiem od boiska, ciągle mówiąc coś pod nosem. W stosunku do zawodniczek już choćby nie ukrywał frustracji.
Niemiecki zespół prowadził niemal od początku do końca partii. Polki miały szansę odebrać im inicjatywę - przy stanie 10:11, 14:15 i 21:22. Za każdym razem po ich stronie boiska wszystko toczyło się jednak tak chaotycznie i źle, iż nie były w stanie dalej utrzymywać tempa gry przeciwniczek. Ostatnie trzy punkty po tej ostatniej szansie należały do Niemek, wygrały tego seta do 21.
Takie Polki chcielibyśmy oglądać zawsze. Ale potem wróciły demony
Po zmianie stron obraz gry Polek zupełnie się zmienił. To dzięki świetnej dyspozycji na zagrywce i w obronie. Po kolei budziły się też te zawodniczki, na które wcześniej bardzo liczyłyśmy, a miały spore problemy. Najpierw z blokami i aktywnością na środku Agnieszka Korneluk. Potem atakowała na lewym skrzydle, podbijała piłki z niemal każdej pozycji i dorzucała dobry serwis także Martyna Łukasik. Imponowała w szczególności dyspozycja tej drugiej - bo wcześniej grała słabo i nie potrafiła pomóc zespołowi. A nagle stała się jego kluczową postacią.
Zawodniczki trenera Stefano Lavariniego gwałtownie wypracowały sobie czteropunktową przewagę (8:4), a potem utrzymywały taką różnicę i starały się ją powiększać. Najlepiej udało się to tuż przed końcówką seta, gdy z wyniku 15:11 zrobiło się aż 20:12. A na koniec partii było jeszcze lepiej - 25:15. I można było mieć nadzieję, iż Polki uspokoiły się na dobre. Bo poziom, który pokazywały zwłaszcza przy ostatnich piłkach był o wiele lepszy niż w pierwszym secie, a także poprzednich spotkaniach. To były polskie siatkarki, które chcielibyśmy oglądać zawsze.


Trzecia partia była najbardziej zacięta. Choć gwałtownie okazało się, iż będzie się toczyła z niewielką kontrolą Niemek nad grą - prowadziły czterema punktami już w jej początkowej fazie (5:9, potem 8:12). Polkom kilkukrotnie udawało się do nich zbliżyć, ale doganiały je demony z otwarcia spotkania. Przy 11:12, 15:16, czy 17:18 brakowało błysków, które dałyby im ograć przeciwniczki. A Niemki zyskały swój moment w końcówce: serią czterech "oczek" zakończyły seta wygraną do 19.
Drużyna Lavariniego dokonała niemożliwego. Działy się niewiarygodne rzeczy
Polki już straciły punkt, ale w tym meczu liczyło się to, żeby po prostu wygrać. Niestety, wszystko wyglądało podobnie jak w poprzednim fragmencie spotkania. Niemki, choć bez olbrzymiej przewagi, kontrolowały to, co działo się na boisku. Polkom nie można odmówić im tego, iż walczyły. Stefano Lavarini wpuścił też na boisko Paulinę Damaske, która w roli przyjmującej prezentowała się naprawdę dobrze. W pewnym momencie pomogła im choćby objąć prowadzenie - zrobiło się 18:17. Gdy Niemki znowu im odjechały (20:23), to Damaske zdobyła punkt utrzymujący polski zespół w grze. I potem zaczęły się dziać rzeczy niewiarygodne.
Niemki miały już w górze dwa setbole, ale obu nie wykorzystały. Nagle zaczęły popełniać zupełnie niepotrzebne i wręcz trudne do zrozumienia błędy. Dwa ataki w aut zdecydowały o tym, iż tym razem to Polki serwowały, żeby zamknąć seta (25:24). Z pierwszej szansy na to nie skorzystały, a w dodatku cała hala zamarła i ucichła po tym, jak na boisko runęła Malwina Smarzek. Atakująca, która weszła na boisko w ramach podwójnej zmianie, miała problem z kostką, ale mogła pozostać na boisku. Po chwili Polki miały jeszcze dwie piłki setowe. Pierwszą znów zmarnowały, ale druga po świetnej akcji w obronie i ataku Martyny Łukasik dała im zwycięstwo 28:26 oraz przedłużenie meczu o tie-breaka.
To był pokaz ofiarności i gry do końca. Tak walczące Polki ogląda się z przyjemnością. Dokonały niemożliwego, odwracając losy tego seta. choćby jeżeli ze świadomością, iż Niemki przegrały partię, której nie miały prawa przegrać.


Niesamowite nerwy, Lavarini po ostatniej piłce aż wbiegł na boisko!
W tie-breaku od pierwszych wymian w obu drużynach aż buzowały emocje. Choć to Polki prowadziły dwoma punktami - 4:2, a potem 6:4. Później walka zrobiła się jednak niezwykle wyrównana, dosłownie punkt za punkt i tak było aż do końcówki (11:11). Trudno stwierdzić, czy potrzebna była podwójna zmiana także w tym momencie. Lavarini trzymał się jej przez cały mecz, więc dokonał jej i wtedy, ale to w tamtym momencie Polki straciły punkt na 11:12. Na boisko wróciły wściekłe Magdalena Stysiak i Katarzyna Wenerska, prowadząc nasz zespół do dwóch meczboli przy stanie 14:12.
Niestety, obu z nich Polki nie wykorzystały. Stefano Lavarini poprosił o przerwę, ale tuż po niej sytuacja zrobiła się jeszcze gorsza: Stysiak uderzyła obok bloku w aut i to rywalki zyskały meczbola - pierwszego w tie-breaku. Na szczęście to właśnie polska atakująca wybroniła swój zespół chwilę później, zdobywając punkt na 15:15. Wojna nerwów trwała w najlepsze. Kolejną piłkę meczową zyskały Niemki: trafiona piłką przez Linę Alsmeier została Martyna Łukasik. Ale i ona nie dała im końcowego zwycięstwa, bo w kolejnej akcji na lewym skrzydle Alsmeier się pomyliła.
To były niesamowite nerwy, dawno nie widzieliśmy czegoś takiego! Punkt na 17:16 padł po niebywałych obronach z obu stron, ale ostatecznie to Polki zagrały piłkę na tyle sprytnie, żeby nie podbiły jej Niemki. Chwilę później wpadły jednak w siatkę i znów był remis. Ale polski zespół nie chciał się wówczas zatrzymać. Agnieszka Korneluk zdobyła punkt ze środka i powiedziała swoim koleżankom: "Ostatni". A one wręcz wykonały polecenie. Paulina Damaske zaserwowała, Niemki podbiły piłkę na drugą stronę boiska w aut i mecz się skończył: wynikiem 19:17 w tie-breaku i 3:2 w całym meczu.


Polki wyskoczyły w górę z radości, a trener Stefano Lavariniego, z którego zeszły chyba wszystkie nerwy, aż wbiegł na boisko. Po to, żeby je wszystkie, a w szczególności Paulinę Damaske wyściskać. Czasem takimi wygranymi zaczyna się drogę po wielkie sukcesy. Oby tak właśnie było w przypadku polskich siatkarek. Dzięki tej wygranej zagrają z Belgijkami w meczu w 1/8 finału, który odbędzie się w sobotę 30 sierpnia. Z faworyzowanymi Włoszkami mogą się zmierzyć dopiero w ćwierćfinale - wykonały swoje zadanie. To zwycięstwo ważne zarówno ze sportowego, jak i mentalnego punktu widzenia. Teraz wszystko trzeba będzie potwierdzić w rywalizacji z najlepszymi.
Idź do oryginalnego materiału